Ukryla twarz na jego szyi i zagryzla usta, zeby nie krzyczec. Chciala sie skoncentrowac na upokarzajacym fakcie, ze oddaje sie nieznajomemu, a nie na rozkoszy, jaka jej dawal. Jest dziwka, tylko tyle dla niego znaczy; ktorej uzyje i o ktorej zapomni. Powtarzala to w kolko, byle nie ulec podnieceniu.
Jego palce muskaly ja delikatnie. Zadrzala i skupila sie na niewygodnej pozycji, na czymkolwiek, byle nie na pieszczotliwym dotyku. Tyle ze to okazalo sie niemozliwe. Bylo jej zbyt dobrze, wiec wbila paznokcie w jego plecy i szarpnela sie niecierpliwie.
– Zgwalc mnie, do cholery!
Zaklal tak wsciekle, ze zadrzala.
– Cos z toba nie tak?
– Zrob to!
Jeknal gardlowo, uniosl jej biodra.
– Niech cie diabli!
Zagryzla usta, gdy w nia wchodzil i zacisnela dlonie na jego barkach. Teraz musi wytrzymac.
Goraco jego ciala przenikalo cienki jedwab. Sciana bolesnie ranila plecy, rozsuniete uda pulsowaly bolesnie. Nie musiala juz sie martwic rozkosza. Teraz chciala tylko, by bylo po wszystkim.
Wszedl tak gleboko, ze az-jeknela. Wystarczylby najmniejszy sygnal, a kochalby sie z nia, ale nie chciala tego. Nie chciala rozkoszy.
Czula, jak jego koszula wilgotnieje od potu. Zachowywal sie, jakby chcial ukarac oboje. Z trudem doczekala jego orgazmu. Po wszystkim usilowala skupic sie na myslach o dziecku, ale pragnela tylko jednego – uciec stad.
Minelo kilka sekund, zanim z niej wyszedl. Odsunal sie powoli, pozwolil, by stanela na wlasnych nogach.
Z trudem utrzymaly jej ciezar. Unikala jego wzroku. Nie mogla pogodzic sie z mysla, ze zrobila to po raz drugi.
– Rozyczko…
– Przepraszam. – Podniosla torebke i rzucila sie do drzwi. Wybiegla na korytarz w podartym zakiecie, z wilgotnymi udami.
Zawolal ja, zawolal tym glupim imieniem, na ktore wpadla w knajpie. Nie pozwoli, by za nia poszedl i zobaczyl, jak traci panowanie nad soba, wiec nie odwracajac sie, pomachala mu na pozegnanie. Arogancko, jakby chciala powiedziec/ „Na razie, dupku. Nie dzwon, sama sie zglosze'.
Drzwi zatrzasnely sie z hukiem.
Zrozumial.
Rozdzial piaty
Nastepnego wieczoru Cal siedzial w kabinie samolotu, wiozacego druzyne z powrotem do Chicago. Zgaszono juz swiatla, wiekszosc zawodnikow spala albo sluchala muzyki w sluchawkach. Cal rozmyslal.
Kostka bolala go po kontuzji, ktorej doznal w czwartej cwiartce. Kevin go zastapil, trzy razy atakowal, spieprzyl dwie okazje i w ostatniej chwili zdobyl zwycieski punkt.
Kontuzje zdarzaly mu sie coraz czesciej: wybity bark w czasie obozu treningowego, rozlegly siniak na udzie w zeszlym miesiacu, a teraz to. Lekarz orzekl, ze to powazne skrecenie, wiec nie bedzie trenowal w tym tygodniu. Mial trzydziesci szesc lat i staral sie nie myslec, ze nawet Montana wycofal sie w wieku lat trzydziestu osmiu. Staral sie takze zapomniec, ze powrot do formy zajmuje mu coraz wiecej czasu. Oprocz kostki bolaly go kolana, zebra dawaly o sobie znac, a w biodro ktos chyba wbil rozzarzony pret. Wieksza czesc nocy spedzi w goracej wannie.
Kontuzja kostki i incydent z Rozyczka popsuly mu weekend. Dobrze, ze juz po wszystkim. Caly czas nie mogl uwierzyc, ze nie uzyl prezerwatywy. Nawet jako nastolatek nie popelnil takiego glupstwa. Najbardziej draznil go fakt, ze pomyslal o tym dopiero po jej wyjsciu. Tak, jakby na sam jej widok pozadanie zajelo miejsce rozumu.
Moze dostal o jeden raz za duzo w glowe, bo mial wrazenie, ze traci rozum. Gdyby chodzilo o jakakolwiek inna kobiete, nie wpuscilby jej do pokoju. Za pierwszym razem byl pijany, ale teraz nie mial nic na swoje usprawiedliwienie. Pragnal jej, wiec ja wzial, i tyle.
Nie wiedzial nawet, co go w niej pociaga. Jedna z zalet zawodu pilkarza jest mozliwosc wyboru, a on zawsze wybieral najmlodsze i najladniejsze. Chociaz twierdzila, ze jest inaczej, ma co najmniej dwadziescia osiem lat, a takie kobiety nigdy go nie pociagaly. Lubil mlode, swieze, o jedrnych, pelnych piersiach i nadasanych ustach.
Rozyczka pachniala wanilia. I do tego te zielone oczy. Nawet gdy klamala, patrzyla mu prosto w oczy. Nie przywykl do tego. Lubil kobiety o uwodzicielskim spojrzeniu, trzepoczace rzesami, a Rozyczka patrzyla szczerze i uczciwie. Co za ironia losu, zwazywszy, ze nie byla wcale ani uczciwa, ani szczera.
Rozmyslal cala droge do Chicago i caly nastepny tydzien. Fakt, ze nie mogl trenowac, bynajmniej nie poprawil mu humoru. W piatek jego slynna samodyscyplina okazala sie zgubna: powstrzymal wszystko, tylko nie atak przeciwnikow z Denver.
Gwiazdy graly w polfinalach mistrzostw. Gral, mimo kontuzji, ktore jednak wplynely na jego postawe. Denver wygralo dwadziescia dwa do osiemnastu.
Pietnasty sezon Cala Bonnera dobiegl konca.
Marie, sekretarka, ktora Jane dzielila z dwojka innych pracownikow college'u Newberry, podala jej plik rozowych karteczek:
– Dzwonil doktor Nguyen z Fermi, prosi o kontakt przed czwarta, a doktor Davenport zaplanowal spotkanie wydzialu na srode.
– Dzieki, Marie.
Sekretarka miala jak zwykle skwaszona mine, ale Jane najchetniej wy-sciskalaby ja i wycalowala. Miala ochote tanczyc, spiewac, skakac pod sufit, a potem puscic sie biegiem przez caly college i krzyczec na cale gardlo, ze jest w ciazy.
– Musisz mi przekazac sprawozdania przed piata.
– Dobrze – odparla. Pokusa podzielenia sie radosna nowina byla niemal nie do odparcia, ale… jest dopiero w piatym tygodniu, a Marie to nadeta nudziara, i w ogole jest za wczesnie, by komukolwiek mowic.
Jedna osoba znala jednak prawde. Jane poczula niepokoj, wchodzac do swojego gabinetu. Dwa dni temu Jodie Pulanski odwiedzila ja niespodziewanie i od razu zauwazyla ksiazki o ciazy i pielegnacji niemowlat na stoliku. Oczywiscie Jane nie moglaby ukrywac swojego stanu w nieskonczonosc, nie miala zreszta takiego zamiaru, niepokoila sie jednak, ze musi polegac na dyskrecji tak samolubnej osoby… zwlaszcza co do okolicznosci poczecia dziecka.
Jodie co prawda przysiegla, ze zabierze tajemnice do grobu, ale Jane nie ufala jej zbytnio. Poniewaz jednak dziewczyna wydawala sie szczerze zadowolona i naprawde zdecydowana dochowac tajemnicy, Jane doszla do wniosku, ze nie ma powodu do zmartwien i w blogim nastroju wlaczyla komputer.
Otworzyla internetowa strone biblioteki w Los Alamos, zeby sie przekonac, czy od wczoraj pojawily sie jakies nowe publikacje. Robila to automatycznie, jak wielu fizykow na calym swiecie. Zwykli ludzie zaczynaja dzien od lektury gazety, a naukowcy od wizyty w bibliotece w Los Alamos.
Tego ranka jednak przylapala sie na rozmyslaniu o Calu Bonnerze, zamiast o nowych publikacjach. Jodie powiedziala, ze w lutym Cal podrozuje po calym kraju, wypelniajac zobowiazania reklamowe, zanim na poczatku marca uda sie do Karoliny Polnocnej. Przynajmniej nie musi sie obawiac, ze wpadnie na niego na ulicy.
Ta mysl powinna stanowic pocieszenie, a budzila niepokoj. Jane skupila sie na monitorze, ale nie mogla odczytac nawet jednego slowa. W wyobrazni urzadzala juz pokoj dziecinny.
Bedzie zolty, z tecza na suficie. Usmiechnela sie rozmarzona. Jej dziecko bedzie dorastalo w otoczeniu piekna.
Jodie byla wsciekla. Chlopcy obiecali jej noc z Kevinem Tuckerem, jesli dostarczy prezent na urodziny Cala. Tymczasem mamy koniec lutego, czyli minely trzy miesiace, a nadal nie wywiazali sie z umowy. Humoru nie poprawial Jodie widok Tuckera flirtujacego z jej kolezanka.
Melvin Thompson wynajal cala knajpe i zjawili sie wszyscy gracze, ktorzy jeszcze przebywali w miescie. Jodie oficjalnie byla jeszcze w pracy, ale co chwila popijala z cudzych szklanek, wiec byla juz na tyle wstawiona, ze