zdobyla sie na odwage, by powaznie porozmawiac z Juniorem Duncanem. Bylo juz po polnocy. Gral w bilard z Gerrnaine'em Clarkiem.
– Musimy pogadac, Junior.
– Pozniej, Jodie. Nie widzisz, ze gramy?
Najchetniej wyrwalaby mu kij i polamala na glowie, ale na tyle sie jeszcze nie upila.
– Chlopaki, obiecaliscie mi cos, ale nadal nie dostalam koszulki z dwunastka. Moze wy zapomnieliscie, ja nie.
– Mowilem juz, ze nad tym pracujemy. – Spudlowal. – Cholera.
– Powtarzacie to od trzech miesiecy. Juz wam nie wierze. Ilekroc chce z nim pogadac, traktuje mnie jak powietrze.
Junior odsunal sie, zeby Germaine mogl uderzyc. Ku radosci Jodie byl troche nieswoj.
– Widzisz, Jodie, Kevin sprawia nam pewne klopoty.
– Chcesz powiedziec, ze nie chce isc ze mna do lozka?
– Nie o to chodzi. Po prostu spotyka sie z innymi kobietami i sprawy sie pogmatwaly. Wiesz co? Mam pomysl. Moze umowimy ciez Royem Rawlinsem albo Mattem Truate?
– Zwariowales. Gdybym chciala rezerwowych, mialabym ich dawno temu. -Skrzyzowala rece na piersiach. – Zawarlismy umowe: znajde wam dziwke na urodziny Bombera, a wy zalatwicie mi Kevina. Ja dotrzymalam mojej czesci.
– Nie do konca.
Przeciagly glos z poludniowym akcentem przyprawil ja o gesia skorke. Odwrocila sie i napotkala spojrzenie jasnych oczu Bombera.
Skad sie wzial? Kiedy go ostatnio widziala, dwie blondynki usilowaly go poderwac przy barze. Co tu robi?
– Nie znalazlas dziwki, prawda, Jodie?
Zwilzyla usta jezykiem.
– Nie wiem, o co ci chodzi.
– Chyba jednak wiesz. – Podskoczyla, czujac jego silne rece na ramieniu. – Chlopaki, wybaczcie nam, Jodie i ja wyjdziemy na dwor, musimy pogadac w cztery oczy.
– Zwariowales? Jest cholernie zimno!
– Nie zajmie nam to duzo czasu. – Nie czekal, co powie, po prostu pociagnal ja w strone tylnych drzwi.
Przez caly dzien ostrzegano w radio, ze temperatura spadnie grubo ponizej zera. Ich oddechy zamienialy sie w siwe obloczki. Jodie zadrzala, co Cal przyjal z ponura satysfakcja. W koncu uzyska odpowiedz na wszystkie nurtujace go pytania.
Tajemnice, wszystko jedno, czy na boisku, czy w zyciu prywatnym, zawsze go denerwowaly. Z jego doswiadczenia wynikalo, ze za kazda kryje sie nieczysta sprawa, a tego nie lubil.
Wiedzial, ze moglby przycisnac chlopakow, ale nie chcial, by sie zorientowali, jak wiele myslal o Rozyczce. Dopiero kiedy podsluchal rozmowe Juniora z Jodie, wpadl na pomysl, zeby pogadac wlasnie z nia.
Bez wzgledu na to, jak sie staral, nie potrafil zapomniec o tej dziewczynie. W najdziwniejszych momentach lapal sie na tym, ze sie o nia martwi. Kto moze wiedziec, do ilu drzwi pukala z bajeczkami o ARS i doradcach duchowych? Rownie dobrze mogla teraz zabawiac Bearsow; caly czas sie glowil, na kogo teraz poluje.
– Kim ona jest, Jodie?
Miala na sobie skapy stroj hostessy: obcisla bluzeczke i krociutka spodniczke. Juz szczekala zebami.
– Dziwka.
Jakas czastka jego mozgu podpowiadala, by zadowolil sie tym wyjasnieniem. Moze laduje sie w cos, o czym wolalby nie miec pojecia? Jednak jedna z przyczyn, dla ktorych byl tak dobrym graczem, bylo instynktowne wyczuwanie niebezpieczenstwa, a teraz, nie wiadomo dlaczego, wlosy na karku stanely mu deba.
– Zalewasz, Jodie, a ja nie lubie, kiedy ktos robi ze mnie balona. – Puscil ja, ale jednoczesnie przysunal sie blizej, tak ze nie mogla uciec, uwieziona miedzy nim a sciana.
Unikala jego wzroku.
– Poznalam ja kiedys, dobra?
– Nazwisko.
– Nie moge… Nie moge, obiecalam.
– To blad.
Rozcierala ramiona, szczekala zebami.
– Cal, strasznie tu zimno.
– Nie czuje.
– Ona… Jane. Wiem tylko tyle.
– Nie wierze.
– Cholera! – Rzucila sie na bok, chcac go wyminac, ale zablokowal jej droge. Wiedzial, ze sie go boi, i dobrze. Szybciej powie.
– Jane i jak dalej?
– Zapominalam. – Zadarla glowe do gory.
Denerwowal go jej upor.
– Przebywanie w poblizu chlopakow duzo dla ciebie znaczy, prawda? Zerknela na niego nieufnie.
– Moze.
– Nie moze, tylko na pewno. To jedyna wazna rzecz w twoim zalosnym zyciu. I wiem, ze bylabys wsciekla, gdyby zaden z graczy nie zajrzal juz do tej knajpy. Gdyby zaden nie chcial z toba rozmawiac, nikt, nawet rezerwowi.
– Wiedzial, ze ma ja w garsci, ale jeszcze sie nie poddala.
– To mila kobieta, przechodzi kryzys. Nie chce jej skrzywdzic.
– Nazwisko!
Zawahala sie, az wreszcie ulegla:
– Jane Darlington. -Slucham dalej.
– Wiem tylko tyle – powtorzyla uparcie. Obnizyl glos do ledwie slyszalnego szeptu:
– Ostrzegam cie po raz ostatni. Powiedz wszystko co wiesz, bo inaczej nie odezwie sie do ciebie zaden zawodnik.
– Jestes wredny. Milczal i czekal. Energicznie tarla ramiona.
– Wyklada fizyke w Newberry.
Spodziewal sie wielu rzeczy, ale to nawet nie przyszlo mu do glowy.
– Profesorka?
– Tak. I pracuje w laboratorium, nie pamietam w ktorym. Jest bardzo madra, ale… zna niewielu facetow i… nie miala nic zlego na mysli.
Im wiecej sie dowiadywal, tym bardziej wlosy stawaly mu deba.
– Dlaczego ja? I nie mow, ze zalicza wszystkich z druzyny po kolei, bo wiem, ze to nieprawda.
Trzesla sie z zimna.
– Obiecalam, zrozum. Tu chodzi o cale jej zycie.
– Powoli trace cierpliwosc.
Obserwowal, jak walczy w niej chec ochrony przyjaciolki i troska o wlasna skore. Wiedzial, co zwyciezy, jeszcze zanim otworzyla usta.
– Chciala miec dziecko! I nie zyczyla sobie, zebys sie dowiedzial.
Przeszyl go dreszcz, ktory nie mial nic wspolnego z zimnem na dworze.
Obserwowala go niepewnie.
– Nie obawiaj sie, nie stanie ci na progu z dzieckiem na reku. Ma dobra prace, jest madra. Zapomnij o tym i juz.
Z trudem zaczerpnal powietrza.
– Chcesz powiedziec, ze jest w ciazy? Ze wykorzystala mnie, zeby zajsc w ciaze?
– No tak, ale to wlasciwie nie jest twoje dziecko. To tak, jakbys byl dawca spermy. W kazdym razie ona tak uwaza.
– Dawca spermy? – Czul, ze zaraz peknie mu glowa. Nie znosil stabilizacji, nie mieszkal nawet w jednym miejscu przez dluzszy czas. A teraz okazalo sie, ze splodzil dziecko. Z trudem zachowal panowanie nad soba. –