Wstrzymala oddech, porazona jego jadowitym tonem.

– Nie licz na romantyczny miesiac miodowy, bo to bedzie malzenstwo z piekla rodem. Po ceremonii rozstaniemy sie, a kiedy juz dziecko przyjdzie na swiat, wezmiemy rozwod.

– Co ty opowiadasz? Nie wyjde za ciebie. Nie rozumiesz. Nie obchodza mnie twoje pieniadze. Niczego od ciebie nie chce.

– Nie obchodzi mnie, czego chcesz.

– Dlaczego? Dlaczego to robisz?

– Bo nie chce, zeby moje dziecko bylo bekartem.

– Nie bedzie bekartem. Dzisiaj…

– Zamknij sie! Mam wiele praw, lacznie z prawem opieki, o ktore bede walczyl, jesli akurat przyjdzie mi na to ochota!

Poczula sie, jakby ja uderzyl w splot sloneczny.

– Prawem opieki? Nie mozesz! To moje dziecko!

– Nie tylko.

– Nie pozwole!

– Stracilas wszelkie prawo sprzeciwu, gdy uknulas ten podstepny plan.

– Nie wyjde za ciebie.

– Owszem, wyjdziesz. A wiesz dlaczego? Bo predzej cie zniszcze niz dopuszcze do tego, by moje dziecko dorastalo jako bekart.

– Czasy sie zmienily. Na swiecie zyja miliony samotnych matek. Nikt na to nie zwraca uwagi.

– Ja zwracam. Posluchaj uwaznie: sprzeciwisz mi sie, a zazadam wylacznego prawa opieki. Bedziemy sie procesowali, az pojdziesz z torbami.

– Nie rob tego. To moje dziecko! Tylko moje!

– Powiedz to sedziemu.

Nie wiedziala, co powiedziec. Nagle znalazla sie w strasznym, ciemnym miejscu, gdzie slowa nie przechodzily przez gardlo.

– Pani profesor, babranie sie w blocie to moj zawod, nie przejmuje sie tym wcale. Wiesz co? Wlasciwie nawet to lubie. Masz wybor: albo zalatwimy to miedzy nami, czysto i grzecznie, albo publicznie, z praniem brudow i marnowaniem pieniedzy. Wybieraj. I tak wygram.

Sluchala go uwaznie.

– To niesprawiedliwe. Nie chcesz tego dziecka.

– Rzeczywiscie, dzieciak to ostatnia rzecz, jakiej mi trzeba, i bede cie za to przeklinal do smierci, ale to nie jego wina, ze za matke ma klamliwa suke. Jak juz powiedzialem, nie chce, zeby moje dziecko bylo bekartem.

– Nie moge. Nie chce.

– Trudno. Moj prawnik jutro sie z toba skontaktuje, musisz podpisac umowe przedslubna. Po rozwodzie oboje zostaniemy z tym, co mamy w tym momencie. Nie tkne ani grosza z twoich pieniedzy, a ty z moich. Poczuwam sie do finansowej odpowiedzialnosci tylko za dzieciaka.

– Nie chce twoich pieniedzy! Posluchaj wreszcie! Sama dam sobie rade! Niczego od ciebie nie chce. Puscil jej slowa mimo uszu.

– Niedlugo musze wracac do Karoliny Polnocnej, wiec musimy zalatwic to jak najszybciej. Za tydzien bedziemy malzenstwem. Pozniej bedziemy sie porozumiewali przez mojego prawnika.

Zepsul jej piekne plany. Boze, co ona narobila? Przeciez nie powierzy dziecka temu barbarzyncy, nawet na krotko!

Musi z nim walczyc. Nie ma prawa do jej dziecka! Nie obchodzi jej, ile ma milionow, niewazne, jak kosztowny okaze sie proces, to jest jej dziecko. Nie pozwoli mu wpadac bez zaproszenia i odbierac jej skarbu. Nie ma prawa…

Gniew ustapil wyrzutom sumienia. Ma prawo, a jakze. Sama chciala, zeby wlasnie Cal byl ojcem jej dziecka. Tym samym, czyjej sie to podoba, czy nie, on ma prawo decydowac o jego przyszlosci.

Zmusila sie, by spojrzec prawdzie w oczy. Nawet gdyby bylo ja stac na kosztowna batalie sadowa, nie moze tego zrobic. Wpakowala sie w te sytuacje ignorujac wlasne zasady, wmawiajac sobie, ze cel uswieca srodki, i prosze, dokad ja to zaprowadzilo. Koniec. Od tej chwili bedzie sie kierowala jednym: dobrem dziecka.

Porwala notatki z katedry i ruszyla do drzwi.

– Zastanowie sie nad tym.

– Doskonale. Masz czas do czwartej w piatek po poludniu.

– Doktor Darlington zdazyla w ostatniej chwili. – Brian Delgado, prawnik Cala, dotknal umowy przedslubnej lezacej na biurku. – Przyszla tuz przed czwarta. Byla bardzo zdenerwowana.

– I dobrze. – Nawet tydzien pozniej Cal nie potrafil opanowac wscieklosci na mysl o tym, co mu zrobila. Nadal ja widzial tam, w klasie, w pomaranczowym kostiumie ze zlotymi guzikami. W pierwszej chwili jej nie poznal. Upiela wlosy z tylu glowy, a na nosie miala wielkie okulary. Wygladala jak belferka, nie jak kobieta.

Podszedl do okna, niewidzacym wzrokiem zapatrzyl sie na parking. Za dwa dni bedzie zonaty. Cholera. Wszystko w nim burzylo sie na te mysl, wszystko poza kodeksem moralnym, wedlug ktorego go wychowano, a ktory glosil, ze mezczyzna nie porzuca swojego dziecka, nawet jesli go nie chcial.

Na sama mysl o tym poczul, ze sie dusi. Stabilizacja jest dobra po skonczonej karierze, na stare lata, nie teraz, gdy jest w kwiecie wieku. Spelni obowiazki wobec dzieciaka, ale doktor Jane Darlington zaplaci za to, co mu zrobila. Nikt nie bedzie go wykorzystywal. Juz on tego dopilnuje.

– Chce, zeby poniosla zasluzona kare, Brian – warknal. – Dowiedz sie o niej wszystkiego.

– To znaczy?

– Znajdz jej czuly punkt.

Delgado byl mlody, ale mial oczy rekina i Cal wiedzial, ze to odpowiedni czlowiek do tego zadania. Delgado reprezentowal go od pieciu lat. Byl inteligentny, agresywny i dyskretny. Czasami posuwal sie za daleko, chcac za wszelka cene zadowolic najwazniejszego klienta, ale Cal uwazal, ze zdarzaja sie gorsze wady niz nadgorliwosc. Jak dotychczas wykazal sie skutecznoscia i szybkoscia dzialania i Cal nie watpil, ze to sie nie zmieni.

– To nie moze ujsc jej na sucho, Brian. Zenie sie z nia, bo musze, ale to nie koniec. Dowie sie jeszcze, ze zadarla z niewlasciwym facetem.

Delgado w zadumie odlozyl umowe przedslubna.

– Wydaje sie, ze prowadzi spokojny tryb zycia. Chyba nie znajde zbyt wielu kosciotrupow w szafie.

– Wiec dowiedz sie, co jest dla niej najwazniejsze i zacznij od tej strony. Niech zajma sie nia twoi najlepsi ludzie. Sprawdz, czym przejmuje sie najbardziej, wtedy bede wiedzial, co jej odebrac.

Cal niemal widzial trybiki w glowie adwokata. Mniej agresywny prawnik moglby sie wycofac, ale nie Brian. Lubil polowanie.

Wychodzac z jego biura, Cal obiecal sobie, ze bedzie chronil najblizszych przed Jane Darlington.

Jego rodzina nadal oplakiwala Cherry i Jamiego. Nie bedzie rozdrapywal ich ran. Jesli zas chodzi o dziecko… Odkad pamietal, nazywano go twardym sukinsynem, ale jest sprawiedliwy. Nie pozwoli, by dzieciaka karano za bledy matki.

Nie chcial dluzej o tym myslec. Pozniej sie tym zajmie. Na razie obchodzi go tylko zemsta. Moze to troche potrwa, ale predzej czy pozniej zrani ja tak, ze popamieta go po wsze czasy.

Na dzien przed slubem Jane byla tak zdenerwowana, ze nie byla w stanie przelknac ani kesa, nie mogla zmruzyc oka.

Uroczystosc okazala sie krotka i przygnebiajaca. Odbyla sie w Wisconsin, w urzedzie stanu cywilnego. Trwala niecale dziesiec minut. Nie bylo kwiatow, przyjaciol, calusow.

Po uroczystosci Brian Delgado, prawnik Cala, oznajmil, ze Cal wraca do Karoliny Pomocnej za niecaly tydzien i bedzie sie z nia porozumiewal przez swojego prawnika, czyli przez Briana. Cal ograniczyl sie do wypowiedzenia formuly przysiegi malzenskiej.

Odjechali osobnymi samochodami, tak samo jak przybyli. Zanim dojechala do domu, kamien spadl jej z serca. Juz po wszystkim. Zobaczy go dopiero za kilka miesiecy.

Niestety, nie docenila „Chicago Tribune'. Dwa dni po slubie dziennikarz dzialu sportowego, poinformowany przez anonimowego urzednika z Wisconsin, opisal cichy slub napastnika wszechczasow i doktor Jane Darlington, powszechnie szanowanej pani profesor z college'u Newberry.

Srodki masowego przekazu oszalaly na ich punkcie.

Вы читаете Kandydat na ojca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату