wyhaftowana modlitwa. Nagle uswiadomila sobie, ze to jedyny przedmiot religijny w calym domu. Widac bylo, ze ten pokoj urzadzono z miloscia. Nie sadzila, by zrobil to G. Dwayne Snopes.
Opadla na drewniany fotel na biegunach. Stal przy oknie, na tle niebieskiej zaslony. Zastanowila sie nad swoim dzieckiem. Jakim cudem ma rosnac zdrowo, skoro jego rodzice bezustannie ze soba walcza? Przypomniala sobie obietnice zlozona Annie Glide, ze zawsze bedzie przedkladala dobro Cala nad swoje, i nie mogla sie nadziwic, ze zgodzila sie na cos takiego. Najgorsze, ze on niczego nie obiecal.
Dlaczego nie okazala wiekszej sily woli i nie znalazla sposobu, zeby tego uniknac? Z drugiej strony, i tak zlamie przysiege malzenska, wiec co za roznica, ze nie dotrzyma jeszcze jednej obietnicy?
Usiala wygodniej i postanowila, ze znajdzie sposob, by zawrzec pokoj z Calem. Musi to zrobic; nie ze wzgledu na obietnice zlozona Annie, lecz ze wzgledu na dziecko.
Kilka minut po polnocy Cal zamknal sie w gabinecie i zadzwonil do Briana Delgado. Czekajac, az adwokat podniesie sluchawke, z niesmakiem rozgladal sie po pokoju. Szczegolna niechec budzily w nim lowieckie trofea. Postanowil usunac je stad jak najszybciej.
Brian odebral telefon. Cal nie byl w nastroju do pogaduszek, totez od razu przeszedl do rzeczy:
– Czego sie dowiedziales?
– Na razie niczego. Doktor Darlington chyba nie ukrywa zadnych szkieletow w szafie, co do tego miales racje. Moze dlatego, ze jej zycie prywatne wlasciwie nie istnieje.
– A co robi w wolnym czasie?
– Pracuje. To jej cale zycie.
– Jakies plamy na karierze?
– Ma pewne problemy z szefem Laboratorium Preeze, ale to raczej zazdrosc zawodowa z jego strony. Fizyka molekularna to meska sprawa, tego zdania sa zwlaszcza starsi naukowcy.
Cal zmarszczyl czolo.
– Spodziewalem sie czegos wiecej.
– Sluchaj, zdaje sobie sprawe, ze chcesz to miec na wczoraj, ale to troche potrwa, zwlaszcza ze mamy zachowac dyskrecje.
Przeczesal wlosy palcami.
– W porzadku. Masz tyle czasu, ile chcesz, tylko to zalatw. Daje ci wolna reke. To jest teraz najwazniejsze.
– Rozumiem.
Rozmawiali jeszcze przez kilka minut na temat kontraktow reklamowych Cala. Juz, juz mial odlozyc sluchawke, kiedy cos przyszlo mu do glowy.
– Jutro niech twoi ludzie kupia mi komiksy, i to rozne…
– Komiksow?
– Mhm.
Brian nie pytal o nic wiecej, choc Cal domyslal sie, ze skrecala go ciekawosc. Zakonczyl rozmowe i udal sie na gore w poszukiwaniu kobiety, ktora podstepnie postawila cale jego zycie na glowie.
Nie mial najmniejszych wyrzutow sumienia, ze pragnie zemsty. Futbol nauczyl go, jak przetrwac, a podstawowa zasada brzmi: jesli ktos traktuje cie nie fair, odplac mu z nawiazka, teraz albo w przyszlosci. Nie ma zamiaru przez cale zycie zerkac przez ramie, czy ta baba nie planuje kolejnego ciosu w plecy. Musi sie przekonac, z kim zadarla, musi na wlasnej skorze poznac, jakie sa tego konsekwencje.
Znalazl ja w pokoju dziecinnym, skulona na bujanym fotelu, z okularami na kolanach. We snie wydawala sie wrazliwa i krucha, ale wiedzial, ze to tylko zludzenie. Od samego poczatku byla wyrachowana i zimna. Dostala to, czego chciala, a przy okazji nieodwracalnie zmienila bieg jego zycia, czego nigdy jej nie wybaczy. Nie tylko jego zycia, przypomnial sobie, takze niewinnego dziecka.
Zawsze lubil dzieci. Od ponad dziesieciu lat pomagal dzieciakom z rozbitych rodzin. Robil co w jego mocy, by utrzymac to w tajemnicy przed prasa, bo nie chcial, by zrobili z niego Swietego Cala. Wyobrazal sobie, ze kiedy sie w koncu ozeni, zrobi to na zawsze. Dorastal w pelnej rodzinie i z przykroscia patrzyl, jak jego koledzy z druzyny i ich byle zony walcza o dzieci. Przysiagl sobie, ze jego dziecka nie spotka taki los, ale doktor Jane Darlington dokonala wyboru za niego.
Wszedl do pokoju. Patrzyl, jak promien ksiezyca nadaje jej wlosom srebrny odcien. Pojedynczy lok opadl na policzek. Zdjela zakiet i jedwabna bluzka podkreslala drobne piersi, unoszace sie i opadajace w rytm oddechu.
We snie wygladala mlodziej niz grozna pani profesor fizyki tamtego dnia w college'u. Wtedy wydawalo sie, ze cos w niej umarlo, jakby wyschly soki zywotne, ale teraz, uspiona, skapana w swietle ksiezyca, byla inna, swieza, pelna zycia. Poczul przyplyw pozadania.
Zdenerwowalo go to. Poprzednio nie wiedzial, z kim ma do czynienia. Teraz to sie zmienilo, ale jego cialo nie przyjmowalo tego do wiadomosci.
Uznal, ze czas na kolejna scene w przykrym rodzinnym melodramacie. Przechylil fotel do tylu. Jane obudzila sie blyskawicznie.
– Czas do lozka, Rozyczko.
Zielone oczy patrzyly czujnie.
– Chyba… zasnelam.
– Cos takiego.
– Szukalam sypialni. – Wlozyla okulary, ukryla dlonie we wlosach opadajacych na twarz. Srebrne kosmyki przeplywaly jej przez palce.
– Zamieszkasz w sypialni wdowy Snopes. Chodz.
Widac bylo, ze nie ma ochoty isc z nim, ale jeszcze mniej usmiechala jej sie kolejna klotnia. Popelnia blad, tak jawnie okazujac uczucia. To tylko ulatwia mu sprawe.
Prowadzil ja wzdluz korytarza. Niepokoj Jane wzrastal, w miare jak zblizali sie do glownej sypialni. Obserwowal to z ponura satysfakcja. Ciekawe, co zrobi, jesli jej dotknie? Dotychczas unikal wszelkiego kontaktu fizycznego; nie ufal sobie. Nigdy w zyciu nie uderzyl kobiety, nie wyobrazal sobie nawet, ze moglby cos takiego zrobic, ale ochota, by zrobic jej krzywde, byla silniejsza. Widzac jej zdenerwowanie, postanowil poddac ja testowi.
Zatrzymali sie przed drzwiami sasiedniego pokoju. Wyciagnal reke w strone klamki i celowo musnal jej ramie.
Podskoczyla i gwaltownie obrocila sie na piecie. Patrzyl na nia drwiaco. Zrozumiala, ze dokladnie wiedzial, jak zareaguje. Tej nocy bylo w nim cos zlowieszczego. Nie miala pojecia, o czym mysli, wiedziala tylko, ze sa sami w wielkim, brzydkim domu… i poczula sie calkowicie bezbronna.
Otworzyl drzwi.
– Mamy sasiadujace ze soba sypialnie, jak w dawnych czasach. Pewnie G. Dwayne i jego zona nie zyli ze soba najlepiej.
– Nie chce sasiedniej sypialni. Wole pokoj na drugim koncu korytarza.
– Bedziesz spala tam, gdzie ci kaze.
Poczula zimny dreszcz, ale dzielnie zadarla glowe.
– Nie groz mi.
– Nie groze. Ostrzegam.
W przeciaglym glosie pojawily sie niebezpieczne nuty. Jej zoladek wywinal salto.
– Przed czym?
Omiotl ja wzrokiem. Zatrzymal spojrzenie na szyi, piersiach, powedrowal nizej, na biodra, wrocil do oczu.
– Kosztujesz mnie spokoj ducha, ze juz nie wspomne o sporej ilosci gotowki. Z mojego punktu widzenia to czyni cie moja dluzniczka. Moze po prostu chce cie miec pod reka, na wypadek, gdybym zechcial sciagnac naleznosc.
Seksualny podtekst byl oczywisty. Powinna sie oburzyc, a tymczasem poczula dziwny dreszcz, jakby porazil ja prad. Zaniepokoila ja wlasna reakcja. Chciala sie od niego odsunac, ale trafila plecami na framuge drzwi.
Oparl dlon tuz obok jej glowy. Poczula jego noge przy swojej i wszystkie jej zmysly obudzily sie do zycia. Patrzyla w jasne oczy z ciemna obwodka. Wdychala zapach plynu do plukania bielizny i jeszcze czegos, co nie