sto osiemdziesiat, jest glupia jak but.
– Cholera! – Cisnal torebke na kanape. Zapiecie puscilo i zawartosc wysypala sie gwaltownie.
– Cos nie tak, Cal?
– Co? Eee, nie. – Zapomnial o obecnosci Ethana, najmlodszego brata. Ethan zjawil sie niespodziewanie dwadziescia minut temu. Cal wykrecil sie waznym telefonem; caly czas szukal zony.
Zwlekanie z przedstawieniem Jane rodzicom okazalo sie trudniejsze niz przypuszczal. Ethan wrocil z nart przed trzema dniami, jego rodzice przed dwoma, i wszyscy suszyli mu glowe.
– Szukam portfela – sklamal. – Myslalem, ze moze Jane schowala go do swojej torebki.
Ethan wstal z fotela przy kominku tak wielkim, ze z powodzeniem mozna by w nim upiec wolu, i podszedl do drzwi na patio. Gniew Cala zelzal odrobine, gdy patrzyl na brata. Podczas gdy on i Gabe brylowali na boisku, Ethan realizowal sie w szkolnym teatrze. Choc niezle sobie radzil w sporcie, nigdy nie pociagaly go gry druzynowe – pewnie dlatego, ze nie pojmowal, jak wazne jest zwyciestwo.
Szczuplejszy od Cala i Gabe'a, o jasnych wlosach, zabojczo przystojny, jako jedyny z trzech braci Bonnerow odziedziczyl rysy matki. Jego uroda stanowila ulubiony powod dobrodusznych kpin starszych braci. Mial piwne oczy ocienione dlugimi rzesami i prosty nos, ktorego nikt nigdy nie zlamal. Zazwyczaj nosil koszule, sztruksy i mokasyny, dzis jednak mial na sobie sprana koszulke i dzinsy. Na nim wygladaly jak elegancki stroj.
Cal zmarszczyl brwi.
– Prasowales podkoszulek?
– Tylko troszeczke.
– Jezu, Eth, przestan robic takie rzeczy.
Ethan usmiechnal sie promiennym usmiechem Jezusa, co, jak wiedzial, doprowadzalo brata do szalu.
– Niektorzy dbaja o wyglad. – Z niesmakiem spojrzal na zablocone buty Cala. – Inni nie zwracaja na to uwagi.
– Daruj sobie, dupku. – W obecnosci Ethana jezyk Cala pogarszal sie skandalicznie. Bylo w tym dzieciaku cos, co kazalo mu przeklinac jak szewc. Nie, zeby robilo to na nim jakiekolwiek wrazenie. Byl najmlodszy; starsi bracia od poczatku dawali mu twarda szkole. Jeszcze jako dzieci Cal i Gabe wyczuwali, ze Ethan jest bardziej wrazliwy od nich, wiec nauczyli go o siebie dbac. Nikt w rodzinie Bonnerow nie przyznalby sie do tego za zadne skarby, ale w glebi ducha wlasnie Ethana kochali najbardziej.
Cal darzyl go takze szacunkiem. Ethan mial za soba szalony okres studiow, kiedy za duzo pil i sypial ze zbyt wieloma kobietami. Odkad jednak odkryl swoje powolanie, zyl zgodnie z tym, czego nauczal.
– Odwiedzanie chorych to czesc mojej pracy – oznajmil Ethan. – Dlaczego nie przedstawisz mnie zonie?
– Nie spodoba jej sie to. Wiesz, jakie sa kobiety. Chcialaby sie wystroic na spotkanie z rodzina, zeby zrobic na was jak najlepsze wrazenie.
– A kiedy twoim zdaniem to nastapi? Rodzice nie moga sie doczekac. Annie tylko pogarsza sytuacje, bo przechwala sie bezustannie, ze juz ja poznala.
– Nie moja wina, ze rozbijacie sie po calym kraju.
– Wrocilem przed trzema dniami.
– Jezu, tlumaczylem przeciez wczoraj na kolacji; Jane zlapala grype tuz przed waszym powrotem. Paskudny wirus. Za kilka dni, najdalej za tydzien, bedzie w lepszej formie, wtedy przyjdziemy. Ale nie liczcie na czeste spotkania. Praca jest dla niej bardzo wazna, calymi dniami siedzi przy komputerze.
Ethan mial zaledwie trzydziesci lat, ale oczy madre jak stuletnia sowa.
– Jesli chcesz pogadac, mozesz na mnie liczyc.
– Nie mamy o czym, chyba ze o tym, jak cala rodzina wtyka nos w moje sprawy.
– Nie Gabe.
– Nie, nie Gabe. – Cal wbil dlonie w tylne kieszenie dzinsow. – Chociaz wolalbym, zeby to robil.
Umilkli. Trzeci z braci byl gdzies w Meksyku, uciekal przed samym soba.
– Chcialbym, zeby wrocil do domu – stwierdzil Ethan.
– Wyjechal z Salvation wiele lat temu. Tu juz nie jest jego dom.
– A gdzie? Zwlaszcza teraz, gdy nie ma juz Cherry i Jamiego?
Cal odwrocil glowe, slyszac smutek w glosie brata. Chcac zmienic nastroj, zbieral zawartosc torebki Jane. Gdzie ona sie podziewa? Przez minione dwa tygodnie trzymal sie z daleka, zeby miec czas ochlonac.
Chcial takze, by osamotnienie dalo sie jej we znaki i by zrozumiala, ze to on trzyma klucz do wiezienia. Niestety, chyba nie robilo to na niej spodziewanego wrazenia.
Ethan podszedl, by mu pomoc.
– Skoro jest taka chora, moze powinna znalezc sie w szpitalu?
– Nie. – Cal siegnal po kalkulator i notes, byle tylko nie patrzec na brata.
– Ostatnio bardzo ciezko pracowala, ale kiedy odpocznie, poczuje sie lepiej.
– No, nie wyglada jak twoje panienki.
– Skad wiesz, jak… – Podniosl glowe i zobaczyl, ze Ethan studiuje zdjecie przy jej prawie jazdy. Musialo wypasc z portfela. -Nie umawialem sie z panienkami.
– No, ale i nie z naukowcami. – Rozesmial sie. – Nadal nie miesci mi sie w glowie, ze ozeniles sie z profesor fizyki. O ile pamietam, w szkole sredniej uratowal cie jedynie fakt, ze tego przedmiotu uczyl trener Gili.
– Klamiesz. Mialem piatke.
– Zaslugiwales na troje.
– Na cztery mniej.
Ethan usmiechnal sie i pomachal prawem jazdy.
– Nie moge sie doczekac, kiedy powiem ojcu, ze wygralem zaklad.
– Jaki zaklad?
– O wiek kobiety, ktora poslubisz. Twierdzil, ze trzeba bedzie wpasowac slub miedzy dwie zbiorki skautowskie, a ja upieralem sie, ze sie opamietasz. Wierzylem w ciebie, bracie, i wyszlo na moje.
Cal byl zly. Nie chcial, by sie dowiedzieli, ze Jane ma dwadziescia osiem lat, ale nie mogl temu zaprzeczyc, skoro Ethan wywijal jej prawem jazdy.
– Nie wyglada na wiecej niz dwadziescia piec.
– Nie pojmuje, czemu jestes taki drazliwy na tym punkcie. Nie ma nic zlego w tym, ze sie ozeniles z kobieta w twoim wieku.
– Nie jest w moim wieku.
– Mlodsza o dwa lata. To niewiele.
– Dwa lata? O czym ty mowisz, do cholery? – Wyrwal mu prawo jazdy.
– Nie jest mlodsza o dwa lata, tylko o…
– O, kurcze – Ethan wycofal sie przytomnie. – Czas na mnie.
Cal byl zbyt zdumiony tym, co zobaczyl w prawie jazdy, by zauwazyc rozbawienie brata. Jego uwadze uszedl takze odglos zamykanych drzwi. Nie widzial niczego poza cyframi na dokumencie.
Podrapal laminowana powierzchnie. Moze cos sie przykleilo, moze to zagniecenie? Albo pomylka. Cholerne urzedy wszystko spieprza.
Ale wiedzial, ze nikt niczego nie spieprzyl. Cyfry mowia straszliwa prawde. Jego zona ma trzydziesci cztery lata. Nigdy w zyciu nie oberwal rownie bolesnie.
– Calvin pewnie zaraz po ciebie przyjedzie – oznajmila Annie Glide.
Jane odstawila bialy kubek z ledwo widoczna amerykanska flaga i popatrzyla na Annie przez cala dlugosc zagraconego saloniku. Mimo niecodziennego wystroju, byl to prawdziwy dom, miejsce, do ktorego mozna tesknic i wracac.
– Nie wydaje mi sie. Nie wie, gdzie jestem.
– Domysli sie. Chlopcy jeszcze w pieluchach uganiali sie po naszych gorach.
Nie wyobrazala sobie Cala w pieluchach. Jej zdaniem przyszedl na swiat z naburmuszona mina i owlosiona klatka piersiowa.
– Caly czas nie moge uwierzyc, jak blisko od nas do ciebie. Pierwszego dnia wydawalo mi sie, ze to kilka kilometrow.
– Bo tak jest. Droga wije sie przez cale miasteczko. A dzisiaj rano po-szlas na skroty.
Jane byla zdumiona, gdy weszla na szczyt, spojrzala w dol i zobaczyla chalupke Annie. Poczatkowo nie rozpoznala domku, ale gdy dostrzegla kolorowa flage, wiedziala, dokad doszla. Annie powitala ja, jakby sie jej