spodziewala, choc od ich poprzedniego spotkania minely prawie dwa tygodnie.

– Janie Bonner, umiesz piec chleb kukurydziany?

– Probowalam kilka razy.

– Nie uda ci sie, jesli nie dodasz maslanki.

– Zapamietam.

– Zanim mi sie pogorszylo, sama robilam maslo jablkowe. Nie ma to jak zimne maslo jablkowe na cieplym chlebie kukurydzianym. Musisz wziac dobre, miekkie jablka i obierac je starannie, bo nikt na calym bozym swiecie nie chcialby trafic na obierke jedzac maslo jablkowe.

– Jesli kiedykolwiek bede je robila, zwroce na to uwage.

Annie co chwila raczyla ja domowymi przepisami i ludowa madroscia; herbata z imbirem na przeziebienie, dziewiec lykow wody na czkawke, buraki nalezy sadzic dwudziestego szostego, siodmego, albo osmego marca, ale nie pozniej.

Choc prawdopodobienstwo, by Jane kiedys miala uzyc jej rad, bylo znikome, skrzetnie zapamietywala wszystko. Slowa Annie stanowily pomost miedzy pokoleniami. Korzenie siegaly podnozy gor; dla kogos, kto nigdy nie czul przynaleznosci, kazdy drobiazg laczyl z rodzina i tradycja, czyli tym, czego pragnela najbardziej.

– A jak bedziesz zagniatala pierogi, dodaj jajko i tymianek. – Staruszka zaniosla sie kaszlem. Jane spojrzala na nia zatroskana. Gdy kaszel umilkl, Annie machnela reka o wisniowych paznokciach. – Sluchaj dalej. Az mnie dziw bierze, zes jeszcze nie powiedziala: zamknij jadaczke, Annie, juzes mnie zmeczyla.

– Lubie cie sluchac.

– Dobra z ciebie dziewczyna, Janie Bonner. Az sie dziwie, ze Calvin sie z toba ozenil.

Jane parsknela smiechem. Annie Glide jest nieobliczalna. Nie to, co jej jedyna babka, samolubna, oschla matka ojca.

– Brakuje mi ogrodka. Beznadziejny Joey Neeson zaoral go jakis czas temu, a nie lubie, kiedy obcy paletaja sie po mojej ziemi. Calvin w kolko przysyla tu obcych, zeby cos reperowali, ale nie zgadzam sie na to. Nie lubie, kiedy rodzina wtyka nos w moje sprawy, a co dopiero obcy. – Pokrecila glowa. – Mialam nadzieje, ze starczy mi sil, by samej zajac sie ogrodem, ale nic z tego. Ethan obiecal pomoc, ale ma tyle pracy w kosciele, ze nie mialam serca gonic go do roboty, wiec powiedzialam, ze nie chce, zeby jakis mieczak sadzil mi kwiatki. – Lypnela na Jane blekitnymi oczami. – Oj, szkoda mojego ogrodka, ale nie chce tu obcych.

Jane od razu przejrzala jej plan, nie rozzloscilo jej to jednak. O dziwo, odebrala to jako pochlebstwo.

– Jesli mi pokazesz, co trzeba zrobic, chetnie ci pomoge. Annie przycisnela reke do piersi.

– Naprawde?

Jane usmiechnela sie, widzac to teatralne zdumienie.

– Z przyjemnoscia. Nigdy nie mialam ogrodka.

– To i dobrze. Niech Calvin cie tu przywiezie jutro z samego rana i zabierzemy sie za ziemniaki. Jest juz troche pozno, zazwyczaj robilam to w lutym, podczas nowiu, ale moze jeszcze zdazymy. A potem posadzimy cebule i buraki.

– Doskonale. – Podejrzewala, ze staruszka nie odzywia sie nalezycie. Wstala. – Co powiesz na to, zebym upichcila cos na lunch? Zglodnialam troche.

– Przednia mysl. Amber Lynn wrocila juz i przyniosla mi zupy fasolowej. Mozesz ja odgrzac. Oczywiscie nie gotuje tak, jak ja uczylam, ale taka juz jest ta moja Amber Lynn.

A wiec rodzice Cala wrocili. Idac do kuchni zastanawiala sie, jak im tlumaczy fakt, ze ciagle jej nie przedstawil.

Podala zupe w jednym talerzyku porcelanowym, a drugim plastikowym. Nakroila takze chleba kukurydzianego z blachy na stole. Nie przypominala sobie, by kiedykolwiek tak bardzo cieszyla sie posilkiem. Po dwoch tygodniach samotnosci cudownie bylo jesc w towarzystwie, tym bardziej ze towarzyszka nie lypala na nia ponuro i nie warczala wrogo.

Pozmywala naczynia, zaniosla Annie kubek herbaty i przypadkiem dostrzegla na scianie trzy dyplomy. Nie rzucaly sie w oczy wsrod obrazkow, porcelanowych tancerek i sciennych zegarow.

– To moich wnukow – poinformowala Annie. – Dali mi je. Wiedzieli, ze zawsze zalowalam, ze rzucilam szkole po szostej klasie, wiec wszyscy trzej dali mi swoje dyplomy, kiedy tylko skonczyli studia. Calvina wisi najwyzej.

Jane wziela okulary ze stolu i zerknela na wskazany dokument. Wystawiono go na Uniwersytecie Michigan. Oglaszal, ze Calvin E.Bonner uzyskal tytul magistra… z wyroznieniem.

Summa cum laude.

Uniosla dlon do gardla. Odwrocila sie gwaltownie.

– Cal ukonczyl studia summa cum laude?

– Tak mowia, kiedy ktos jest naprawde zdolny. Myslalam, ze to wiesz, sama jestes profesorka. Moj Calvin jest madry, ze hej.

– On… – Przelknela sline, starala sie zignorowac narastajacy szum w uszach. – Co studiowal?

– Nie mowil ci? Zazwyczaj sportowcy wybieraja latwe przedmioty, ale nie moj Calvin, o nie. Biologie. Zawsze lubil wloczyc sie po lasach, zbierac roznosci…

– Biologie? – Jane wydawalo sie, ze zaliczyla cios w zoladek.

Annie zmruzyla oczy.

– Dziwne, ze tego nie wiesz, Janie Bonner.

– Jakos nigdy o tym nie rozmawialismy. – Pokoj wirowal; pomyslala, ze zaraz zemdleje. Odwrocila sie, rozlala herbate, wrocila do kuchni.

– Janie? Cos sie stalo?

Nie byla w stanie mowic. Uszko sie odtluklo, gdy cisnela kubek do zlewu. Przycisnela dlon do ust, zeby powstrzymac krzyk przerazenia. Jak mogla byc taka glupia? Mimo wszelkich srodkow ostroznosci stalo sie to, czego sie obawiala najbardziej. Jej dziecko wcale nie bedzie normalne.

Zacisnela dlonie na krawedzi zlewu, gdy slodkie marzenia legly w gruzach i musiala sprostac brutalnej prawdzie. Wiedziala, ze Cal studiowal w Michigan, ale nie przypuszczala, by traktowal to powaznie. Czy sportowcy nie uczeszczaja na minimalna liczbe wykladow? Czy nie porzucaja studiow przed dyplomem? Fakt, iz z wyroznieniem ukonczyl biologie na jednym z najbardziej prestizowych uniwersytetow, niosl tak przerazajace przeslanki, ze az bala sie o tym myslec.

Inteligencja ponadprzecietna. Tylko o tym mogla myslec. Jedyne, co w nim cenila, czyli jego glupota, okazala sie zludzeniem, ktore podtrzymywal celowo. Nie przejrzala go i tym samym skazala swoje dziecko na to samo, co bylo jej udzialem.

Wpadla w panike. Jej dziecko bedzie dziwadlem, jak ona.

Nie pozwoli na to. Predzej umrze niz skaze je na taki los. Wyprowadzi sie! Zabierze dziecko do Afryki, do najbardziej prymitywnego zakatka kontynentu. Sama zajmie sie jego edukacja, zeby malenstwo nigdy nie doswiadczylo okrucienstwa rowiesnikow.

Poczula lzy pod powiekami. Co ona najlepszego zrobila? Dlaczego Bog do tego dopuscil?

Glos Ann wyrwal ja z zadumy.

– To Calvin. Mowilam, ze zaraz przyjedzie.

Dobieglo ja trzasniecie drzwi samochodu i tupot stop na werandzie.

– Jane! Gdzie ona jest, do cholery!

Wpadla do saloniku.

– Ty draniu!

Rzucil sie naprzod. Jego twarz wykrzywial gniew.

– Pani profesor, musi mi pani sporo wytlumaczyc!

– Boze, jak ja cie nienawidze!

– Nie bardziej niz ja ciebie! – W oczach Cala plonal gniew i cos, co Jane dostrzegla dopiero teraz… jak to mozliwe, ze zajelo jej to tylu czasu?… Zywa inteligencja.

Chciala rzucic sie na niego i wydrapac mu te inteligencje z oczu. Rozlupac mu czaszke i wydlubac mozg. Mial byc glupi! Czyta komiksy! Dlaczego tak ja zawiodl?

Stracila resztki panowania nad soba. Wiedziala, ze musi uciec, zanim rozsypie sie na kawalki. Z krzykiem wscieklosci obrocila sie na piecie i pognala z powrotem do kuchni, do tylnych drzwi.

Uslyszala za soba ryk wscieklosci.

Вы читаете Kandydat na ojca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату