Ogarnal ja niepokoj.
– O co ci chodzi?
– Stracili juz jedna synowa – wyjasnil cicho. – Nie pozwole, zeby oplakiwali i druga. Chce, zeby na wiesc o naszym rozwodzie otworzyli szampana, by uczcic fakt, iz najstarszy syn odzyskal rozum.
– Nie rozumiem. – Nieprawda, rozumiala doskonale.
– Wiec wyloze kawe na lawe. Chcialbym, zebys zrobila co w twojej mocy, zeby moi rodzice nie mogli na ciebie patrzec.
Splotla drzace rece na piersi. Do tej chwili nie zdawala sobie sprawy, ze zywila cicha, ale silna nadzieje, iz stanie sie czescia rodziny Cala. Dla kogos, kto zawsze chcial gdzies przynalezec, byl to bolesny cios.
– Mam odegrac czarny charakter?
– Nie patrz tak na mnie. Nieproszona wtargnelas w moje zycie i postawilas je na glowie. Nie chce byc ojcem, a juz na pewno nie pragne byc mezem. Niestety, nie dalas mi wyboru i musisz to jakos wynagrodzic. Jesli masz choc odrobine wspolczucia, nie skrzywdzisz moich rodzicow.
Odwrocila sie, zeby nie widzial jej lez. Poprosil o najtrudniejsza z mozliwych rzeczy. Znowu bedzie wyrzutkiem; czy tak juz ma byc do konca zycia? Czy zawsze bedzie stala na obrzezu zycia innych? Tylko ze Cal chce czegos wiecej. Chce, zeby ja znienawidzono.
– Tu, w Salvation, jest wielka czesc mojego zycia – odezwal sie. – Moi przyjaciele. Moja rodzina. Ty stad wyjedziesz po kilku miesiacach.
– Zostawiajac po sobie wylacznie zle wspomnienia.
– Jestes mi to winna – przypomnial cicho.
W tym, o co ja prosil, kryla sie przewrotna sprawiedliwosc. Postapila wobec niego niemoralnie, gryzly ja wyrzuty sumienia i teraz nadarzala sie okazja pokuty. Cal ma racje. Nie zasluguje na jego rodzine. I jest mu cos winna.
Bawil sie kluczykami. Nagle dotarlo do niej, ze stracil typowa pewnosc siebie. Dopiero po chwili odgadla, dlaczego: obawia sie, ze ona sienie zgodzi, i szuka dalszych argumentow.
– Pewnie zauwazylas, ze miedzy moimi rodzicami panuje napiecie. Za zycia Cherry i Jamiego zachowywali sie inaczej.
– Wiedzialam, ze pobrali sie wczesnie, ale sa mlodsi niz sie spodziewalam.
– Bylem prezentem dla ojca na zakonczenie szkoly. Mama zaszla w ciaze jako pietnastolatka. Urodzila mnie majac szesnascie.
– Och.
– Wyrzucili ja ze szkoly, ale Annie opowiadala, ze stala pod brama w najlepszej sukience i sluchala mowy pozegnalnej ojca.
Jane pomyslala o niesprawiedliwosci sprzed lat. Amber Lynn Glide, biedna dziewczyna z gor, wyleciala ze szkoly za ciaze, a bogaty chlopak, ktory zrobil jej dziecko, wyglaszal mowe pozegnalna i zbieral pochwaly.
– Wiem, o czym myslisz – odezwal sie Cal. – Nie uszlo mu to na sucho. Nikt sie nie spodziewal, ze sie z nia ozeni. Mial na glowie rodzine podczas studiow.
– Pewnie rodzice pomagali mu finansowo.
– Na poczatku wcale. Nie znosili mamy, powiedzieli, ze jesli sie z nia ozeni, nie dostanie ani grosza. Przez pierwszy rok dotrzymywali slowa, ale potem urodzil sie Gabe i ulegli.
– Twoi rodzice wydaja sie bardzo nieszczesliwi.
Natychmiast sie nastroszyl. Zrozumiala, ze co innego, kiedy on o tym mowi, a co innego, gdy spostrzega to ona.
– Sa smutni i tyle. Nigdy nie byli zbyt wylewni, ale miedzy nimi wszystko sie doskonale uklada, jesli o to ci chodzi.
– O nic mi nie chodzi.
Porwal kluczyki i ruszyl na tyl domu, do garazu. Zatrzymala go w ostatniej chwili.
– Cal, zrobie, co zechcesz, wobec twoich rodzicow… bede tak niemila, jak to mozliwe… ale nie wobec Annie. Ona i tak domysla sie prawdy. – Jane czula dziwna wiez ze staruszka. Musi miec choc jedna przyjazna dusze, inaczej zwariuje.
Popatrzyl na nia.
Wyprostowala ramiona, podniosla glowe.
– Takie sa moje warunki. Zgadzasz sie? Powoli skinal glowa.
– Zgadzam.
Rozdzial dziesiaty
Jane jeknela, pochylajac sie by wylaczyc komputer. Rozebrala sie i wlozyla pizame. Od trzech dni co rano pomagala Annie w ogrodku i bolaly ja wszystkie miesnie. Z usmiechem zlozyla dzinsy i koszulke i schowala je do szafy. Zazwyczaj denerwowali ja apodyktyczni ludzie, ale Annie Glide stanowila niezwykly wyjatek.
Annie rozkazywala takze Calowi. W srode rano uparl sie, ze osobiscie zawiezie Jane do babci. Na miejscu Jane wskazala nieszczesny stopien i zaproponowala, zeby sam zrobil to, do czego zatrudnia innych. Zabral sie do pracy naburmuszony, ale juz po chwili uslyszala pogodne gwizdanie. Spisal sie doskonale przy schodkach i zabral sie do dalszych prac. Dzisiaj rano kupil kilka puszek farby i zabral sie za zdrapywanie starej.
Wlozyla nocna koszulke z wizerunkiem Prosiaczka na kieszonce. Jutro ida na kolacje do rodzicow Cala. Nie wspominal ani slowem o ich umowie, wiedziala jednak, ze o niej nie zapomnial.
Byla zmeczona, ale zarazem zbyt pobudzona, by zasnac, zwlaszcza ze dochodzila dopiero jedenasta. Ukladala dokumenty na biurku i rozmyslala, gdzie podziewa sie Cal. Pewnie ugania sie za kobietami. Przypomniala sobie, ze Lynn mowila cos o klubie Mountaineer i zapytala o to Annie. Staruszka oznajmila, ze to prywatny klub. Czy tam znajduje sobie kochanki?
Choc to malzenstwo na pokaz, bolala jata mysl. Nie chciala, zeby sypial z innymi, tylko z nia!
Zastygla z plikiem wydrukow w rekach. Co jej chodzi po glowie? Seks tylko skomplikowalby i tak juz nielatwa sytuacje. Tlumaczyla to sobie, ale jednoczesnie wspominala, jak wygladal rano, bez koszuli, przy domku Annie. Gra miesni pod skora podzialala na nia do tego stopnia, ze kazala mu sie natychmiast ubrac, wyglosiwszy przedtem wyklad o dziurze ozonowej i raku skory.
Pozadanie, i tyle. Zwykle pozadanie. Nie ulegnie mu.
Musi sie czyms zajac. Zaniosla przepelniony kosz na smieci do garazu. Przysiadla w kuchni, zapatrzyla sie w okno i rozmyslala o dawnych uczonych: Ptolomeuszu, Koperniku, Galileuszu. Chcieli rozwiklac tajemnice wszechswiata majac do dyspozycji prymitywne instrumenty. Newtonowi nawet sie nie snilo, ze mozna miec takie cuda jak ona.
Podskoczyla, gdy otworzyly sie drzwi i wszedl Cal. Przeszlo jej przez mysl, ze nie zna mezczyzny rownie pewnego wlasnego ciala. Oprocz dzinsow mial na sobie bordowa koszulke i czarna kurtke. Przeszyl ja dreszcz.
– Spodziewalem sie, ze jestes w lozku – stwierdzil. Czyjej sie wydaje, czy naprawde uslyszala ochryple nuty w jego glosie?
– Rozmyslam.
– O ziemniakach, ktore zasadzilas?
Usmiechnela sie.
– Szczerze mowiac, o Newtonie. Isaaku – dodala.
– Chyba cos slyszalem -rzucil ironicznie. Podciagal rekawy kurtki, wsunal dlonie do kieszeni spodni. – Myslalem, ze wy, wspolczesni fizycy, zapomnieliscie o starym Isaaku i czcicie wylacznie Wielkiego Alberta.
Rozbawilo jato okreslenie Einsteina.
– Uwierz mi, Wielki Albert darzyl szacunkiem poprzednikow. Nie pozwolil tylko, by prawa Newtona ograniczaly mu horyzonty.
– Moim zdaniem to obraza majestatu. Stary Izaak odwalil cala robote, a potem Albert postawil wszystko na glowie.
Usmiechnela sie szerzej.