– Kupilas samochod?
– Mowilam, ze to zrobie.
Zatrzymal sie gwaltownie. Delikatnie wycierala mu krew, ale odepchnal ja energicznie.
– Zabronilem ci.
– Coz, jestem troche za stara na takie zakazy.
– Pokaz – parsknal gniewnie.
Przypomniala sobie niepochlebne uwagi Kevina na temat jej samochodu i nagle poczula sie nieswojo.
– Moze spotkamy sie w domu?
– Pokaz!
Zrezygnowana, szla w kierunku centrum. Towarzyszyl jej w milczeniu. Wydawalo sie, ze spod jego nog leca iskry.
Niestety, wyglad escorta nie ulegl szczegolnej poprawie podczas jej nieobecnosci. Cal wygladal, jakby chcial przetrzec oczy ze zdumienia:
– Powiedz, ze to nie ten.
– Potrzebny mi tylko czasowy srodek transportu. W domu czeka na mnie saturn w doskonalym stanie.
Mowil, jakby dlawily go wypowiadane slowa.
– Czy ktos cie w tym widzial?
– Prawie nikt.
– To znaczy?
– Kevin.
– Cholera!
– Doprawdy, Cal, uwazaj na slowa i na cisnienie krwi. W twoim wieku… – Zorientowala sie, ze weszla na grzaski grunt i szybko zmienila temat. – Wystarcza mi w zupelnosci.
– Oddaj kluczyki.
– Nie.
– Wygralas, pani profesor. Kupie ci samochod. A teraz oddawaj kluczyki.
– Mam samochod.
– Prawdziwy. Mercedesa, bmw, co tylko chcesz.
– Nie chce mercedesa ani bmw.
– Tak ci sie tylko wydaje.
– Nie strasz mnie.
Powoli gromadzili sie wokol nich gapie, co zreszta nie bylo niczym dziwnym. Bo przeciez jak czesto mieszkancy Salvation w Polnocnej Karolinie maja okazje zobaczyc lokalnego gwiazdora ociekajacego krwia i piwem w samym centrum miasteczka?
– Oddawaj kluczyki – syknal.
– Fige!
Na jej szczescie wobec tylu gapiow nie mogl ich zabrac sila, jak tego pragnal. Wykorzystala okazje, by minac go, wsiasc do samochodu i zatrzasnac drzwiczki.
Wygladal, jakby mial zaraz wybuchnac.
– Ostrzegam cie, pani profesor. Po raz ostatni jedziesz tym gruchotem, wiec rozkoszuj sie kazda chwila.
Tym razem nie rozbawila jej wynioslosc Cala. Najwyrazniej platki owocowe niczego go nie nauczyly i czas na nowa lekcje. Pan Calvin Bonner musi sie nauczyc raz na zawsze, ze malzenstwo to nie to samo co mecz i ze nie bedzie jej rozkazywal.
Zazgrzytala zebami.
– Wiesz, co mozesz zrobic z twoimi pogrozkami, dupku? Mozesz je sobie…
– Porozmawiamy o tym w domu. – Poslal jej lodowate spojrzenie jasnych oczu. – Jedz juz!
Wsciekla, nacisnela pedal gazu. Samochod, na szczescie, nie sprzeciwil sie. Zacisnela usta i ruszyla w strone domu.
Juz ona mu pokaze.
Rozdzial pietnasty
Jane zablokowala automatyczne otwieranie bramy malym srubokretem, ktory zawsze miala przy sobie, a zajelo jej to niecale dwie minuty. Doskonale, teraz sie nie otworza. Dojechala do domu, zaparkowala escorta, wpadla do srodka i zastawila drzwi wejsciowe. Tylne wejscie zablokowala prowizoryczna sztaba.
Zabezpieczala wlasnie drzwi na taras, gdy rozlegl sie dzwonek interkomu. Wrocila do kuchni. Zaciagnela wszystkie zaslony w oknach, wylaczyla telefon. Dopiero wtedy siegnela po sluchawke interkomu. Caly czas miala przy sobie swoj maly srubokret.
– Cal?
– Tak. Sluchaj, Jane, cos jest nie tak z brama.
– Cos jest nie tak, a jakze, ale nie z brama! – Jednym ruchem wyrwala kabel ze sciany. Nastepnie wrocila na gore, wlaczyla komputer i zabrala sie do pracy.
Niewiele czasu uplynelo, gdy jej skupienie zaklocilo lomotanie w drzwi i szarpanie klamki. Halas jej przeszkadzal, wiec przedarla chusteczke na pol i zatkala sobie uszy.
Blogoslawiona cisza.
Escort! Cal podciagnal sie i po chwili stal na nizszej czesci dachu, nad gabinetem. Najpierw popsula mu sniadanie, sabotujac platki, a potem narobila mu wstydu na oczach calego miasteczka, jezdzac starym escortem! Nie pojmowal, dlaczego te akurat przestepstwa wydaja mu sie o wiele gorsze niz chocby to, ze nie wpuszcza go do jego wlasnego domu. Moze dlatego, ze podoba mu sie wyzwanie, jakie przed nim postawila, i ze musi jakos dostac sie do srodka. Juz nie wspomni o awanturze, ktora jej zrobi, ledwie postawi noge w domu.
Szedl najdelikatniej jak umial; nie chcial, zeby dach zaczal przeciekac przy najblizszym deszczu. Wystarczylo jedno spojrzenie na pociemniale niebo, by sie domyslic, ze lunie lada chwila.
Doszedl do konca. Rozczarowal sie odrobine widzac, jak niewielki odstep dzieli dach od balkonu. Mimo wszystko, balustradka z kutego zelaza nie utrzyma jego ciezaru, wiec musi wymyslic cos innego.
Podskoczyl, zlapal sie podlogi balkonu i przesuwal krok po kroku, wiszac na rekach, az dotarl do kolumny. Nad jego glowa zagrzmialo; zaczal padac deszcz. Cal oplotl kolumne nogami, zlapal sie jedna reka cienkiej balustradki i podciagnal na tyle, ze wskoczyl na balkon.
Zamek w drzwiach jego sypialni byl kiepski; zdenerwowalo go, ze pani Madralinska nie pomyslala, by zastawic je chociaz krzeslem. Pewnie uznala, ze jest za stary, by sie tedy dostac. Fakt, ze piecze go warga, bola zebra, a kontuzjowana lopatka dokucza jak sto diablow, tylko potegowal jego irytacje. Otworzyl drzwi, na nowo rozjuszony. Co za brak szacunku! Nawet nie zastawila drzwi zwyklym krzeslem!
Wyszedl z ciemnej sypialni i skierowal siew strone swiatla z jej pokoju. Siedziala tylem do drzwi, skupiona na kolumnach niezrozumialych cyfr migajacych na monitorze. Z jej uszu sterczaly kawalki niebieskiej chusteczki do nosa. Wygladala jak krolik z kreskowek. Najchetniej podszedlby do niej cichutko i nastraszyl, wyjmujac te prowizoryczne zatyczki, jednak zmienil plan ze wzgledu na jej ciaze. Nie zeby wierzyl w ostrzezenia Annie na temat znamion i duszacych pepowin, ale wolal nie ryzykowac.
Smrod piwa towarzyszyl mu przez caly czas. Byl przemoczony, zly i obolaly, a to wszystko jej wina! Cichutko zszedl na dol. Serce zabilo mu szybciej, gdy odrzucil glowe do tylu i ryknal na cale gardlo:
– Jane Darlington Bonner! Chodz tu natychmiast!
Jane gwaltownie podniosla glowe. Uslyszala go przez cienka chusteczke. Wiec jakos sie dostal do srodka. Wyjela zatyczki z uszu. Zastanawiala sie, jak to zrobil. Bez watpienia dokonal tego w spektakularny sposob; nie znizylby sie do czegos tak prostackiego jak wybicie szyby. Mimo zlosci, byla z niego dumna.
Wstala, zdjela okulary i pomyslala, ze moglaby zabarykadowac sie w swoim pokoju. Nigdy nie lubila konfliktow i nie umiala sobie radzic w takich sytuacjach – wezmy na przyklad jej zalosne rozmowy z Jerrym Milesem. Moze tym razem nie dazy do unikniecia konfrontacji, bo jej przeciwnikiem bedzie Cal. Przez cale zycie starala sie byc mila, uprzejma, nikogo nie urazic. Przy Calu jest inaczej – Cala draznia uprzejmosci, godnosc nie robi na nim wrazenia, urazy splywaja po nim jak po psie. Przy nim nie musi uwazac na kazde slowo, moze byc