– Nie zaluje… nie zaluje, ze jestem w ciazy, ale przykro mi, ze w tak bezczelny sposob cie wykorzystalam. Nie widzialam w tobie czlowieka, tylko przedmiot, ktory da mi to, czego pragne. Gdyby mnie ktos tak potraktowal, nigdy bym mu nie darowala. Wiedz, ze sama sobie nigdy nie wybacze.

– Moze w takim razie powinnas pojsc za moim przykladem i oddzielic grzech od grzesznika.

Podniosla na niego wzrok. Sprobowala przez jego oczy zajrzec do serca.

– Naprawde juz mnie nie nienawidzisz?

– Juz ci to powiedzialem. Lubie cie.

– Nie rozumiem tego.

– Po prostu tak juz jest.

– Od kiedy?

– Od kiedy cie lubie? Chyba od tamtego dnia u Annie, kiedy sie dowiedzialas, ze nie jestem glupi.

– A ty, ze jestem stara.

– Nie przypominaj mi tego. Nadal nie doszedlem do siebie po tym ciosie. Moze wmowimy wszystkim, ze blednie wydrukowano ci date urodzenia?

Udala, ze nie zauwaza blysku nadziei w jego oczach.

– Jak mogles wtedy mnie polubic? Strasznie sie poklocilismy.

– Sam nie wiem. Tak sie stalo i juz.

Rozwazala jego slowa. Nie byla to co prawda deklaracja dozgonnej milosci, ale jednak uslyszala w jego glosie cieple uczucie.

– Musze to przemyslec. -Co?

– Czy ci sie pokazac nago.

– Dobrze.

Oto kolejna rzecz, ktora jej sie w nim podoba. Mimo pozorow szorstkosci umie odroznic rzeczy wazne od nieistotnych. Chyba zrozumial, ze w tej kwestii nie moze jej poganiac.

– Musimy ustalic jeszcze jedno. – Popatrzyla na niego czujnie, westchnela i oznajmila: – Lubie moj samochod. Ma charakter.

– Podobnie jak wielu psychopatow, ale nie chcialabys miec ich w domu, prawda? Posluchaj, zrobimy tak…

– Cal, nie strzep sobie jezyka, bo skonczy sie to tak, ze znowu zabarykaduje siew twoim domu. Prosilam, zebys mi pomogl przy kupnie samochodu. Odmowiles, wiec zalatwilam to sama. Samochod zostaje. Nie martw sie, nie zepsuje ci reputacji. Ilekroc miejscowi zobacza mnie za kierownica, pomysla, ze jestem niegodna byc twoja zona.

– I tu masz racje. Nikt, kto mnie zna, nie uwierzy, ze wytrzymuje w towarzystwie kobiety, ktora jezdzi takim gruchotem.

– Nie skomentuje, co takie zachowanie mowi o twoim systemie wartosci. – Z jego systemem wartosci wszystko w porzadku, tylko gust co do kobiet nalezaloby poprawic.

Usmiechnal sie, ale nie dala sie przeblagac. Nie pojdzie mu tak latwo.

– Masz mi dac slowo honoru, ze go nie tkniesz. Nie wywieziesz go, kiedy zagrzebie sie w pracy. Samochod jest moj, koniec, kropka. Azeby wszystko bylo jasne: ostrzegam, ze jezeli tkniesz palcem mojego escorta, nie zjesz ani jednego owocowego platka wiecej.

– Co, dalszy sabotaz?

– Nigdy sie nie powtarzam. Tym razem strychnina.

– Nie znam rownie krwiozerczej niewiasty.

– To powolna, bolesna smierc. Nie polecam.

Rozesmial sie i wszedl do lazienki. Ledwie zniknal, zaraz znowu wystawil glowe przez drzwi.

– Zglodnialem przez te klotnie. Moze cos przekasimy, kiedy sie ubiore?

– Chetnie.

Za oknami padal deszcz, a oni zajadali zupe, kanapki, salatke i chipsy. Podczas posilku Jane udalo sie wydusic z meza wiecej szczegolow na temat jego pracy z nastolatkami. Dowiedziala sie, ze od lat poswieca czas dzieciom z rozbitych rodzin. Pomagal zakladac osrodki rehabilitacyjne, namawial wolontariuszy do udzialu w programach zapobiegawczych, organizowal szkolne rozgrywki, dzialal na rzecz poprawy programow oswiaty seksualnej i wiedzy o narkotykach.

Zbyl wzruszeniem ramion jej slowa, ze nie kazdy znany czlowiek poswieca tyle czasu, nie majac w perspektywie zadnych korzysci.

– To sposob na zabicie nudy – burknal.

Zegar w holu wybil polnoc i stopniowo konczyly sie tematy do rozmowy. Pojawilo sie miedzy nimi napiecie, ktorego wczesniej nie bylo. Jane bawila sie skorka od chleba. Cal wiercil sie na krzesle. Przez caly wieczor czula sie doskonale w jego towarzystwie, ale teraz bylo jej nieswojo.

– Pozno juz – stwierdzila w koncu. – Chyba pojde do lozka. – Podniosla sie z krzesla.

On takze zerwal sie na rowne nogi i wyjal jej talerz z rak.

– Daj, pozmywam, ty gotowalas.

Nie podszedl jednak do zlewu. Stal naprzeciwko i pochlanial ja wzrokiem. Widziala w jego oczach nieme pytanie: „Dzisiaj, Rozyczko? Odwazysz sie odrzucic na bok skrupuly i zrobic to, na co oboje mamy ochote?'

Gdyby wyciagnal rece, nie mialaby zadnych szans, ale nie ruszal sie i zrozumiala, ze tym razem ona musi wykonac pierwszy krok. Jego brwi uniosly sie w milczacym wyzwaniu.

Ogarnela ja panika. Swiadomosc, ze go kocha, wszystko zmienia. Teraz chce, by seks cos znaczyl.

Mozg, ktory kierowal calym jej zyciem, nagle zawiodl. Nie wiedziala, co robic. Byla jak sparalizowana. Zdobyla sie jedynie na sztuczny uprzejmy usmiech.

– To byl uroczy wieczor, Cal. Zreperuje brame z samego rana.

Nic nie powiedzial, tylko na nia patrzyl.

Goraczkowo szukala blahych slow, ktore zlagodzilyby napiecie, ale nic nie przychodzilo jej na mysl. Patrzyl na nia. Wiedziala, ze jest swiadom jej niepokoju, ale chyba go nie podziela. Zreszta niby dlaczego, skoro nie odwzajemnia jej uczuc? W przeciwienstwie do niej, nie zakochal sie.

Odwrocila sie z wrazeniem, ze cos traci. Wyszla z kuchni. Umysl podpowiadal, ze postepuje wlasciwie, a serce szeptalo, ze to tchorzostwo.

Cal odprowadzal ja wzrokiem, coraz bardziej rozczarowany. Ucieka, ale dlaczego? Nie poganial jej, staral sie, by rozmowa nie schodzila na niebezpieczne tematy. Szczerze mowiac, bawil sie tak dobrze, ze prawie zapomnial o seksie. Prawie, ale nie calkowicie. Za bardzo jej pragnal, by o tym nie myslec. Poprzedniej nocy bylo jej dobrze, byl o tym przekonany, wiec czemu odmawia sobie i jemu podstawowej przyjemnosci w zyciu?

Zaniosl naczynia do zlewu, odkrecil kran. Rozczarowanie ustapilo miejsca zlosci. Wlasciwie dlaczego tak bardzo sie nia przejmuje?

Wsciekly na siebie, powedrowal na gore. Jego humor tylko sie pogorszyl, gdy wszedl do burdelowo urzadzonej sypialni. Grzmot wstrzasnal szybami w oknie. Burza sie potegowala. I dobrze. Sam tez jest w gradowym nastroju. Usiadl na lozku i sciagnal but.

– Cal?

Podniosl glowe i zobaczyl otwarte drzwi lazienki. Akurat w tej chwili oslepiajaca blyskawica wstrzasnela posadami domostwa, a potem ciemnosc spowila wszystko wokol.

Minelo kilkanascie sekund, zanim uslyszal stlumiony chichot.

Sciagnal drugi but.

– Nie ma swiatla. Moze mi laskawie wytlumaczysz, co w tym takiego smiesznego?

– Wlasciwie to dwie rzeczy: dobra i zla.

– Wiec zacznij od dobrej.

– Kiedy to wlasciwie ta sama wiadomosc…

– Nie owijaj w bawelne.

– No, dobrze. Nie denerwuj sie, ale… – Znowu stlumiony smiech. – Cal… jestem naga.

Rozdzial szesnasty

Вы читаете Kandydat na ojca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату