– Skarbie, naprawde sie martwie o ten sliczny szlafroczek. Gniecie sie miedzy nami, nic z niego nie bedzie. Oddaj mi go, dobrze?
Przywarla do niego, rozkoszujac sie cieplem jego dloni na plecach, ale jeszcze sie nie rozchmurzyla.
– Nigdy w zyciu nie spojrze mu w oczy. Juz i tak uwaza mnie za poganke. A teraz?
– To fakt, ale Ethan od dziecka interesowal sie kobietami upadlymi. To jego przeklenstwo.
– Na pewno zauwazyl, ze jestem w ciazy.
– Jesli go poprosze, nikomu o tym nie powie.
Westchnela glosno.
– Musze sie z tym pogodzic, prawda?
Poglaskal japo policzku.
– Skarbie, w chwili, gdy stanelas u szczytu schodow, znalazlas sie w punkcie bez powrotu.
– Chyba tak.
– A skoro nie masz nic przeciwko temu, poczekaj tu chwileczke. Rozsune zaslony, zeby bylo widniej i zebym mial lepszy widok.
Westchnela.
– Nie ulatwiasz mi niczego, prawda?
– Nie. -Po chwili popoludniowe slonce zalalo pokoj cieplym swiatlem.
– A co z Ethanem?
– Nie jest glupi. Juz dawno poszedl.
– Moze sie najpierw rozbierzesz?
– O, nie. Wiele razy widzialas mnie nago. Teraz moja kolej.
– Jesli myslisz, ze bede tu stala gola, podczas gdy ty nie zdjales nawet koszulki…
– Tak wlasnie mysle. – Podszedl do lozka, ulozyl sterte poduszek przy wezglowiu, sciagnal buty i ulozyl sie wygodnie. Zalozyl rece pod glowe, jak czlowiek szykujacy sie na dobry film.
Irytacja i rozbawienie walczyly w niej o lepsze.
– A co, jesli zmienilam zdanie?
– Oboje wiemy, ze jestes zbyt dumna, by teraz sie wycofac. Powiedz, chcesz, zebym zamknal oczy?
– Juz widze, jak to robisz. – Dlaczego wlasciwie robi z tego taka wielka sprawe? Jak na osobe o takim ilorazie inteligencji, jest glupia jak but. Niech go pieklo pochlonie. Dlaczego po prostu nie wyrwal jej szlafroka i nie skonczyl tego wszystkiego? Ale nie, to byloby zbyt proste. Wolal lezec z irytujacym blyskiem w oku i dzialac jej na nerwy. Denerwowala sie coraz bardziej. To test dla niego, nie dla niej. To on ma jej cos udowodnic. Czas dac mu szanse.
Zamknela oczy i zdjela szlafrok.
Cisza jak makiem zasial.
Tysiac rzeczy przemknelo jej przez mysl, jedna gorsza od drugiej: nie podoba mu sie, zemdlal na widok jej bioder, brzydzi go zaokraglony brzuch.
Ta ostatnia mysl byla jak zapalony lont. Co za bydlak! Gorzej niz bydlak! Ktorego mezczyzne brzydzi cialo kobiety noszacej jego dziecko? Jest gorszy niz bezmozgowce.
Uniosla powieki.
– Wiedzialam! Wiedzialam, ze uznasz moje cialo za okropne! – Wziela sie pod boki, podeszla do lozka i lypnela na niego z gory. – A dla twojej wiadomosci, dupku: slodkie seksowne malenstwa z twojej przeszlosci moze i mialy idealne wymiary, ale nie rozrozniaja protonu od leptonu. Jesli ci sie wydaje, ze bede tu stala i pozwalala, bys mnie osadzal na podstawie moich bioder albo okraglego brzucha, jestes w bledzie. – Pogrozila mu palcem. -Tak wyglada dorosla kobieta, dupku! Bog zaprojektowal ludzkie cialo, zeby bylo uzyteczne, nie zeby gapil sie na nie ograniczony duren, ktorego podniecaja dziewuszki bawiace sie Barbie!
– Cholera, musze cie zakneblowac. – Jednym ruchem pociagnal ja na lozko, przydusil soba i zamknal usta pocalunkiem.
Calowal gleboko i mocno. Zaczal od ust, potem bladzil po szyi, piersiach, brzuchu, udach. Jej gniew przerodzil sie w pozadanie.
Nie wiedziala dokladnie, kiedy sie rozebral, ale rozkoszowala sie dotykiem jego silnego ciala. Jak na czlowieka akcji, byl bardzo powolnym kochankiem. W jasnym swietle slonca piescil kazdy skrawek jej ciala i sycil oczy jej widokiem, az zaczela go blagac.
– Prosze… nie wytrzymam dluzej.
Musnal ustami jej piers. Jego oddech zdawal sie parzyc skore.
– Wytrzymasz o wiele, wiele dluzej, zanim skonczymy.
Ukarala go na swoj sposob, pieszczac go tak, jak lubil, ale to tylko rozniecilo jej pozadanie, wiec oboje byli u kresu wytrzymalosci. Przykryl ja soba i wszedl. Szczytowala blyskawicznie.
– Widzisz, co zrobiles? – mruknela, gdy juz wrocila na ziemie.
Jego oczy pociemnialy, jak wiosenne niebo przed burza, a w glosie pojawila sie jedwabiscie ostrzegawcza nuta.
– Biedactwo. Chyba musimy zaczac od nowa? – Wszedl w nia gleboko.
– Nie mam ochoty – sklamala.
– Wiec zamknij oczy i poczekaj, az skoncze.
Rozesmiala sie. Pocalowal ja i po chwili znowu zagubili sie w sobie. Nigdy nie czula sie taka wolna. Zrzucajac ubranie, odrzucala takze wszelkie opory.
– Kocham cie – szepnela, gdy w nia wchodzil. – Tak bardzo cie kocham.
Calowal ja, jakby spijal te slowa z jej ust.
– Moja piekna…
Odnalezli wspolny rytm, stary jak swiat, i razem wspinali sie coraz wyzej. Kochal ja cialem i, wiedziala to teraz, takze sercem. Nie moze byc inaczej. Ta swiadomosc zaniosla ja na szczyt.
Nastepne kilka godzin spedzili w roznych fazach neglizu. Pozwolil jej wlozyc niebieskie sandalki i nic wiecej. Ona zgodzila sie na czarny recznik dla niego, tyle ze na karku, nie na biodrach.
Zjedli pozny lunch w lozku i wymyslali zmyslowe igraszki z plastrami pomaranczy. Pozniej wzieli razem prysznic. Uklekla przed nim i kochala go, az oboje stracili panowanie nad soba.
Nie mogli sie soba nasycic. Miala wrazenie, ze istnieje tylko po to, zeby go zaspokoic i przyjmowac rozkosz, ktora jej ofiaruje. Nikt nigdy tak jej nie kochal, nigdy nie byla tak pewna swojej kobiecosci. Czula sie silna i delikatna zarazem. Choc nic nie mowil, w glebi serca wiedziala, ze ja kocha. Niemozliwe, by tylko ona odczuwala wszystko tak intensywnie.
Zwlekal z wyjazdem do ostatniej chwili. Gdy dzip opuszczal podjazd, usmiechnela sie pod nosem.
Wszystko bedzie dobrze.
Najlepszy zespol folkowy w Telarosa w Teksasie przygrywal skocznego two-stepa, ale Cal nie zatanczyl ani z cheerleaderkaz Dallas, ani z zabojcza panienka z Austin. Byl niezlym tancerzem, tego wieczoru jednak nie mial ochoty na tance, nie tylko dlatego, ze kiepsko szlo mu w turnieju golfowym. Ogarnela go depresja posepna jak noc w gorach.
Jeden z powodow tej depresji siedzial teraz kolo niego i wygladal o wiele lepiej i pogodniej, niz mozna by sie spodziewac po kims, kto musial sie rozstac z pilka. Malutka blondyneczka, w przyszlosci zapewne pozeraczka meskich serc, drzemala w jego ramionach. O ile Cal sie nie myli, Wendy Susan Denton opuszczala ramiona tatusia tylko wtedy, gdy gral w golfa albo karmila ja mama.
– Czy Gracie pokazala ci, jak rozbudowalismy dom? – zapytal Bobby Tom Denton. – Uznalismy, ze potrzeba nam wiecej miejsca. Poza tym odkad Gracie zostala burmistrzem, uznala ze musi miec swoj gabinet.
– Tak, B.T., Gracie mi pokazala. – Cal rozejrzal sie w poszukiwaniu ucieczki, ale byl osaczony. Przemknelo mu przez mysl, ze rozmowy z zona B.T., Gracie Snow Denton, okazaly sie jednym z nielicznych przyjemnych akcentow tego weekendu. W tym czasie Bobby Tom oprowadzal reporterow po polu golfowym, zabierajac Wendy ze soba, wiec Cal nie musial patrzec na male zawiniatko i myslec o przyszlosci.
Ku swemu zdumieniu bardzo polubil mame Wendy, choc pani burmistrz Gracie wcale nie wygladala na kobiete, z ktora ozenilby sie legendarny Bobby Tom. Kiedys otaczal sie pieknosciami o wielkich biustach, a Gracie nie miala sie czym pochwalic w tej dziedzinie. Byla za to mila, to pewne. Prostolinijna i troskliwa. Troche tak jak pani profesor, tylko ze nie przerywala rozmowy w polowie, pograzajac sie w rozwazaniach zawilej teorii, ktora oprocz niej rozumie moze z tuzin naukowcow na calym swiecie.