– Z tego, co mowisz, wynika, ze juz je otrzymal.
– Tak, ale… – rozlozyl bezradnie rece – Jane, przepraszam. Naprawde nie sadzilem, ze podejmie jakakolwiek decyzje beze mnie.
To powinno poprawic jej humor. Jakby nie bylo, okazalo sie, ze nie spiskowal przeciwko niej podczas ostatniego miesiaca. Tymczasem nadal bylo jej bardzo przykro.
– Nie doszloby do tego, gdybys kazal mu odwolac psy. Dlaczego tego nie zrobiles, Cal? Bales sie, ze wyjdziesz na mieczaka?
– Uznalem, ze to nieistotne, zrozum. Miedzy nami sie ulozylo i wcale nie myslalem o zemscie.
– Szkoda tylko, ze go o tym nie zawiadomiles.
Przeczesal juz i tak zmierzwione wlosy.
– Posluchaj, nic sie nie stalo. Nie mam zamiaru dac im ani grosza, a jesli chca cie zwolnic, zalatwie ich pozwem o dyskryminacje.
– To moja sprawa, Cal, nie twoja.
– Daj mi kilka godzin, a wszystko zalatwie, obiecuje.
– A wtedy co? – zapytala cicho.
– Wtedy nie bedziesz miala powodow do zmartwien.
– Nie o to mi chodzi. Kiedy to zalatwisz, co bedzie z nami?
– Nic. Wszystko zostanie po staremu. – Skierowal sie do gabinetu. -Musze teraz wykonac kilka telefonow, potem rozpakuje twoj samochod, a pozniej wyskoczymy gdzies na kolacje. Ciagle nie miesci mi sie w glowie, ze chcialas wyjechac.
Weszla za nim do gabinetu, ale zatrzymala sie w progu. Rozcierala ramiona, ale chlod pochodzil z jej wnetrza, nie z otoczenia.
– Chyba juz nie bedzie jak dawniej.
– Alez tak. – Podszedl do biurka. – Przysiegam na Boga, wyleje Delgado na zbity pysk.
– Nie obwiniaj go za cos, co sam zaczales – zauwazyla cicho. Obrocil sie na piecie.
– Nie waz sie tak mowic! To ty wszystko zaczelas, nie zapominaj!
– Jak bym mogla, skoro wypominasz mi to przy byle okazji?
Spojrzal na nia wrogo; odpowiedziala ta sama moneta. Po chwili jednak opuscila wzrok. Wzajemne obarczanie sie wina do niczego nie doprowadzi.
Wsunela dlonie w kieszenie sukienki i perswadowala sobie, ze jej najgorsze obawy okazaly sie bezpodstawne. Nie spiskowal przeciwko niej. Mimo wszystko okropny ucisk w zoladku nie chcial ustapic. To, co sie miedzy nimi dzialo, to symbol wszystkich problemow, ktore ich dziela, problemow, ktore dotychczas ignorowala, wmawiala sobie, ze nie istnieja.
Przypomniala sobie, jak zaledwie kilka dni temu zywila nadzieje, ze Cal ja kocha. Przypomniala sobie wszystkie zamki z piasku.
Coz za ironia losu, ze osoba o tak scislym umysle pozwolila sobie na bezpodstawne mrzonki. Wyjela rece z kieszeni.
– Musze wiedziec, co dalej, Cal. Co do mnie czujesz.
– O co ci chodzi?
Sadzac po glosie, wiedzial doskonale, o co jej chodzi.
– Co do mnie czujesz?
– Wiesz przeciez.
– Nie, nie wiem.
– W takim razie chyba mnie nie sluchalas.
Utrudnia wszystko jeszcze bardziej, ale ona sie nie podda. Nie czas na marzenia. Musi wiedziec dokladnie, na czym stoi.
– O ile sobie przypominam, powiedziales kiedys, ze mnie lubisz.
– Oczywiscie, ze cie lubie, wiesz o tym.
Patrzac mu prosto w oczy wymowila slowa, ktore nie chcialy przejsc jej przez gardlo:
– Powiedzialam ci, ze cie kocham.
Odwrocil wzrok; nie mogl wytrzymac jej spojrzenia.
– Coz… jestem zaszczycony.
Wbila paznokcie w dlonie.
– Wcale na to nie wyglada. Raczej umierasz ze strachu. I nie odwzajemniasz mojego uczucia.
– A coz to ma znaczyc? – Podszedl do biurka, – Jest nam ze soba lepiej niz kiedykolwiek przypuszczalismy, bedziemy mieli dziecko. Dlaczego przyklejac do tego etykietke? Zalezy mi na tobie. Moim zdaniem to bardzo duzo. -Usiadl, jakby rozmowa dobiegla konca.
Nie zostawi tego w ten sposob. Moze czegos sie nauczyla podczas ostatnich miesiecy, moze przemawial przez nia upor, ale uwazala, ze powinien dorzucic cos wiecej oprocz seksu i poczucia humoru.
– Obawiam sie, ze to za malo, jesli mamy myslec o przyszlosci.
Niecierpliwie machnal reka.
– Przyszlosc sama przyjdzie. Przecie zadne z nas nie chce na razie podejmowac powaznych decyzji.
– Kiedy ostatnio rozmawialismy na ten temat, stanelo na tym, ze rozejdziemy sie po narodzinach dziecka. Nadal tego chcesz?
– Jeszcze do tego daleko. Skad mam wiedziec, co sie wydarzy?
– Ale czy nadal tego chcesz?
– Taki byl pierwotny plan.
– A teraz?
– Nie wiem! Skad mam to wiedziec? Poczekajmy, co przyniesie jutro.
– Nie moge dluzej zyc z dnia na dzien.
– Coz, na razie tak musi byc.
Nie zdecyduje sie na nic trwalego, a ona nie zgodzi sie na nic innego. Miala lzy w oczach, ale po wstrzymywala je dzielnie. Musi sie teraz wycofac, poki jeszcze sie trzyma, i zrobic to zachowujac resztki godnosci.
– Nie zniose tego dluzej, Cal. Nie chcialam sie w tobie zakochac, wiem, ze mnie o to nie prosiles, ale tak sie stalo. Najwyrazniej zawsze psuje wszystko, co ma zwiazek z toba. – Zwilzyla suche usta. – Wracam do Chicago.
Zerwal sie jak oparzony. -Ani sie waz!
– Odezwe sie do ciebie, kiedy dziecko przyjdzie na swiat, ale do tego czasu bedziemy sie porozumiewali wylacznie poprzez prawnikow. Obiecuje, nie bede ci utrudniala kontaktow z dzieckiem.
– Uciekasz. – Najezyl sie, gotow do ataku. – Nie masz odwagi, by zostac i walczyc, wiec uciekasz.
Starala sie mowic spokojnie.
– A o co mam walczyc? Przeciez i tak chcesz rozwodu.
– Nie spieszy mi sie.
– 1 co z tego? Jestesmy przyjaciolmi, nie ma sie o co zloscic.
Zabolalo, a przeciez wiedziala juz, ze traktuje ich malzenstwo jako cos przejsciowego. Odwrocila sie i wyszla do holu.
Byl przy niej w ulamku sekundy. Spochmurnial, na skroni pulsowala mu zylka. Nie dziwilo jej to. Mezczyzna pokroju Cala nie lubi ultimatum.
– Jesli myslisz, ze za toba pobiegne, jestes w bledzie. Kiedy wyjdziesz z tego domu, koniec z nami! Znikasz z mojego zycia, jasne?
Skinela sztywno glowa, oslepiona lzami.
– Mowie powaznie, Jane!
Bez slowa wyszla na dwor.
Cal nie patrzyl, jak odjezdza, tylko zamknal drzwi kopniakiem, pobiegl do kuchni i wyjal z szafki butelke whisky. W pierwszej chwili nie mogl sie zdecydowac: wypic czy cisnac o sciane? Predzej go pieklo pochlonie niz da sie zmusic do czegos, na co nie ma ochoty.
Odkrecil zakretke i przytknal butelke do ust. Szkocka palila go w gardle. Skoro sama tego chciala, niech ma. Otarl usta wierzchem dloni. Najwyzszy czas, zeby jego zycie wrocilo do normy.