Tylko ze zamiast poczuc sie lepiej, mial ochote zawyc jak pies. Upil kolejny lyk i wyliczal wszystkie jej przewinienia wobec niego.

Ofiarowal jej wiecej niz jakiejkolwiek kobiecie: swoja przyjazn! A co ona na to? Ciska mu ja w twarz, tylko dlatego, ze nie upadl na kolana i nie poprosil o dozywocie przy wybieraniu pieprzonej tapety!

Zacisnal dlonie na butelce. Nie podda sie. Jest wiele mlodszych, ladniejszych kobiet, kobiet, z ktorymi nie trzeba sie klocic o byle glupstwo, kobiet, ktore sa posluszne i ulegle. Wlasnie takich kobiet mu trzeba. Mlodych, pieknych i poslusznych.

Pociagnal jeszcze lyk i poszedl do swojego gabinetu, zeby sie porzadnie upic.

Jane nie moglaby wyjechac nie pozegnawszy sie z Annie. W tej chwili nie powinna takze ulec rozpaczy, wiec nerwowo trzepotala powiekami i tlumila szloch, jadac kreta szosa na Heartache Mountain. Samochodu Lynn nigdzie nie bylo widac. Dziekowala Opatrznosci, ze zdola pozegnac sie ze staruszka bez swiadkow.

Dom bardzo sie zmienil, odkad widziala go po raz pierwszy. Cal pomalowal go na bialo. Naprawil krzywe okiennice i sprochniale schodki. Weszla, wolajac Annie. Starala sie nie myslec o szczesliwych, radosnych chwilach, jakie tu spedzila.

Zobaczyla Annie przez siatke w drzwiach. Staruszka siedziala na werandzie i luskala groszek. Obserwujac rytmiczne ruchy starych palcow, miala ochote wyreczyc ja w tej pracy. Luskanie groszku to jedna z nielicznych czynnosci, ktorych nie zmienila nowoczesna technologia. Dzisiaj robilo sie to tak samo jak przed stu laty.

Nagle wydalo jej sie, ze taka praca dalaby jej cos trwalego, stanowilaby ogniwo laczace ja z pokoleniami kobiet z przeszlosci, kobiet, ktore luskaly groszek i zyly dalej, mimo serca zlamanego przez mezczyzne, ktory nie odwzajemnial ich uczuc.

Zagryzla usta i podeszla blizej. Annie podniosla glowe.

– Najwyzszy czas, zebys do mnie wpadla.

Jane przysiadla na lezaku i utkwila wzrok w zielonych lupinkach. W tej chwili stanowily centrum jej swiata.

– Moge?

– Ale uwazaj, nie rozsypuj.

– Dobrze. – Ostroznie rozerwala straczek i patrzyla, jak zielone kuleczki wpadaja do miski.

– To groszek ze sklepu, moj bedzie lepszy.

– Szkoda, ze mnie tu nie bedzie, zeby go skosztowac. – Jej glos byl prawie nonnalny. Moze troszke cichszy, bardziej bezbarwny, ale prawie normalny.

– Dojrzeja, zanim bedziecie musieli wracac do Chicago.

Jane nic nie powiedziala, tylko siegnela po nastepny straczek.

Przez kilka minut luskala w milczeniu, a Annie obserwowala drozda na krzewie magnolii. Niestety, zamiast spodziewanego spokoju, milczenie Annie, cieple slonce i monotonna praca do cna skruszyly jej i tak oslabione nerwy.

Pojedyncza lza splynela po policzku i upadla na bawelniany przod sukienki, potem nastepna i jeszcze jedna. Wyrwal jej sie cichy szloch. Nadal luskala groszek, ale nie powstrzymywala juz rozpaczy.

Annie odprowadzila wzrokiem ptaszka, ktory odlecial, i zainteresowala sie wiewiorka. Lzy Jane kapaly do miski z groszkiem.

Staruszka nucila cos pod nosem. Jane skonczyla luskac, ale goraczkowo szukala w misce calych straczkow.

Annie siegnela do kieszeni starego fartucha, wyjela rozowa chusteczke i podala jej. Jane wytarla nos i zaczela mowic:

– Annie… bede za toba tesknila, ale… nie wytrzymam dluzej. Musze odejsc. On… on mnie nie kocha.

Annie z dezaprobata wydela usta.

– Calvin sam nie wie, co czuje.

– Chyba jest na tyle dorosly, ze moglby sie zorientowac. – Glosno wydmuchala nos.

– Nie znalam mezczyzny, ktory tak jak on obawialby sie starosci. Zazwyczaj to kobiety walcza z czasem.

– Nie moglam odejsc bez pozegnania. – Musi stad uciec. Malo brakowalo, a rozsypalaby groszek, tak energicznie wstala.

– Uwazaj, bo wszystko wywalisz.

Jane odstawila miske na ziemie. Annie z trudem dzwignela sie z fotela.

– Dobra z ciebie dziewczyna, Janie Bonner. Calvin zrozumie.

– Watpie.

– Czasami zona musi wykazac sie cierpliwoscia.

– Chyba nie potrafie. – Rozplakala sie jeszcze bardziej. – Zreszta, tak naprawde nie jestem jego zona.

– Co za bzdura!

Nie miala sily, by sie klocic, wiec tylko serdecznie objela krucha staruszke.

– Dziekuje za wszystko, Annie. Czas na mnie. – Odwrocila sie powoli.

I wtedy zobaczyla Lynn Bonner.

Rozdzial dziewietnasty

Odchodzisz od mojego syna? Lynn wydawala sie zagubiona i zdziwiona. Podeszla blizej, a pod Jane ugiely sie kolana. Dlaczego zwlekala tak dlugo? Dlaczego szybko nie pozegnala sie z Annie i nie wyjechala od razu? Otarla lzy wierzchem dloni.

Annie nie dopuscila jej do slowa.

– Amber Lynn, na kolacje bedzie zielony groszek, i to ze slonina, czy ci sie to podoba, czy nie.

Lynn nie zwrocila na nia uwagi. Podeszla do Jane.

– Powiedz, czemu odchodzisz od Cala?

Jane starala sie przybrac maske chlodnej i wynioslej suki, jak tego oczekiwala Lynn.

– Powinnas byc mi wdzieczna – prychnela. – Bylam fatalna zona.

Ale te slowa wywolaly nowe lzy. Nieprawda, do cholery! Jest najlepsza zona, jaka mogl sobie wymarzyc! Odwrocila sie.

– Naprawde? – W glosie Lynn slyszala troske.

Musi stad uciec, zanim rozklei sie zupelnie.

– Musze zdazyc na samolot. Porozmawiaj z Calem, wszystko ci wyjasni.

Juz miala zejsc ze stopni na podworze, ale zdumiony krzyk Lynn sprawil, ze zatrzymala sie w pol kroku:

– Moj Boze! Jestes w ciazy!

Obrocila sie na piecie i zobaczyla wzrok Lynn utkwiony w okolicach jej talii. Automatycznie spojrzala w dol i dopiero teraz uswiadomila sobie, ze odruchowo zakryla brzuch ochronnym gestem. Przy tym sukienka przywarla do ciala i zaokraglenie stalo sie doskonale widoczne. Wyprostowala sie szybko, ale bylo juz za pozno.

Lynn nie wiedziala, co o tym myslec.

– Czy to Cala?

– Amber Lynn Glide! – warknela Annie. – Gdzie sie podzialy twoje maniery?

Lynn byla raczej wstrzasnieta niz zla.

– A skad mam wiedziec, czy to jego, skoro niczego juz nie rozumiem w tym malzenstwie? Nie wiem, co w sobie widza, jak sie poznali. Nie wiem nawet, czemu ona placze. – Urwala nagle. – Wszystko jest nie tak.

W Jane cos peklo. Widzac niepokoj Lynn zrozumiala, ze musi jej wyznac cala prawde. Cal chcial dobrze, ale w rezultacie krzywdzil rodzicow, zamiast ich chronic. Jesli minione miesiace czegokolwiek ja nauczyly, to przede wszystkim tego, ze klamstwo nieuchronnie prowadzi do cierpienia.

– To dziecko Cala – powiedziala cicho. – Przepraszam, ze dowiedzialas sie o tym w taki sposob.

Lynn nie ukrywala, ze jej przykro.

– Ale on nigdy… nigdy nic nie wspomnial. Dlaczego?

– Chcial mnie chronic.

– Przed czym?

– Przed toba i Jimem. Nie chcial, zebyscie sie dowiedzieli, co mu zrobilam.

Вы читаете Kandydat na ojca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату