rzucac kazda robote i z nia tanczyc. Podobnie reaguje na nowsze zespoly, takie, ktorych nazwy nic ci nie powiedza. Chwilami po prostu musi tanczyc. Nie miala po temu okazji w mlodosci.
– Ale przeciez… Slyszalem, ze robi kariere naukowa – zaczal ostroznie.
– Tak. Przede wszystkim jednak czeka na dziecko.
Czas mijal.
– Wydaje sie wyjatkowa.
– Jest cudowna. – I nagle, rzucila pod wplywem impulsu: – Moze przyjdzie pan do nas na kolacje? Mialby pan okazje, by ja lepiej poznac.
– Zaprasza mnie pani? – na jego twarzy malowaly sie zdumienie i radosc.
– Tak, chyba tak.
– W takim razie dobrze. Bardzo chetnie.
Przez dluzsza chwile milczeli oboje. Sciezka sie zwezala. Lynn skrecila w bok, w strone strumienia. Przed laty czesto tu przychodzili i przesiadywali na zwalonym pniu, ktory zdazyl juz sprochniec. Czasami tylko obserwowali wode obmywajaca omszale glazy, najczesciej jednak sie kochali. Tutaj zostal poczety Cal.
Jim odchrzaknal i przysiadl na zwalonym pniu, lezacym w poprzek strumyka.
– Dosyc ostro potraktowala pani mojego syna.
– Wiem. – Usiadla obok, ale nie dotykala go. – Mam wnuka, ktorego musze chronic.
– Rozumiem.
Ale widac bylo, ze wcale nie rozumie. Zaledwie kilka tygodni temu ukrywalby niepewnosc pod agresja, teraz jednak wydawal sie raczej zamyslony niz gniewny. Czyzby nabieral do niej zaufania?
– Pamieta pani, jak mowilem, ze moje malzenstwo sie rozpada?
Zesztywniala.
– Tak.
– To moja wina. Musialem to pani powiedziec, na wypadek gdyby… gdyby chciala sie pani ze mna spotykac.
– Pana wina?
– W dziewiecdziesieciu dziewieciu procentach. Obwinialem ja za wlasne bledy i nawet tego nie widzialem. – Oparl glowe na lokciach i zapatrzyl sie wode. – Od lat wmawialem sobie, ze gdybym nie musial sie z nia ozenic jako mlody chlopak, bylbym dzis epidemiologiem swiatowej slawy. Dopiero kiedy odeszla, zrozumialem, ze sie oszukiwalem. – Splotl dlonie, duze, silne dlonie, ktore witaly i zegnaly ludzi na tym swiecie. – Z dala od gor bylbym nieszczesliwy. Lubie moja prace.
Wzruszyl ja szczery ton. Moze w koncu odkryl te czesc siebie, ktora utracil?
– A pozostaly jeden procent?
– Slucham? – Odwrocil sie ku niej.
– Powiedzial pan, ze ponosi wine w dziewiecdziesieciu dziewieciu procentach. Aten jeden?
– Nawet i to nie jest jej wina. – Nie wiadomo, czy to odbicie wody, czy w jego oczach rzeczywiscie blyszczy wspolczucie. – Miala trudne dziecinstwo, nie skonczyla nawet szkoly. Twierdzi, ze patrzylem na nia z gory z tego powodu i pewnie ma racje, jak zwykle, ale moim zdaniem bardzo mi to ulatwiala. Choc osiagnela wiecej niz inni ludzie, zawsze byla o sobie zlego zdania.
Juz otworzyla usta, ale zaraz je zamknela. Jak moglaby zaprzeczyc prawdzie?
Zamyslila sie nad swoim zyciem. Dostrzegla ogrom pracy i dyscypliny, ktory doprowadzil ja do dzisiejszej pozycji. Polubila siebie, ale dlaczego zabralo jej to tyle czasu? Jim ma racje. Jak mogla sie spodziewac, ze bedzie ja szanowal, skoro sama tego nie robila? Jej zdaniem to znacznie wiecej niz jeden procent. Powiedziala to.
Wzruszyl ramionami.
– Niewazne. – Ujal jej dlon, musnal obraczke. Nie patrzyl na nia. Mowil cicho, glosem przepelnionym uczuciem. – Moja zona to czesc mnie. Bardzo ja kocham.
Wzruszylo jato proste wyznanie. Slowa dlawily ja w gardle.
– Szczesciara z niej.
Podniosl glowe i przekonala sie, ze wilgoc w jego oczach to naprawde lzy. Przez trzydziesci siedem lat nigdy nie widziala, by plakal, nawet po smierci Cherry i Jamiego.
– Jim… – Nagle znalazla sie jego ramionach, w miejscu, ktore Bog stworzyl specjalnie dla niej. Uczucia, ktorych nie umiala nazwac, przyprawialy ja o zawrot glowy i dlatego powiedziala zupelnie nie to, co chciala: – Musze pana uprzedzic, ze nie chodze do lozka na pierwszej randce.
– Naprawde? – zapytal ochryple.
– Tak, dlatego ze zaczelam bardzo wczesnie. – Odsunela sie, opuscila wzrok. – Wcale tego nie chcialam, ale kochalam go i nie moglam odmowic.
Zerknela do gory, chcac sie przekonac, jak przyjal to wyznanie. Nie miala zamiaru obarczac go nowymi wyrzutami sumienia, zalezalo jej tylko, by zrozumial, jak to bylo.
Usmiechnal sie smutno i dotknal jej ust.
– Czy to zrazilo pania do seksu?
– Och, nie. Los obdarzyl mnie wspanialym kochankiem. Poczatkowo byl co prawda troszke niezdarny, ale szybko sie uczyl. – Usmiechnela sie.
– Milo mi to slyszec. – Obrysowal kciukiem jej dolna warge. – Czy ktos juz pani powiedzial, ze jest pani piekna? Nie taka schludna jak moja zona, ale sliczna.
Parsknela smiechem.
– Do tego mi daleko.
– Nie zna sie pani i tyle. – Pomogl jej wstac. Jeszcze zanim pochylil glowe, wiedziala, ze ja pocaluje.
Dotyk jego ust byl delikatny, znajomy. Nie przytulil jej, tak ze dotykaly sie tylko ich usta i dlonie, splecione po bokach. Pocalunek szybko przeszedl w bardziej namietna pieszczote. Minelo tyle czasu, mieli sobie tyle do powiedzenia, takze bez slow. Odpowiadalo jej jednak, ze Jim ja adoruje, i zapragnela wiecej.
Odsunal sie, jakby to wyczul, i popatrzyl na nia nieprzytomnie.
– Musze… musze wracac do pracy. I tak juz jestem spozniony, a nie chce sie spieszyc, gdy bedziemy sie kochac.
Na mysl o tym zakrecilo jej sie w glowie. Wziela go za reke, gdy wracali na sciezke.
– Kiedy pan do nas przyjdzie na kolacje, moze opowie mi pan o swojej pracy?
– Bardzo chetnie. – Usmiechnal sie pogodnie.
Nagle zdala sobie sprawe, ze nie pamieta nawet, kiedy ostatnio wyrazila szczere zainteresowanie tym, co robi maz. Ograniczala sie do zdawkowego: „Jak minal dzien?' Najwyrazniej obie strony musza sie nauczyc sluchac.
Nagle spowaznial.
– Czy moglbym przyjsc z synem?
Po niemal niezauwazalnym wahaniu pokrecila przeczaco glowa.
– Niestety nie. Mama sie na to nie zgodzi.
– Nie jest pani za stara, by sluchac matki?
– Czasami instynkt podpowiada jej, co jest wlasciwe. Akurat teraz to instynkt dyktuje, kogo przyjmujemy, a kogo nie.
– I mojego syna nie? Poruszyla sie niespokojnie.
– Niestety nie. Wkrotce… mam nadzieje. Tak naprawde to zalezy od niego, nie od Annie.
Zacisnal usta w znajoma waska linie.
– Nie do wiary! Zostawia pani tak wazna decyzje w rekach szalonej staruchy!
Zmusila go, by sie zatrzymal, i pocalowala w uparte usta.
– Moze wcale nie jest taka szalona, jak sie panu wydaje. W koncu to ona kazala mi isc z panem na spacer.
– A nie zrobilaby pani tego?
– Nie wiem. Stanelam teraz na rozstaju i nie chce wybrac niewlasciwej drogi. Czasami matki wiedza, co jest dobre dla ich corek. – Patrzyla mu w oczy. -1 dla synow.
Pokrecil glowa i zrezygnowany opuscil ramiona.
– No dobrze. Poddaje sie.
Z trudem powstrzymala sie, by go znowu nie pocalowac.