– Jutro wyjezdzam, nawet gdybym musiala wezwac policje na pomoc. Do widzenia, Cal. – Odwrocila sie na piecie i weszla do domu.
Zacisnal powieki. Byl zmeczony i zalamany. Ale nie podda sie, o nie.
Wizja publicznej deklaracji uczuc budzila w nim sprzeciw, ale nie przychodzilo mu do glowy nic innego, niz zdac sie na osad innych. Zacisnal zeby i wszedl za nia do srodka.
Rozdzial dwudziesty drugi
Annie wpatrywala sie w telewizor, gdzie Whitney Houston tanczyla przy wylaczonym dzwieku. Rodzice siedzieli na kanapie, trzymali sie za rece i patrzyli sobie w oczy. Ethan i Kevin dostawili kuchenne taborety do stolika i grali w karty. Na widok Cala wszyscy podniesli glowy. Jane zniknela.
Poczul sie glupio, ale wiedzial, ze spowodowala to duma, uczucie na ktore teraz nie mogl sobie pozwolic. Nie teraz, gdy musi miec po swojej stronie cala druzyne. Z trudem wzial sie w garsc. – Jane mi nie wierzy. Ethan i Kevin zerkali znad kart. Matka zmarszczyla czolo.
– Lubi tanczyc, wiesz? Nie country, ale starego rocka.
Nie bardzo wiedzial, jak to ma mu pomoc, ale i tak zapamietal te informacje.
– Mam dosyc tego zamieszania! – Annie rzucila pilota na porecz fotela. – Jimie Bonner, idz po Janie, w tej chwili! Najwyzszy czas, zebyscie zalatwili swoje sprawy i dali mi swiety spokoj!
– Tak jest, szanowna pani. – Z lekkim usmiechem wstal z kanapy i poszedl do pokoju goscinnego.
Jane podniosla glowe znad walizki, gdy stanal w progu.
– Co sie stalo?
– Musisz isc do salonu i porozmawiac z Calem.
– Juz to zrobilam. Raz wystarczy.
– Musisz. Annie tak powiedziala.
– Nie.
Uniosl brew.
– Co powiedzialas?
– Powiedzialam: nie. – Niestety, zabrzmialo to raczej jak pytanie niz stwierdzenie, ale Jim Bonner z uniesiona brwia oniesmielilby kazdego.
– W tej chwili jestem dla ciebie surogatem ojca. Masz tam isc. Natychmiast.
Rozbawiona patrzyla, jak wskazuje palcem maly salonik. Nie mogla sie powstrzymac, by nie porownac jego wzroku ze spojrzeniem wlasnego ojca i zrobilo jej sie niedobrze.
– Zadnych klotni! I to juz!
Zastanawiala sie, czy jesli go nie poslucha, wlepi jej w klapsa.
– Jim, to nic nie da.
Podszedl do niej, przytulil, dodal otuchy.
– Musi sprobowac. Zasluguje na szanse… Przywarla policzkiem do jego koszuli.
– Juz ja mial, przed chwila na werandzie.
– Najwyrazniej nie dokonczyl. – Delikatnie popchnal ja w strone drzwi.
– Idz juz. Jestem z toba.
W oswietlonym salonie Cal wydawal sie jeszcze bardziej niebezpieczny niz na werandzie, w mdlym swietle zmierzchu. Widziala zmruzone oczy rewolwerowca. Chcialaby wierzyc, ze pozostali trzej mezczyzni pospiesza jej w razie czego na ratunek, ale podejrzewala, ze sapo jego strome.
Cal nie zwracal na nia uwagi, gdy przemknela w sam rog, kolo telewizora, jak najdalej od niego. Przemawial do pozostalych, jakby jej tam nie bylo:
– Oto fakty… Kocham Jane, a ona kocha mnie. Oboje chcemy byc razem. Wy wszyscy stoicie miedzy nami. – Umilkl.
Mijaly dlugie sekundy.
– I tyle? – zapytal Ethan.
Cal skinal glowa.
Kevin przekrzywil glowe i zapytal glosno:
– Ej, Jane, Cal twierdzi, ze stoimy wam na drodze. Wrocisz do niego, jesli wyjdziemy?
– Nie.
– Przykro mi, Bomber, musisz wymyslic cos lepszego.
Cal poslal mu piorunujace spojrzenie.
– Wynocha stad! To nie ma nic wspolnego z toba! Mowie powaznie, Tucker. Jazda stad, i to juz!
Jane widziala, ze Kevin byl w stanie opierac sie Calowi tylko do pewnego momentu. Teraz szykowal sie do wyjscia, ale glos Annie pchnal go z powrotem na stolek.
– On zostaje!
Cal odwrocil sie do niej.
– Nie nalezy do rodziny!
– Nie, ale on to przyszlosc, Calvin, przyszlosc, o ktorej nie chcesz nawet myslec.
Jej slowa go rozjuszyly. Siegnal go kieszeni, wyjal kluczyki i rzucil Ke-vinowi, a ten zlapal je zrecznie.
– Przykro mi, pani Glide, ale jestem umowiony.
Jane podbiegla do niego; wreszcie dostrzegla droge ucieczki.
– Pojde z toba. Wszyscy znieruchomieli.
– To bardzo kiepski pomysl – oznajmil Kevin.
– Siadaj, Jane – polecil Jim ojcowskim glosem. – Dzisiaj juz i tak nie zdazysz na samolot, wiec rownie dobrze mozesz wysluchac Cala. Kevin, dzieki za pomoc.
Kevin skinal glowa, usmiechnal sie do Jane, zerknal na Cala i wyszedl.
Jane opadla na fotel. Cal odchrzaknal, wbil rece w kieszenie i znowu zwrocil sie do rodziny, nie do niej:
– Uwaza, ze jej pragne, bo mnie odtraca, i gdy zniknie wyzwanie, przestane sie nia interesowac. Mowilem, ze to nieprawda, ale mi nie wierzy.
– Przeciez lubisz wyzwania – zauwazyla Lynn.
– Wyzwania… Wspolne zycie z kims, kto szuka Teorii Wszystkiego, to az za duze wyzwanie. Macie pojecie, jak to jest, gdy po calym domu poniewieraja sie karteluszki z wzorami matematycznymi? Bierzesz gazete, a tam wyzsza matematyka, chcesz dopisac piwo do listy zakupow, a tam… Albo bierzesz pudelko platkow, a cale opakowanie zabazgrane! I widzisz to wszystko bladym switem!
– Nigdy nie pisalam na pudelku! – poderwala sie Jane na rowne nogi.
– Jak to nie? Na moich platkach owocowych!
– Zmyslasz. On zmysla. Rzeczywiscie, czasami notuje gdzie popadnie, ale…- Urwala, bo przypominala sobie poranek sprzed kilku tygodni, gdy nie mogla znalezc zadnego papieru poza opakowaniem platkow. Usiadla i oznajmila sztywno: – Cos takiego moze budzic irytacje, ale to nie wyzwanie.
– Na wszelki wypadek, gdybys nie wiedziala, pani profesor: czasami mowie do ciebie i nagle, nie wiadomo kiedy, uciekasz, nie ma cie. – Oparl dlonie na biodrach i podszedl do niej. – Fizycznie stoisz naprzeciwko mnie, ale twoj umysl odtruwa.
Zadarla glowe.
– Irytacja, nie wyzwanie.
– Zabije ja. – Usiadl na kanapie kolo rodzicow, glosno zgrzytajac zebami. – Widzicie, co mnie czeka?
– Ale za to – odezwal sie Ethan – dobrze wyglada bez ubrania.
– Ethan! – Przerazona Jane zwrocila sie do Lynn. – To nie tak. To byl wypadek…
Lynn otworzyla szeroko oczy.
– Dziwny wypadek.
– Zmieniacie temat – wtracila sie Annie. – Ja tam wierze Calvinowi. Jesli twierdzi, ze cie kocha, Janie Bonner, mowi powaznie.
– Ja tez mu wierze – oznajmila Lynn.
– Ja tez – poparl ja Jim.