Wspomniala slowa Uny.
Lecz ona nie mogla lezec spokojnie. Jej nienawykle do milosci cialo pragnelo znalezc wlasciwy rytm i mu sie poddac. Kiedy po chwili Patrick przestal sie poruszac, wyszeptala, zaniepokojona: – Co sie stalo?
– Teraz zaboli – powiedzial, a potem, nim zdazyla o cokolwiek zapytac, cofnal sie nieco i pchnal, wkladajac w to cala sile swych ledzwi.
Flanna krzyknela. Glos Uny rozbrzmial jej w glowie.
Tyle ze to nie byla jedynie przykrosc. Krzyknela znowu, gdy Patrick wykonal kolejne pchniecie. Tym razem udalo mu sie przebic przez to, co dotad go wstrzymywalo. Palacy bol przeszyl lono, a potem piers Flanny, odbierajac jej na moment dech. Uda miala jak z olowiu. Patrick lezal jednak spokojnie i bol z wolna zaczal mijac.
– Dzielna dziewczynka – wymruczal, a potem zaczal znow sie poruszac.
Zesztywniala, przygotowujac sie na dalsze cierpienie, lecz nic takiego nie nastapilo. Czula jedynie silne pchniecia jego ledzwi, gdy wbijal w nia gleboko swoj miecz. Zaczela poruszac sie wraz z nim i po chwili jej cialo zalala fala goraca i slodyczy tak intensywnej, ze wydawala sie wrecz nie do zniesienia.
– Oooch! Aaach! To cudowne! – zalkala. Patrick jeknal tak glosno, az pomyslala, ze cos mu sie stalo, on jednak przestal na chwile sie poruszac, zesztywnial, a potem wzdrygnal sie calym cialem. Poczula, ze jego meskosc wiotczeje i az krzyknela, zawiedziona. Una miala racje. Rzeczywiscie, zdolala zaznac nie tylko bolu, ale i troche przyjemnosci. Patrick stoczyl sie z niej, odsunal i legl w milczeniu na plecach. Flanna lezala obok niego, walczac z ogarniajacym ja poczuciem straty. Zaczela cicho plakac, a Patrick, nadal zdumiony tym, jak silne pozadanie zdolala w nim obudzic mloda zona, wyciagnal ramiona i przytulil ja do siebie.
– Cii… moje jagniatko, bylas dzielna i dostarczylas mi mnostwa przyjemnosci. Wiem, ze mnie tez sie to udalo, gdyz sama mi powiedzialas.
Pogladzil jedwabiste wlosy zony.
– Nie martw sie, malutka. Masz to juz za soba. Nie sprawie ci wiecej bolu, Flanno Leslie. A teraz spij.
Pocalowal zone w czubek glowy.
Flanne zdumialo, jak wiele ukojenia przyniosl jej ten pocalunek i jak dobrze czuje sie w uscisku jego ramion. A takze to, iz rozplakala sie jak kazda z tych glupiutkich kobiet, ktorymi zawsze gardzila. Wtulila sie w meza i zatonawszy w meskim zapachu jego ciala, zamknela oczy.
Patrick usmiechnal sie w ciemnosci czujac, jak Flanna sie odpreza. Po chwili jej oddech sie wyrownal i wiedzial juz, ze zasnela. Poslubil ja ze wzgledu na posag, ale byc moze dostal wiecej, niz sie spodziewal.
Na zewnatrz, w korytarzu, Lachlann Brodie usmiechnal sie triumfujaco do najstarszego syna, Aulaya.
– Stalo sie – powiedzial, usatysfakcjonowany. – Teraz nie bedzie sie mogl jej wyprzec.
ROZDZIAL 4
– Pani! Pani!
Ktos ciagnal ja bezlitosnie za ramie, nie miala wiec innego wyjscia, jak tylko sie obudzic i wynurzyc z otchlani glebokiego snu.
– Prosze pani! – dobiegl ja blagalny glos mlodej Aggie.
– Co sie stalo? – wymamrotala Flanna, nie otwierajac zacisnietych mocno oczu i osuwajac sie glebiej na puchowym materacu.
– Maz twoj mowi, ze musisz, pani, wstac. Chce wyjechac najszybciej, jak tylko mozna – paplala dalej Aggie, podekscytowana. – Nadciaga burza i wyglada na to, ze bedzie gwaltowna. Angus i ja jestesmy gotowi do drogi. Czekamy tylko na ciebie. Staruszek chce zobaczyc przescieradlo.
Jej maz?
– Przynies mi cieplej wody – powiedziala, przewracajac sie na plecy i nakrywajac koldra.
– Juz to zrobilam – odparla Aggie. – I wylozylam dla ciebie czyste ubranie, pani.
Flanna wstala i Aggie zarumienila sie, widzac ja naga. Ignorujac sluzaca, Flanna powiedziala:
– Zanies przescieradlo mojemu ojcu i powiedz, iz malzenstwo zostalo skonsumowane jak nalezy. A potem przynies mi cos do jedzenia. Nie zejde do wielkiej sali, by wszyscy sie na mnie gapili. Wyjde z tego pokoju jedynie po to, aby wyjechac od razu z Killiecairn. Powiedz mojemu mezowi, by zjadl na dole, Aggie.
Pokojowka, ktorej zrenice rozszerzyly sie na widok wielkiej plamy krwi, skinela jedynie glowa, zabrala przescieradlo i czym predzej wyszla.
Flanna rozejrzala sie po pomieszczeniu. Nic nie wskazywalo, ze Patrick spal z nia tej nocy. A przeciez byl tutaj. Usmiechnela sie do siebie. Fizyczna strona malzenstwa z pewnoscia sie jej spodoba, uznala, zwlaszcza kiedy juz sie nauczy sprawiac przyjemnosc mezowi. Dziwny czlowiek z tego jej ksiecia. Dumny tak, ze niemal arogancki, a mimo to uprzejmy. Flanna zdawala sobie sprawe, ze byl wobec niej delikatny. Mogl pchnac ja na plecy i odebrac jej dziewictwo, nie zadajac sobie trudu, by ukoic jej lek i dostarczyc choc troche przyjemnosci. Byla wdzieczna i nie zamierzala tego przed nim ukrywac. Nie sadzila, ze kiedykolwiek dane jej bedzie zostac zona. I prawde mowiac, wcale tego nie chciala, a prosze, oto jest juz poslubiona i pozbawiona cnoty. Patrick obiecal, ze nie bedzie u niego, jak zony jej braci, niewolnica.
– Musze byc dobra zona – powiedziala cicho do siebie. – Ailis ma racje. Wiem, jak prowadzic dom, a w Glenkirk bede miala do pomocy sluzbe.
Wziela myjke, zostawiona przez Aggie, obmyla szybko rece i twarz i wyplukala usta woda. Dopiero gdy odwrocila sie, by wlozyc koszule, zauwazyla na udach plamy zaschnietej krwi. Splonela rumiencem, po czym wziela raz jeszcze szmatke i zmyla krew. Intymne czesci jej ciala wydawaly sie dziwnie obolale, mimo to umyla je, wpatrujac sie z przerazeniem w brazowiejaca wode w misce.
Skonczywszy toalete, zalozyla robione na drutach ponczochy, zielone welniane bryczesy, biala bawelniana koszule i na koniec skorzany kaftan. Wsunela stopy w znoszone, wysokie buty, a potem chwycila szczotke i zaczela energicznie szczotkowac dlugie wlosy. Gdy byly juz gladkie i lsniace, splotla je w pojedynczy warkocz. Wepchnela szczotke do kieszeni i zalozyla na glowe blekitna czapeczke z piorem. Rozejrzala sie po pokoju, ktory przez wieksza czesc zycia nalezal do niej, a potem, nie ogladajac sie za siebie, wyszla i podazyla do wielkiej sali. Aggie nie wrocila z jedzeniem, co znaczylo, ze ojciec chce sie z nia zobaczyc, zanim opusci pospiesznie Killiecairn. Zaniepokojona i wiecej niz troche glodna, weszla pospiesznie do sali.
Bylo dokladnie tak, jak sie spodziewala. Wszyscy juz na nia czekali. Kobiety usmiechaly sie z zadowoleniem, pewne, ze dumna Flanna zostala wreszcie okielznana. Mezczyzni starali sie nie patrzec jej w oczy, wszyscy poza ojcem, ktory obrzucil corke uwaznym, szacujacym spojrzeniem, a potem wskazal jej miejsce obok siebie. Flanna usiadla, pozwalajac, by szwagierki ja obslugiwaly. Przyniesiono talerz gestej, dymiacej owsianki. Polala ja smietana z dzbanka i zaczela jesc. Siegnela po chleb, odlamala kawalek i rozsmarowala na nim kciukiem maslo. Ktos podal jej na ostrzu sztyletu kawalek twardego, zoltego sera. Podniosla wzrok i napotkala spojrzenie meza. Usmiechnal sie do niej leciutko, wziela wiec ser i polozyla na chlebie. Jej kielich napelniono – patrzcie tylko! – winem! Byl to napitek, ktorego nie podawano tu do porannych posilkow. Skonczyla jesc i siedziala, milczac. W koncu przemowil jej ojciec.
– Dobrze sie spisalas, dziewczyno – pochwalil ja.
– Twoj maz powiedzial, ze bylas dzielna. Dalem mu dokumenty, potwierdzajace jego prawo do Brae. Nalezy teraz do niego, tak jak ty, Flanno. Lecz jesli zechcesz nas odwiedzic, zawsze bedziesz tu mile widziana.
Ksiaze wstal i wyciagnal do zony dlon w rekawiczce.
– Nadciaga burza. Musimy wyjechac natychmiast.
– Wiem – odparla, podajac mu dlon. Pochylila sie i ucalowala pomarszczony policzek ojca.
– Zegnaj, tatku.
– Zegnaj, corko – powiedzial. – Twoja mama bylaby dumna widzac, iz opuszczasz moj zamek jako ksiezna.
– Dziekuje ci za goscinnosc, Lachlannie Brodie – powiedzial Patrick Leslie. – I za corke – dodal z usmiechem.