zrobic nawet kroku.
Na to wlasnie dalam sie nabrac! – z wsciekloscia myslala Elyn.
– Prosil, zeby odebrac pelnomocnictwa. Zaraz do niego jade.
A ja probowalam usprawiedliwiac tego dziwkarza!
– oburzala sie w myslach Elyn, gdy Felicita konczyla:
– Oczywiscie wspomne mu o twoich zamiarach…
– To juz niewazne – przerwala jej Elyn, az skrecajac sie z zazdrosci. Nigdy by nie podejrzewala, ze Max moze romansowac ze swoja sekretarka, ale… – Nie jest to tak pilne, bys musiala niepokoic go na lozu bolesci – ciagnela, lecz gdy wymawiala slowo „loze”, znow ugodzil ja sztylet zazdrosci. – Zostawmy to do czasu, gdy znow stanie na nogi. – Z trudem zdobyla sie na usmiech i wyszla. Mimo iz jej emocje osiagnely punkt wrzenia, ambicja nie doznala najmniejszego szwanku.
Bydle! – szalala, kierujac sie ku damskiej toalecie, by tam sie uspokoic. Odebrac pelnomocnictwa! Chyba w lozku! Zwichnieta noga! Moj Boze!
Dobrze mi tak! Swiadomosc, iz Max romansuje z Felicita i ze zapewne romansowal z nia juz wowczas, gdy Elyn pozwalala mu sie calowac, przekraczala granice jej wytrzymalosci. Nie przestala bac sie dlugow, ale odkryla, ze zdarzaja sie sytuacje, kiedy lek musi zejsc na drugi plan. Niech diabli porwa pieniadze i te prace. Odchodzi. Wyszla z toalety, kierujac sie do swego dzialu.
– Elyn, nic ci nie jest? – spytal Tino z troska, gdy wpadla do pokoju i zlapala torebke oraz zakiet. – Bardzo zbladlas.
Zbladla? Gotowala sie ze zlosci.
– Glowa peka mi z bolu – sklamala. Dobre wychowanie nie pozwalalo jej stawiac go w klopotliwej sytuacji, w jakiej znalazlby sie, gdyby powiedziala, ze odchodzi. – Pojde do domu i poloze sie na chwile.
– Podwioze cie – ofiarowal sie w pospiechu. Juz unosil sie z krzesla, lecz go powstrzymala.
– Wole sie przejsc. Dziekuje ci – powiedziala z usmiechem. – Mysle, ze spacer na swiezym powietrzu dobrze mi zrobi.
Wygladalo na to, ze Tino chce zaoponowac, lecz ktos z obecnych w pokoju zwrocil sie do niego po wlosku. Elyn siegala wlasnie po torebke, gdy uslyszala:
– Telefon do ciebie.
– Do mnie? – zapytala i pomyslala natychmiast, ze to Felicita dzwoni do niej, ale spostrzegla, ze Tino podaje jej sluchawke telefonu linii miejskiej.
– Halo! – odezwala sie. I wowczas uslyszala glos Maxa.
– Dzien dobry, Elyn – powiedzial i nic w tonie jego glosu nie zdradzalo, ze ostatnim razem, kiedy sie widzieli, dolozyla wszystkich sil, by fizycznie go uszkodzic. – Pragnalbym cie zobaczyc – ku jej absolutnemu zdumieniu ciagnal spokojnie dalej. Bezczelny! – Gdybys zechciala do mnie wpasc… – Nie zdazyl skonczyc, gdyz przerwala mu.
Co on sobie mysli! Bez watpienia zaraz zaproponuje, ze Felicita ja podwiezie. Ale nie bedzie mial po temu okazji. Nagle wszystko w niej eksplodowalo.
– Zapewne nie mozesz tu przyjechac z powodu zwichnietej nogi! – krzyknela i nie czekajac na odpowiedz, rzucila sluchawke na widelki. Po chwili uswiadomila sobie, gdzie jest i jak powinna sie zachowac. – Dziekuje – wymamrotala do osoby, ktora podala jej sluchawke. – Do zobaczenia – pozegnala Tina, wziela swoj zakiet i wyszla.
Po przyjsciu do domu sprawdzila telefonicznie, jakie ma polaczenia lotnicze z Londynem. Nastepnie spakowala sie i doprowadzila apartament do stanu, w jakim go zastala. Powaznie zastanawiala sie, czy jadac na lotnisko zostawic list w Zappelli Intemazionale, ale do kogoz miala go adresowac?
Okolo godziny piatej Paolo zadzwonil z recepcji, ze zamowiona taksowka czeka. Biorac pod uwage godzinna roznice czasu, wyladowala w Anglii pol godziny po odlocie. Ale we wlasnym kraju nie poczula sie lepiej. Wsiadla do taksowki, ktora zawiozla ja do Bovington. Rozgladajac sie po ulicach, ktore mijala, spostrzegla, ze chociaz w krotkim czasie dokonalo sie w niej ogromnie wiele, Bovington nie zmienilo sie ani troche.
Weszla do domu, wiedzac, ze daremnie marzy o tym, by wszystko bylo tak jak dawniej, nim beznadziejnie glupio zakochala sie w Maksie. Bo przeciez zakochala sie w nim i nic nie moglo tego zmienic.
Wnoszac do holu swoja wielka walizke, Elyn zorientowala sie, ze matka i ojczym byli poza domem, podobnie jak Loraine. Jej przyrodni brat wyjrzal, by zobaczyc, kto przyszedl.
– Dlaczego nie zawiadomilas nas, ze przyjezdzasz?! Czekalbym na lotnisku.
– Jestes kochany – usmiechnela sie – ale dopiero dzis rano zdecydowalam, ze wracam. – Szybko zmienila temat. – Pojde zrobic sobie kawe. Wypijesz ze mna?
– Chetnie – odparl.
Elyn poszla do kuchni. Nieskazitelny lad – skonstatowala z ulga – wskazywal, ze Madge w dalszym ciagu sprawowala tu rzady.
Gospodyni skonczyla juz prace i wyszla, totez Elyn byla w kuchni sama. Krzatala sie, parzac kawe, bez reszty pochlonieta myslami o Maksie, a coraz wiekszy zal wzbieral w jej sercu. Ta nieoczekiwana milosc byla juz tak bardzo zraniona. Kiedy zabliznia sie te rany? Kiedy wreszcie zdola zajac sie czyms innym?
– Kawa – oznajmila wesolo, wchodzac do salonu i stawiajac tace na stole. – A gdzie wszyscy znikneli?
– Rodzice wyszli do teatru, a Loraine jest z nowym wielbicielem. Boze, miej nas w opiece!
– Co u ciebie? – spytala. Matka wspominala jej przez telefon, ze Guy szuka pracy. – Podobno zamierzasz dolaczyc do mas pracujacych?
– Ja… eee… bylem w piatek na rozmowie wstepnej – odparl.
Mial wszakze tak glupia mine, ze Elyn, wiedzac, jak otwarty jest Guy, zorientowala sie natychmiast, ze chodzi tu o cos wiecej.
– Naprawde? A jaka to praca?
I znow uderzylo ja, ze odpowiedzial z wyraznym zaklopotaniem.
– W mojej branzy.
– Projektowanie ceramiki? – wypytywala.
– Miedzy innymi.
– Gdzie? – wykrzyknela, wiedziala bowiem, iz w okolicy tylko jedna firma zajmuje sie produkcja artystycznych wyrobow z porcelany i ze tylko tam mogl sie zglosic.
– W Zakladach Porcelany Zappellego – wyrzucil z siebie, jakby pragnac miec to juz za soba. – Tak, wiem, wiem – mowil szybko, gdy Elyn nie zdolala powstrzymac odruchu zdumienia. – Wiem, ze to bezczelnosc, po tym, jak cie potraktowalem, gdy sie tam zatrudnilas. Ale choc trwalo to dosc dlugo, przekonalem sie, ze nie potrafie zyc bezczynnie. Poza tym zaklady Zappellego szukaly pracownika. Poszedlem tam i Brian Cole… znasz go moze…? – przerwal.
– Tak, znam – odparla. Znala wszystkich w pracowni projektowej i ja tez tam wszyscy znali!
– W kazdym razie to rowny gosc. Dobrze sie rozumiemy. Pokazalem mu kilka moich projektow. Zreszta maja tam fantastycznych fachowcow… – urwal, nie znajdujac slow podziwu.
– Widac, ze bardzo ci na tej pracy zalezy – skomentowala Elyn.
– Mozna by tak powiedziec – usmiechnal sie.
– A co powiedzial twoj ojciec, kiedy o tym uslyszal?
– No coz… – Guy spojrzal na nia z szelmowskim usmiechem. – Chyba przetarlas droge. Przypuszczam, ze to na ciebie spadla wiekszosc pretensji, totez na moj pomysl tata zareagowal duzo lagodniej. Czy ty wiesz, ze on mysli, powaznie mysli o sprzedazy Zakladow Pillingera, budynkow, ziemi, wszystkiego?
– Niemozliwe! – wyrwalo jej sie w zdumieniu.
– Owszem – zapewnil ja Guy. – Choc wydaje mi sie, ze maczala w tym palce twoja mama. Toniemy w prospektach na temat podrozy dookola swiata.
– Wielkie nieba! – wykrzyknela Elyn. – Wiec Sam pogodzil sie z sytuacja?
– W kazdym razie – ciagnal jej brat przyrodni – odniosl sie do moich staran o prace u Zappellego znacznie lagodniej, niz myslalem. Chociaz staral sie wygladac groznie, kiedy mowil, ze gdyby nie to, iz nic mi nie zostawia, wydziedziczylby mnie ze wszystkiego.
Elyn usmiechnela sie. Oczyma duszy widziala juz Sama, gdy to oswiadczal.
– Wiesz, jesli sie tam dostane, bedziemy pracowac razem. Bede cie podwozil… – Cos w jej wyrazie twarzy kazalo mu urwac. I Elyn wiedziala juz, ze nie moze dluzej ukrywac swego polozenia.