Harlan Coben
Jeden falszywy ruch
One False Move
Z angielskiego przelozyl: Andrzej Grabowski
Podziekowania
Ta ksiazke napisalem samodzielnie. Nikt mi w tym nie pomogl. Jesli jednak znalazly sie w niej jakies bledy, to – nawiazujac do gleboko zakorzenionej amerykanskiej tradycji zrzucania winy na innych – podziekowania za nie zechca przyjac nastepujacy cudowni ludzie: Aaron Priest, Lisa Erbach Vance i wszyscy z Agencji Literackiej Aarona Priesta; Carole Baron, Leslie Schnur, Jacob Hoye, Heather Mongelli i wszyscy z Wydawnictwa Dell; Maureen Coyle z druzyny New York Liberty; Karen Ross, patolog z Instytutu Medycyny Sadowej w Dallas; Peter Roisman z Advantage International; sierzant Jay Vanderbeck z policji w LMngston; detektyw porucznik Keith Killion z policji w Ridgewood; Maggie Griffin, James Bradbeer, Chip Hinshaw i oczywiscie Dave Bolt. Powtorze: wszelkie bledy – rzeczowe i inne – to calkowita zasluga wyzej wymienionych. Autor jest bez winy.
Prolog
Cmentarz sasiadowal z podworzem szkoly.
Myron tracil czubkiem rockporta piach. Plyty jeszcze nie bylo, tylko metalowy pret i przywiazana do niego zwykla kartotekowa karta z imieniem i nazwiskiem. Pokrecil glowa. Stal tu niczym sztampowa postac z kiepskiego serialu telewizyjnego. Scena ta powinna wygladac inaczej: zatopiony w smutku, stalby ze zwieszona glowa, nie zwracajac uwagi na ulewe siekaca go w plecy, a jedna z blyszczacych mu w oczach lez sciekalaby po policzku, mieszajac sie z deszczem. W tym momencie wlaczylaby sie nastrojowa muzyka, kamera odsunela od jego twarzy i wolno, bardzo wolno sie cofajac, ukazalaby jego zgarbione ramiona, strugi wody, inne groby i nikogo w polu widzenia. Potem zas, wciaz sie cofajac, wylowilaby jego wiernego druha, Wina, ktory z szacunku dla bolu przyjaciela trzymalby sie dyskretnie z boku. W tym miejscu obraz zastyglby, na ekranie rozblyslo duze zolte nazwisko producenta i po malej zwloce, tuz przed reklamami, zachecono by widzow do obejrzenia migawek z przyszlotygodniowego odcinka.
Na taka scene nie bylo jednak szans. Slonce swiecilo jak w dniu stworzenia, niebo lsnilo, jakby swiezo wyszlo spod pedzla malarza, Win siedzial w swoim biurze, a on sam nie plakal.
Co wiec tutaj robil?
Czekal na morderce. Byl pewien, ze wkrotce sie zjawi.
Szukajac sensu w cmentarnym krajobrazie, dostrzegal w nim sama sztampe. Od pogrzebu minely dwa tygodnie. Spod ziemi zdazyly juz wystrzelic pedy chwastow i mleczy. Czekal, az wewnetrzny glos palnie wyswiechtana mowke, ze chwasty i mlecze sa oznaka wiecznie odradzajacego sie zycia, ale tym razem ow glos litosciwie milczal. Myron z checia dopatrzylby sie ironii w tym, ze na tchnace niewinnoscia szkolne podworze – z wyblaklymi sladami kredy na czarnym asfalcie, trojkolowymi kolorowymi rowerkami, lekko zardzewialymi lancuchami hustawek – pada cien grobow, niemych straznikow, ktorzy zdaja sie obserwowac dzieci i przyzywac je do siebie. Lecz o ironii nie moglo byc mowy. Na szkolnych podworzach nie kwitla niewinnosc. Panoszyli sie za to brutale, paczkujace psychozy, czyhajacy na okazje socjopaci i dzieciaki przepojone nienawiscia juz w lonach matek.
„Wystarczy tego abstrakcyjnego mlocenia slomy” – pomyslal.
Poniekad zdawal sobie sprawe, ze ow wewnetrzny dialog sluzy odwroceniu uwagi, ze jest filozoficznym wybiegiem, chroniacym jego kruchy, napiety umysl przed trzasnieciem jak sucha galazka. Jakze pragnal sie poddac, ugiac, pasc na ziemie, drzec ja golymi rekami, prosic o przebaczenie i blagac najwyzsza moc, zeby dala mu jeszcze jedna szanse!
Ale o tym rowniez nie moglo byc mowy.
Za plecami uslyszal kroki. Zamknal oczy. Tak jak oczekiwal, kroki sie zblizyly. Nie odwrocil sie, gdy ucichly.
– Zabiles ja – powiedzial.
– Tak.
W brzuchu stajala mu bryla lodu.
– Ulzylo ci? – spytal.
– Rzecz w tym, Myron, czy ulzylo tobie – odparl zabojca, pieszczac jego kark glosem jak zimna, bezkrwista reka.
1
– Nie jestem nianka. Jestem menedzerem – wybakal Myron, garbiac sie w ramionach.
– Nasladujesz Bele Lugosiego? – spytal z bolesnym grymasem Norm Zuckerman.
Czlowieka slonia.
– Aj, nieladnie. Kto mowi o nianczeniu? Czy ja powiedzialem „nianka”, czy ja powiedzialem „nianczenie”? Czy ja powiedzialem „mamka”, „piastunka”, „opiekunka do dziecka” albo chocby, na ten przyklad, „dziecko”…
Myron podniosl reke.
– Zrozumialem, Norm.
Siedzieli pod koszem w Madison Sauare Garden na drewnianych krzeslach o plociennych oparciach, na ktorych widnieja nazwiska gwiazd filmowych. Krzesla ustawiono tak wysoko, ze siatka kosza niemal muskala Myronowi wlosy. Na boisku trwaly zdjecia. Pelno bylo reflektorow z blendami, wysokich, chudych kobiet-dzieci, trojnogow i zaganianych, krzatajacych sie osob. Myron czekal, az ktos wezmie go omylkowo za modela. Nadaremnie.
– Musisz mi pomoc. Tej mlodej kobiecie moze cos grozic – rzekl Norm.
Dobijajacy siedemdziesiatki Zuckerman, dyrektor naczelny Zoomu, wielkiego koncernu odziezy sportowej, mial