– Mhm.

Zasmiala sie. Tak melodyjnie, ze zadrgalo mu serce.

– Co u ciebie? – spytal.

– W porzadku. Pomaga mi gra. Poza tym duzo myslalam o tobie. To tez pomaga.

– Nawzajem.

Zabojcze teksty, jeden w drugi.

– Bedziesz wieczorem na meczu? – spytala Brenda.

– Jasne. Wpasc po ciebie?

– Nie, pojade autobusem z druzyna.

– Mam pytanie.

– Strzelaj.

– Jak nazywaja sie ci dwaj chlopcy, ktorym przecieto sciegna Achillesa?

– Clay Jackson i Arthur Harris.

– Przecieto je sekatorem, tak?

– Tak.

– I mieszkaja w East Orange?

– Tak, a dlaczego pytasz?

– To nie Horace ich okaleczyl.

– A kto?

– To dluga historia. Opowiem ci pozniej.

– Po meczu – zaproponowala. – Wprawdzie mam pewne zobowiazania wobec mediow, ale mozemy przegryzc cos do drodze i wrocic do Wina.

– Doskonale.

Zamilkli.

– Za bardzo sie narzucam? – spytala po chwili.

– Alez skad.

– Moze powinnam byc bardziej nieprzystepna.

– Nie.

– Rzecz w tym… – urwala i dodala po chwili – ze dobrze mi z tym, wiesz?

Skinal glowa. Wiedzial. Przypomnial sobie slowa Esperanzy, ze kiedys za bardzo sie odslanial – stal jak wrosniety w ziemie, zupelnie sie nie bojac, ze oberwie pilka w glowe.

– Zobaczymy sie na meczu – powiedzial i skonczyl rozmowe.

Usiadl, zamknal oczy i pomyslal o Brendzie, pozwalajac, zeby mysli o niej splynely na niego kaskada. Poczul mrowienie w ciele. Usmiechnal sie.

Brenda.

Otworzyl oczy i otrzasnal sie z marzen. Ponownie wlaczyl telefon w samochodzie i wystukal numer Wina.

– Mow.

– Potrzebuje wsparcia – powiedzial.

– Byczo – ucieszyl sie Win.

Spotkali sie w Essex Green Mall w West Orange.

– To daleko stad? – spytal Win.

– Dziesiec minut.

– Podla dzielnica?

– Tak.

Win spojrzal na swojego cennego jaguara.

– Pojedziemy twoim samochodem – zdecydowal.

Wsiedli do forda taurusa. Slonce u schylku lata kladlo nadal dlugie, cienkie cienie. Upal parowal z chodnikow ciemnymi, dymnymi, leniwymi wiciami. Powietrze bylo tak geste, ze jablku spadajacemu z drzewa dotarcie do ziemi zajeloby kilka minut.

– Zasiegnalem informacji o stypendium Edukacji Powszechnej – rzekl Win. – Ten, kto je ufundowal, doskonale znal sie na finansach. Pieniadze przekazano z zagranicy, a konkretnie z Kajmanow.

– Wiec ich zrodlo jest nie do wykrycia?

– Prawie nie do wykrycia – sprostowal Win. – Ale nawet na Kajmanach kto smaruje, ten jedzie.

– Komu posmarujemy lape?

– Juz posmarowalem. Niestety, konto bylo na fikcyjne nazwisko i zamknieto je cztery lata temu.

– Cztery lata temu – powtorzyl Myron. – Zaraz po tym, jak Brenda dostala ostatnie szkolne stypendium. Przed rozpoczeciem studiow medycznych.

Win skinal glowa.

– To logiczne – powiedzial niczym pan Spock ze Star Treka.

– A wiec dotarlismy do sciany.

– Chwilowo. Trzeba bedzie przeszukac stare akta, ale zajmie to kilka dni.

– Cos jeszcze?

– Stypendystki nie wybrala instytucja zwiazana ze szkolnictwem, tylko adwokaci. Kryteria byly ogolnikowe: potencjal intelektualny, postawa spoleczna i tym podobne.

– Innymi slowy, wszystko zaaranzowano tak, zeby ci prawnicy wybrali Brende. Tak jak sie domyslalismy, chodzilo o przekazanie jej pieniedzy.

– Logiczne – powtorzyl Win, znow kiwajac glowa.

Wyruszyli z West Orange do East Orange. Przemiana nastepowala powoli. W miejsce pieknych podmiejskich domow pojawily sie ogrodzone osiedla, po nich znowu domy – mniejsze, na mniejszych parcelach, starsze i bardziej sciesnione – a wreszcie opuszczone fabryki i budynki komunalne. Przypominalo to powrot motyla do stadium poczwarki.

– Poza tym zadzwonil Hal – dodal Win.

Z Halem, ekspertem od elektroniki, znali sie z czasow wspolnej pracy dla rzadu. To jego Myron poprosil o sprawdzenie podsluchow.

– No i?

– Wszedzie, w mieszkaniach Mabel Edwards, Horace’a Slaughtera i u Brendy w akademiku, zalozono podsluch telefoniczny i pluskwy.

– Zadna niespodzianka.

– Z wyjatkiem jednego. Urzadzenia w dwoch domach, Mabel i Horace’a, byly stare. Zdaniem Hala, zalozono je co najmniej trzy lata temu.

Myron puscil umysl w ruch.

– Trzy lata?

– Tak. Oczywiscie w przyblizeniu. W kazdym razie byly stare, po czesci pokryte skorupa kurzu.

– A co z podsluchem w telefonie Brendy?

– Zalozono go niedawno. Ale Brenda mieszka tam dopiero kilka miesiecy. Hal znalazl tez pluskwy w pokojach. Jedna pod biurkiem w sypialni. Druga w duzym pokoju za kanapa.

– Mikrofony?

Win skinal glowa.

– Kogos interesowaly nie tylko jej rozmowy przez telefon.

– Cholera.

Win o malo sie nie usmiechnal.

– Wiedzialem, ze sie zdziwisz.

– Ktos od dawna niewatpliwie szpieguje jej rodzine – powiedzial Myron, wprowadzajac do mozgu nowe dane.

– Niewatpliwie.

– Ktos, kto ma wplywy i srodki.

– Oczywiscie.

Вы читаете Jeden falszywy ruch
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату