– Moze – odparl.
– I wtedy raptem odkrywa, ze Horace jej szuka. To ona go zabija? W ostatecznym starciu? Kto w takim razie porwal Brende? I dlaczego? A moze Brenda dziala w zmowie z matka? Jaka role odgrywaja w tym wszystkim Bradfordowie, ktorych odstawiles na bok? Co za interes mieliby w ukryciu przestepstwa Horace’a Slaughtera? A przede wszystkim, co robil tamtego wieczoru w Holiday Inn Chance Bradford?
– Hipoteza ma luki – przyznal Myron.
– Luki ogromne jak przepascie – sprostowal Win.
– Nie rozumiem jeszcze jednego. Skoro Bradfordowie caly czas podsluchiwali telefon Mabel, dlaczego nie wytropili, skad dzwoni Anita?
Win przetrawil ten dylemat.
– Moze wytropili – odparl.
Myron nie odpowiedzial. Wlaczyl radio. Trwala druga polowa meczu. New York Dolphins dostawaly baty. Sprawozdawcy spekulowali, co sie stalo z Brenda Slaughter. Myron sciszyl odbiornik.
– Cos pominelismy – powiedzial.
– Tak, ale jestesmy blisko.
– Pozostaje sprawdzic Bradfordow.
Win skinal glowa.
– Otworz schowek – powiedzial. – Uzbroj sie jak dyktator paranoik. Moze byc goraco.
Myron nie protestowal. Zadzwonil na prywatny numer Arthura Bradforda. Bradford odebral telefon, nim wybrzmial pierwszy sygnal.
– Znalazles Brende? – spytal.
– Jade do was.
– A wiec znalazles ja?
– Bede za kwadrans. Uprzedz straznikow.
Myron rozlaczyl sie.
– Ciekawe – powiedzial do Wina.
I nagle go olsnilo. Nie stopniowo. Od razu. Jakby znienacka zwalila sie na niego lawina. Trzesaca sie reka wystukal jeszcze jeden numer.
– Prosze z Normem Zuckermanem – powiedzial. – Tak, wiem, ze oglada mecz. Prosze mu przekazac, ze dzwoni Myron Bolitar. W pilnej sprawie. I ze chce mowic z detektywami McLaughlin i Glazurem.
34
Straznik Farmy Bradfordow oswietlil samochod latarka.
– Jest pan sam, panie Bolitar? – spytal.
Brama uniosla sie w gore.
– Pan podjedzie do glownego domu.
Myron ruszyl wolno. Zgodnie z planem za nastepnym zakretem zwolnil jeszcze bardziej.
– Wysiadlem – dobiegl chwile pozniej z telefonu glos Wina.
Win wydostal sie z bagaznika tak gladko, ze Myron nic nie slyszal.
– Milkne – powiedzial Win. – Caly czas przekazuj, gdzie jestes.
Plan byl prosty: Win poszuka Brendy, a Myron postara sie przezyc.
Sciskajac oburacz kierownice, kontynuowal jazde. Choc korcilo go, zeby odwlec decydujaca rozmowe, to najchetniej rozmowilby sie z Arthurem Bradfordem natychmiast. Juz znal prawde. W kazdym razie czesciowo. Na tyle, by ocalic Brende.
Byc moze ocalic.
Ziemia tonela w aksamitnych ciemnosciach, zwierzeta milczaly. Dom wylonil sie nad nim, jakby plynal w mroku, ledwo ledwo zwiazany ze swiatem w dole. Myron zaparkowal samochod i wysiadl. Zanim dotarl do drzwi, w progu wyrosl sluzacy Mattius. Choc minela dziesiata, wciaz byl w pelnym rynsztunku kamerdynera. Prezac sie jak struna, czekal w milczeniu, z nieludzka wprost cierpliwoscia.
– Pan Bradford przyjmie pana w bibliotece – oznajmil.
Myron skinal glowa i w tym momencie w nia oberwal. Po gluchym „bum” pociemnialo mu w oczach, zamrowilo w czaszce i caly zdretwial. Gdy sie chwial, dostal cios palka w uda, nogi ugiely sie pod nim i padl na kolana.
– Win – wydusil z siebie.
Mocny kopniak butem miedzy lopatki powalil go twarza na ziemie i uszlo z niego powietrze. Czyjes rece przeszukaly go i zabraly bron.
– Win – powtorzyl.
– W Agencji Ucho ciemno i glucho – oznajmil Sam. W reku trzymal jego komorke. – Wylaczylem ja.
Dwoch mezczyzn chwycilo Myrona pod pachy i powloklo przez hol wejsciowy i korytarz. Zamrugal oczami, zeby pozbyc sie mroczkow. Caly czul sie jak kciuk, w ktory walnieto mlotkiem. Idacy przodem Sam otworzyl jakies drzwi, a dwaj jego kompani cisneli Myrona niczym worek torfu. Potoczyl sie po schodach, ale udalo mu sie zatrzymac, nim dotarl do podnoza.
Sam wszedl do srodka. Drzwi zamknieto.
– Dobra – powiedzial. – Zalatwmy to.
Myron usiadl. Znajdowal sie w piwnicy. Na piwnicznych schodach.
Sam wyciagnal do niego reke. Myron chwycil ja i podzwignal sie na nogi. Dwaj kompani Richardsa zeszli na dol.
– Ta czesc piwnicy nie ma okien i jest z betonu – rzekl Sam takim tonem, jakby oprowadzal go po domu. – Mozna tu wejsc i stad wyjsc tylko przez te drzwi, rozumiesz?
Myron skinal glowa.
– Na gorze mam dwoch ludzi. Zaraz sie rozstawia. W przeciwienstwie do tego ciolka Maria to zawodowcy. Nikt nie przejdzie przez te drzwi. Rozumiesz?
Myron ponownie skinal glowa.
Sam wyjal papierosa i wlozyl go do ust.
– Ostatnia uwaga. Widzielismy, jak twoj kolezka wyskakuje z bagaznika. Na zewnatrz mam dwoch snajperow z piechoty morskiej. Walczyli w wojnie w Zatoce. Jezeli twoj znajomy zblizy sie do domu, marnie skonczy. Okna uruchamiaja alarm. Wykrywacze ruchu sa wlaczone. Z cala czworka jestem w kontakcie radiowym na czterech osobnych pasmach.
Pokazal Myronowi radiotelefon z cyfrowym odczytem.
– Osobne pasma? Ale bajer!
– Nie mowie tego, zeby ci zaimponowac, tylko zebys wiedzial, ze proba ucieczki to glupota. Rozumiesz?
Myron znow skinal glowa.
W piwnicy trzymano wino. Unosil sie w niej debowy mocny zapach jak z dobrego starego chardonnay. Byl tam Arthur. Skora tak mocno opinala mu policzki, ze wygladal jak kosciotrup. Towarzyszyl mu Chance, ktory silac sie na luz, saczyl czerwone wino i studiowal jego kolor.
Myron rozejrzal sie po piwnicy. Na polkach spoczywalo mnostwo butelek ulozonych pod lekkim katem, zeby korki zachowaly nalezyta wilgotnosc. Byl tez wielki termometr i kilka drewnianych barylek, glownie na pokaz. Zadnych okien. Drzwi. Innych widocznych wejsc. Posrodku stal ciezki drewniany stol.
Pusty, jesli nie liczyc lsniacego sekatora.
Myron spojrzal na Sama. Sam usmiechnal sie. W reku wciaz trzymal pistolet.
– No, to mnie zastraszyles.
Sam wzruszyl ramionami.
– Gdzie jest Brenda? – spytal Arthur.
– Nie wiem – odparl Myron.
– A Anita?
– Czemu nie spytasz Chance’a?