ochote zlapac ja za ramiona i potrzasnac z calej sily albo wrecz powalic na ziemie i okladac piesciami, dopoki jeszcze bedzie zipala, za to, jak potraktowala swojego meza. Bo wciaz nie mogl uwierzyc, zeby Robert byl zdolny kogos zabic z zimna krwia. Nie kupowal jego bajeczki. Cos mu sie tu nadal nie zgadzalo.
Robert obejrzal sie na niego i poprosil:
– Zaopiekuj sie Jess, dobrze? Skinal glowa, a po chwili rzekl:
– Pozniej przyjade na posterunek.
– Jess, daj mu kluczyki od mojej polciezarowki. – Usmiechnal sie smutno. – Wyglada na to, ze na razie nie bede jej potrzebowal.
– Z nikim nie rozmawiaj, nawet z Hossem – ostrzegl go Jeffrey. – Musimy najpierw znalezc ci dobrego adwokata.
Ale Robert bez slowa wyszedl z pokoju. Chwile pozniej stuknely siatkowe drzwi prowadzace na ganek.
– Cholera – mruknela Jessie i uniosla pelna szklanke do ust. Kiedy ja w koncu opuscila, pozostaly w niej jedynie kostki lodu. Jeffrey przygladal sie temu z rosnaca pogarda, nie mogac zrozumiec, jak ona moze byc tak spokojna, kiedy jej mezowi grozi oskarzenie o morderstwo.
Wziela do ust kostke lodu, possala przez chwile, po czym wyplula z powrotem do szklaneczki.
– To musi byc najwspanialszy dzien dla tego wiesniaka. – Popatrzyla na niego, jakby oczekiwala, ze cos powie. Ale napotkawszy jego milczenie, dodala: – Reggie przez tyle lat czekal jak wyglodnialy sep, az Robertowi powinie sie noga. Jestem pewna, ze juz jutro zacznie sie podlizywac Hossowi, by dostac awans, ktory tak dlugo go omijal.
– A ja odnosze wrazenie, ze to nie Robertowi powinela sie noga – powiedzial w koncu, starajac sie zawrzec w tych slowach jak najwiecej goryczy dlawiacej go w gardle. W koncu to ona byla winna. To ona sciagnela klatwe na glowe Roberta. Klatwe na nich wszystkich.
– Cudownie, Spryciarzu. Mozna sie bylo tego spodziewac. Przeciez to on pociagnal za spust i zabil czlowieka, a ty mimo wszystko znajdujesz powody, by mnie oczerniac?
– Czemu go zdradzalas? – zapytal ostrzej. – Dlaczego?
Wzruszyla ramionami, jakby to byla normalna rzecz. Nie potrafila jednak ukryc zdenerwowania, byla wrecz roztrzesiona.
– Przeciez byl dla ciebie taki dobry.
– Tylko nie probuj wchodzic mi na glowe. Chyba zapominasz, z kim rozmawiasz.
– Ja nigdy nikogo nie zdradzilem – rzekl z obrzydzeniem w glosie, lekcewazac jej ironiczne spojrzenie. W koncu nie klamal, jesli nawet mozna go bylo uznac za kobieciarza, to przeciez zawsze dbal o to, by kobiety, z ktorymi sie zadawal, doskonale wiedzialy, na czym stoja i czego powinny oczekiwac. – Kiedy komus cos obiecuje, zawsze dotrzymuje slowa. I za nic w swiecie nie skakalbym tak wokol zony, jak on to robil.
– Latwo ci mowic – mruknela, dopijajac resztki whisky spomiedzy kostek lodu. Oblizala wargi i dodala: – Jestes jeszcze gorszy od niego, bo myslisz, ze tobie cos takiego nie mogloby sie przydarzyc.
– Ani troche cie nie obchodzi, ze pojdzie do wiezienia? W tym stanie nadal obowiazuje kara smierci, Jessie.
Popatrzyla na szklaneczke i zagrzechotala kostkami lodu.
– Jak to sie zaczelo? – spytal. – Robert kupowal narkotyki od Swana?
– Narkotyki? – Popatrzyla na niego zdziwiona. – Robert?
– Wszyscy wiedza, ze Luke cpal. Od tego sie zaczela wasza znajomosc? – Zlapal ja za reke i obrocil zgieciem ku gorze, szukajac sladow po igle. – Dawaliscie sobie razem w zyle, a potem poszliscie dalej?
– Przestan! To boli!
Podwinal jej rekaw i zadarl reke do gory, zeby zajrzec pod pache.
– Dosc tego!
Chwycil jej druga reke, przez co kostki lodu wysypaly sie na podloge.
– Co cie do tego sklonilo, Jessie? Co?
– Do cholery, Spryciarzu! – krzyknela, odpychajac Jeffreya. – Kto ci dal prawo tak sie zachowywac?!
– Nie mam czasu na uprzejmosci – warknal, myslac jednoczesnie, ze jesli zaraz nie odejdzie, rzeczywiscie gotow jest zrobic jej krzywde. Ogarnelo go tym wieksze obrzydzenie, ze przypomnial sobie reakcje Sary w analogicznej sytuacji. Ale teraz zalezalo mu wylacznie na tym, zeby wbic Jessie do glowy troche zdrowego rozsadku.
– Daj mi kluczyki od wozu Roberta – wycedzil. Jeszcze przez chwile spogladala mu w oczy, po czym mruknela:
– Sa w mojej torebce w kuchni. – Zawiesila na chwile glos, dajac mu do zrozumienia, ze sie waha z podjeciem decyzji. Wreszcie dodala: – Pojde po nie.
Zaczal nerwowo krazyc po holu, czekajac na jej powrot. Mial tego wszystkiego powyzej uszu. Mogl cierpliwie znosic zlosliwe docinki Reggiego, ale nie zamierzal pozwolic na to samo tej zapijaczonej ladacznicy.
– Masz. – Jessie wrocila z kuchni z kluczykami w jednym reku i pelna szklaneczka w drugim.
– Niezla z ciebie sztuka – mruknal, wyciagajac reke po kluczyki.
Obrzucila go zagadkowym spojrzeniem, ktorego nie byl w stanie rozszyfrowac.
– Powinnam byla wyjsc za ciebie.
– Jakos sobie nie przypominam, zebym ci to proponowal.
Wybuchnela gromkim smiechem, jakby uslyszala najlepszy dowcip.
– Uwazaj, Spryciarzu.
– Na co?
– Zeby ta twoja Sara nie owinela cie sobie wokol palca.
– Jej w to nie mieszaj.
– Niby dlaczego? Uwazasz, ze jest lepsza ode mnie?
Cos w tym bylo, nie zamierzal jednak ciagnac dyskusji na ten temat. Juz dawno sie nauczyl, zeby nie oczekiwac logicznego rozumowania od kogos bedacego pod wplywem alkoholu.
– Daj mi te cholerne kluczyki.
– Jesli sie z nia ozenisz, sam zaczniesz skakac wokol niej.
– Nie bede sie powtarzal, Jessie.
– Nadejdzie kiedys taki dzien, gdy zrozumiesz, ze juz nie jestes dla niej pepkiem swiata, a wtedy znow zaczniesz uganiac sie w poszukiwaniu nowych wrazen. Wspomnisz moje slowa.
Wyciagnal reke jeszcze dalej, zmuszajac sie do milczenia.
Z ociaganiem wrzucila mu kluczyki w otwarta dlon.
– Wpadnij do mnie za kilka lat.
– Predzej mi kutas zgnije i odpadnie. Usmiechnela sie szeroko i uniosla szklaneczke jak do toastu.
– Do zobaczenia.
Okazalo sie, ze Robert wciaz jezdzil rozklekotana polciezarowka Chevrolet, rocznik szescdziesiaty osmy, ktora kupil jeszcze w szkole sredniej. Trzeba bylo sie mocno zapierac, zeby przerzucic biegi, a przy tym sprzeglo wylo i rzezilo. Znacznej sztuki wymagalo tez samo uruchomienie silnika, o czym przez lata zapomnial. Przed kazdym skrzyzowaniem zatrzymywal sie gwaltownie, niczym szesnastolatek podczas probnej jazdy na kursie, po czym silnik oczywiscie gasl, a gdy juz zdolal go na nowo zapalic, rozlegal sie piekielny zgrzyt, kiedy probowal ruszyc na pierwszym biegu.
Opusciwszy Herd’s Gap, zaczal sie zastanawiac, dokad pojechac. Sara byla zapewne w domu pogrzebowym, zajeta ogledzinami znalezionego szkieletu. Hoss musial juz wrocic na posterunek i pewnie przesluchiwal teraz Roberta. Przemknelo mu przez mysl, zeby zajrzec do domu, ale zaraz uswiadomil sobie, ze o tej porze matka je lunch, a nie mial ochoty patrzec, jak podbudowuje sie tania wodka przed rozpoczeciem pracy na drugiej zmianie w szpitalu. Mial dosc spotkan z alkoholiczkami jak na jeden dzien. Zdecydowal wiec, ze pojedzie do Neli, ktora musiala juz wiedziec o aresztowaniu Roberta, gdy nagle przypomnial sobie o Oposie.
Niezmiennie od lat, bral go pod uwage dopiero na koncu. W przeciwienstwie do Roberta, z ktorym wybiegal razem na boisko i rozumial sie bez slow, Oposa traktowal zawsze jak piate kolo u wozu, ktore czesto tylko niepotrzebnie wloklo sie za nimi. Co prawda Opos wyglupial sie razem z nimi i pilnie odnotowywal kolejne zdobycze, ale w koncu nie robil tego bezinteresownie. Od czasu do czasu udawalo mu sie pocieszyc ktoras z dziewczyn rzuconych przez Jeffreya czy Roberta.
Jedna nich byla wlasnie Nell. Jeffrey byl nawet bardzo rad, ze sie od niej uwolnil. Bo juz w wieku kilkunastu