kapec i zaczela palcami stopy drapac po brzuchu drugiego psa, ktory tez domagal sie pieszczot. – Jeffrey wyrosl na porzadnego faceta. Naprawde. Jest w nim sporo dobrego, jak u Oposa, tyle ze trzeba zedrzec to, co jest na wierzchu, by sie do tego dobrac. Nawet nie wiem, jak to okreslic, ale moim zdaniem, wyrosl na kogos, kogo zawsze w nim widzialam, pod warunkiem, ze zdola wyrwac sie z… – zamilkla i ruchem glowy wskazala ulice -…z tej zapadlej dziury, gdzie wszyscy mysla, ze znaja cie na wylot, i nie wahaja sie ani przez chwile przed mowieniem glosno, co o tobie sadza.

– Reggie Ray dal mi tego zasmakowac.

– Nie sluchaj tego prostackiego durnia – mruknela. – To jeden z najgorszych typkow. Wciaz powtarza, ze urodzil sie na nowo, ale taki musialby sie rodzic na nowo ze sto razy, zanim zmienilby sie w porzadnego faceta.

– Na mnie zrobil calkiem niezle wrazenie.

– W takim razie za malo jeszcze slyszalas – ostrzegla Neli. – Sa dwie podstawowe rzeczy, ktore powinnas wiedziec o tutejszych mieszkancach, Saro: Rayowie sadza, ze ich gowno smierdzi inaczej, a Kendallowie to zwykla holota. – Skinela glowa w kierunku wlasnego podworka i dodala: – Pewnie nie powinnam sie za bardzo wymadrzac, biorac pod uwage te smieci, ktorymi Opos ozdobil nasz dom, ale przynajmniej moje dzieciaki nie chodza do szkoly w brudnych ciuchach.

– Kim sa Kendallowie?

– Prowadza warzywniak na koncu miasta. To bezwzgledne lotry, co do jednego. Nie zrozum mnie zle, nie mam nic przeciwko biedzie, w koncu sami z Oposem zrobilismy z niej dzielo sztuki, ale to przeciez nie oznacza, ze mozna puszczac dzieci z karkami zarosnietymi brudem i blotem pod paznokciami. Gdybys spotkala ktores z nich w sklepie, musialabys wstrzymac oddech, tak smierdza. – Z dezaprobata pokrecila glowa. – Kilka lat temu ktores przywloklo wszy do szkoly, zarazilo nimi cala dziewiata klase.

– Nikt nie powiadomil opieki spolecznej? Neli prychnela pogardliwie.

– Hoss przez lata probowal wygryzc cala te rodzinke z miasta. Stary budzil przerazenie, wyzywal sie na zonie, bil dzieci, katowal psy. Najlepsza rzecza, jaka w zyciu osiagnal, byl atak serca, ktory powalil go trupem, gdy kosil trawe na placu za sklepem ogrodniczym. – Jeszcze raz pokrecila glowa. – Niemniej zostawil zone w ciazy i wlasnie to najmlodsze okazalo sie najgorsze. Dzieki Bogu, ze nie chodzi do jednej klasy z Jaredem. Nie ma dnia, zeby go nie wyrzucili ze szkoly za bojki, kradzieze i Bog wie, co jeszcze. W ubieglym tygodniu rzucil sie z piesciami na dziewczynke. Cholerny szczeniak idzie w slady ojca.

– To rzeczywiscie straszne – przyznala Sara, choc w glebi ducha zal jej bylo chlopaka. Czesto sie zastanawiala, czy takie dzieci mialyby szanse wyrosnac na porzadnych ludzi pod opieka innych rodzicow. Nigdy nie wierzyla w teorie „zlych genow”, lecz wygladalo na to, ze Neli, podobnie jak wszyscy tutaj, jest goraca zwolenniczka zasady, iz niedaleko pada jablko od jabloni.

– Pozno wczoraj wrociliscie – powiedziala gospodyni, najwyrazniej chcac zmienic temat.

– Mam nadzieje, ze was nie obudzilismy.

– Ja i Opos bylismy juz na nogach. Ten glupiec walnal wczoraj szczeka o lade w sklepie. Tylko nie pytaj mnie, jak to zrobil. W kazdym razie przez cala noc bolal go zab. Przewracal sie w lozku, az mialam ochote go udusic.

Na ulicy przed domem pojawil sie wolno sunacy samochod, ktorym jechala kobieta z dzieckiem. Trzymala na kierownicy rozpostarta kartke papieru, chyba z planem drogi.

– Jeffrey troche za duzo wypil – mruknela Sara. Neli popatrzyla na nia w zdumieniu.

– Jeszcze nigdy nie widzialam go pijanego.

– Przy mnie tez mu sie to dotad nie zdarzylo.

Neli utkwila w niej swidrujace spojrzenie, jakby chciala przeniknac na wylot jej mysli.

– Poszlo o Julie?

– Jaka Julie?

Gospodyni szybko odwrocila glowe i popatrzyla na ulice. Samochod, ktory dopiero co zniknal im z oczu, podjechal tylem i zatrzymal sie na wysokosci podjazdu.

– Kim jest Julia? – powtorzyla Sara. – Nie powiesz? Neli wstala ze schodkow.

– Lepiej porozmawiaj o tym z Jeffreyem.

– O czym?

Pomachala reka do kobiety wysiadajacej z auta i zawolala:

– Trafila pani!

Tamta usmiechnela sie szeroko. Chlopczyk od razu podbiegl do psow, objal pierwszego z nich raczkami i przytulil sie do niego.

– Wygladaja dokladnie tak, jak na zdjeciach.

– Ten to Henry – wyjasnila Neli, wskazujac pierwszego boksera. – A to Lucinda, ale prawde mowiac, reaguje tylko na zdrobnienie Lucy. – Wyciagnela konce smyczy w kierunku chlopca, ktory chwycil je ochoczo.

Nieznajoma otworzyla usta, jakby chciala zaprotestowac, lecz Neli pospiesznie siegnela do kieszeni i wyciagnela kilka zlozonych banknotow.

– To powinno wystarczyc na ich sterylizacje. Jakos z mezem nie moglismy sie na to zdecydowac.

– Bardzo dziekuje – odparla kobieta, ktorej gotowka z pewnoscia pomogla w podjeciu decyzji. – Czy maja jakies szczegolne upodobania zywieniowe?

– Nie, zra wszystko – odparla Neli. – Prawie ciagle sa glodne. I uwielbiaja dzieci.

– Sa wspaniale! – wykrzyknal chlopczyk z takim entuzjazmem, z jakim dzieci w jego wieku przekonuja rodzicow, ze zostana kiedys astronautami czy prezydentami, jesli tylko dostana to, czego chca.

– No coz… – mruknela Neli, zerknawszy na Sare. – Musze sie zbierac. Trzeba skonczyc pakowanie rzeczy. Ludzie od przeprowadzki maja przyjechac o drugiej.

Kobieta usmiechnela sie do niej.

– Szkoda, ze nie bedziecie mogli sie nimi opiekowac w miescie.

– Wlasciciel domu postawil sprawe jasno. – Neli wyciagnela reke na pozegnanie. – Jeszcze raz dziekuje.

– To ja dziekuje – odparla nieznajoma, serdecznie sciskajac jej dlon. Pozegnala sie takze z Sara i upomniala chlopca: – Podziekuj pani, kochanie.

Malec wymamrotal niesmiale „dziekuje”, ale byl juz calkowicie pochloniety psami. Pociagnal je w strone samochodu, a gdy ruszyly, biegl za nimi wielkimi susami, ledwie mogac utrzymac na smyczy niesforne zwierzaki.

Kiedy kobieta zajela miejsce za kierownica, Sara obejrzala sie na Neli, lecz ta szybko uniosla reke, nakazujac jej milczenie. Po chwili wyjasnila:

– Dalam ogloszenie do gazety. Szkoda, zeby takie psy sie marnowaly, kiedy sa ludzie, ktorzy zajma sie nimi z ochota.

– A co powiesz sasiadowi, kiedy wroci z pracy?

– Ze zerwaly sie z lancucha. – Wzruszyla ramionami. – Pojde lepiej zobaczyc, co porabia Jared.

– Neli…

– O nic mnie nie pytaj, Saro. I tak za duzo gadam. A o pewnych sprawach powinnas sie dowiedziec tylko od Jeffreya.

– Nie za bardzo sie pali, zeby mi o czymkolwiek opowiadac.

– Jest teraz u swojej matki – rzucila Neli. – Nie boj sie, stara wroci dopiero za kilka godzin. We wtorki zostaje po lunchu w szpitalu.

– Posluchaj…

Jednakze Neli powstrzymala ja, unoszac reke, i poszla do domu.

Przemierzywszy dwukrotnie cala dlugosc ulicy, doszla do wniosku, ze moze popatrzec na nazwiska wypisane na skrzynkach na listy, zamiast probowac sobie przypomniec wyglad rodzinnego domu Jeffreya. Odnalazla te z napisem „Tolliver” zaledwie piec posesji od domu Neli i odetchnela z ulga, majac nadzieje, ze nikt nie widzial, jak robi z siebie idiotke. Poczula sie tym bardziej glupio, gdy ujrzala stojaca na podjezdzie polciezarowke Roberta.

W dziennym swietle dom sprawial wrazenie jeszcze bardziej zaniedbanego niz wtedy, gdy ujrzala go po raz pierwszy. Sciany, przez lata pokrywane kolejnymi warstwami farby, teraz przypominaly powierzchnie wzburzonej i spienionej wody. Na frontowym trawniku dominowalo przygnebiajaco brazowe zielsko, a rosnace przed gankiem drzewo o powykrecanych konarach wygladalo tak, jakby mialo lada chwila runac.

Вы читаете Fatum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату