– W nocy doszlo do malej awantury.
– Dlaczego nie umiesciles go w oddzielnej celi?
– Bo nie zyczyl sobie specjalnego traktowania.
– Specjalnego? – powtorzyl Jeffrey z nieskrywana wsciekloscia. – Dobry Boze, przeciez nie chodzilo o specjalne traktowanie, tylko o odrobine zdrowego rozsadku.
– Nie pouczaj mnie, chlopcze – syknal szeryf, oskarzycielsko wymierzajac w niego palec. – Nie moge nikogo zmuszac, zeby robil cos wbrew swojej woli.
– Bzdura! Przeciez jest wiezniem. Moglbys go zmusic, zeby stal po szyje w gownie, gdyby tylko przyszla ci na to ochota.
– Tyle ze mnie przy tym nie bylo! – wrzasnal Hoss. – Nie rozumiesz, do cholery?! Nie bylo mnie tutaj!
Wierzchem dloni otarl usta, a Jeffrey pomyslal, ze nieszczescie bije od niego na kilometr. Jesli on czul sie zle w tej sytuacji, to szeryf czul sie o wiele gorzej.
– Kto ci to zrobil? – zwrocil sie do Roberta. – Reggie Ray? To ten palant…
– Reggie w niczym nie zawinil – przerwal mu gwaltownie Robert.
– Jesli to on…
– Sam poprosilem o umieszczenie w celi ogolnej. Chcialem sie przekonac, jak to jest.
Jeffreya az zatkalo.
Hoss poprawil pas na brzuchu, podobnie jak chwile wczesniej Reggie.
– Lepiej zostawie was samych. Dam ci troche czasu, zebys ochlonal.
Powiedzial to spokojnie, ale z hukiem zatrzasnal za soba drzwi, dajac wyraznie do zrozumienia, co o tym mysli.
Jeffrey odwrocil sie do Roberta i zapytal:
– Co sie stalo?
Ten wzruszyl ramionami i skrzywil sie, gdyz sprawilo mu to bol.
– Spalem, kiedy mnie obudzili i przeniesli do celi zbiorczej.
Jeffreyowi serce sie scisnelo na mysl, ze jacys gliniarze mogli zrobic cos takiego swojemu koledze. Ostatecznie istniala zawodowa solidarnosc, dlatego nawet w takiej sytuacji Robert nie chcial ujawnic nazwisk tych lobuzow, ktorzy go wystawili.
– Dlaczego nie zwrociles sie do nikogo o pomoc?
– Do kogo? – zapytal smutno Robert. – Przeciez oni wszyscy tylko na to czekali. – Skinal glowa w kierunku sali, gdzie siedzieli zastepcy szeryfa. – Dokladnie tak samo, jak za naszej mlodosci. Nic sie pod tym wzgledem nie zmienilo. Kazdy tutejszy glina tylko czyhal, az cos spieprze, zeby moc mnie rzucic na pozarcie lwom. – Zasmial sie glucho.
Jeffrey nawet nie umial sobie wyobrazic, jak koszmarna byla ta noc dla przyjaciela. Reszta wiezniow musiala uznac, ze trafil im sie najwspanialszy prezent gwiazdkowy, skoro dostali do swej dyspozycji policjanta na cala noc.
– Przez te wszystkie lata… – zaczal na nowo Robert -…przynajmniej czesc z nich uwazalem za przyjaciol, wobec ktorych sie sprawdzilem. – Urwal, z trudem nad soba panujac. – Mialem zone, rodzine… Do diabla, prowadzilem nawet zespol juniorow. Wiedziales o tym? W ubieglym roku dotarlismy do cwiercfinalu mistrzostw stanowych. Niewiele brakowalo, bysmy wygrali, gdyby jeden z chlopakow Thompsona nie przestrzelil w ostatniej minucie. – Usmiechnal sie na to wspomnienie. – Wiedziales o tym? Gralismy na glownej plycie wielkiego stadionu w Birmingham.
Jeffrey pokrecil glowa. Razem sie wychowywali, kazdy dzien w mlodosci spedzali ze soba, a przeciez tak malo wiedzial o obecnym zyciu przyjaciela.
– Po prostu nigdy nie mozna byc pewnym tego, co ludzie o tobie mysla – ciagnal Robert. – Jezdzisz z nimi na mecze i na pikniki, obserwujesz, jak dorastaja ich dzieci, sluchasz o ich klotniach i rozwodach, ale to wszystko jest gowno warte. Bo usmiechaja sie do ciebie przyjaznie, a jednoczesnie sa gotowi wbic ci noz w plecy.
– Powinienes w nocy wezwac Hossa – odparl Jeffrey. – Na pewno by przyjechal i zaprowadzil porzadek.
– To by tylko pogorszylo moja sytuacje jutro czy pojutrze.
– Pogorszylo? – zdziwil sie. – Moze byc cos gorszego od takiego lania? – W jego myslach pojawila sie nagle oczywista odpowiedz i az przysunal sobie krzeslo i usiadl, bo kolana sie pod nim ugiely. – Bo chyba nie… – zajaknal sie.
– Nie – odparl Robert grobowym glosem.
Jeffrey przytknal reke do brzucha, gdyz zbieralo mu sie na mdlosci.
– Jezu… – szepnal, po raz pierwszy od dwudziestu lat majac ochote na modlitwe.
Robertowi zaczely sie trzasc rece. Dopiero teraz spostrzegl, ze przyjaciel jest skuty kajdankami. Dlonie mial poranione jeszcze gorzej niz twarz, skore na knykciach poobcierana i porozcinana, co swiadczylo wyraznie, ze stoczyl twarda walke na piesci. A jego wzrok pozwalal nawet wnioskowac, ze byla to wrecz walka na smierc i zycie.
– Dlaczego siedzisz w kajdankach? – zapytal Jeffrey.
– Przeciez jestem niebezpiecznym przestepca. Zabilem dwoje ludzi.
– Nikogo nie zabiles. Dobrze wiem, ze tego nie zrobiles. Dlaczego klamiesz?
– Nie daje rady – mruknal Robert. – Myslalem, ze starczy mi sil, ale to nieprawda.
Jeffrey polozyl mu dlon na ramieniu, ale szybko ja cofnal, gdy przyjaciel skrzywil sie z bolu. Przemknelo mu przez mysl, ze na temat wydarzen ostatniej nocy Robert takze nie mowi prawdy, choc w gruncie rzeczy wcale mu nie zalezalo, zeby ja poznac.
– Zalatwimy ci dobrego adwokata.
– Nie stac mnie. Rodzina Jessie nie zechce mnie nawet oszczac, chocbym stanal w ogniu.
– Ja zaplace – ucial, zastanawiajac sie jednoczesnie, skad wezmie az tyle forsy. – Nie mam wiekszego majatku pod zastaw, ale moge spieniezyc swoj fundusz emerytalny. Nie jest zbyt duzy, ale na poczatek wystarczy. Razem z Oposem wymyslimy, jak to zalatwic. Zaczne brac zlecenia na sluzbe ochroniarska, a jak bedzie trzeba, wezme nawet drugi etat. – Pomyslal, ze przydalby sie jakis konkret. – Moge sie nawet przeniesc z powrotem do Birmingham i dojezdzac tu na weekendy.
– Nie pozwole ci na to.
– Nikt cie nie bedzie pytal o zdanie. Na pewno nie pozwole, zebys spedzil jeszcze jedna noc w areszcie.
Robert pokrecil glowa. Bil od niego nieopisany smutek.
– Nikt mnie nigdy nie pytal o zdanie. Dlatego mam dosc takiego zycia. Zbrzydlo mi wszystko i wszyscy dookola. – Zamknal oczy. – Jessie definitywnie ze mna skonczyla. Zanosilo sie na to juz od dawna.
– Dlatego, ze poronila? – zapytal Jeffrey, pomyslawszy, ze dla kobiety moze to byc bardzo istotnym powodem do zerwania kazdego zwiazku. Bo przeciez musial byc wazny powod, dla ktorego Jessie odwrocila sie od meza. Na pewno nie zdradzila go bez przyczyny.
– To zaczelo sie jeszcze wczesniej – odparl. – Chyba wtedy, gdy Julia przyszla do szkoly i zaczela rozpowiadac, ze ja zgwalcilem. Od tamtej pory Jessie mi juz nie ufala.
– Powiedziales jej, co sie naprawde stalo? – Jeffrey owi serce zaczelo mocniej bic.
– Nigdy o to nie pytala, jakby sama z siebie dobrze znala prawde. Ani razu nie zagaila rozmowy na ten temat. Dlaczego ludzie nie pytaja o tak wazne sprawy?
– Moze dlatego, ze wola nie znac odpowiedzi – odparl Jeffrey, targany wyrzutami sumienia, ze w tej sprawie i on nie byl lepszy. – Ale nie sadze, zeby Jessie dawala wiare plotkom. Nikt w nie nie wierzyl, kto choc troche cie znal.
– Za to wszyscy wierzyli plotkom o tobie. – Robert spojrzal na niego ze lzami w oczach. – Sam je powtarzalem, jakby to byla prawda.
– O jakich plotkach mowisz?
– Ze to ty zgwalciles Julie. – Robert przygladal mu sie w napieciu, jakby chcial skontrolowac jego reakcje. – Ani razu nie zaprzeczylem, ze poszedles wtedy z nia do lasu, a wszyscy sobie dospiewali, ze ja zgwalciles.
Jeffrey owi zaschlo w gardle.
– Chcialem tylko chronic siebie – dodal Robert. – I tak miales wyjechac, a ja musialem tu zostac i zyc z tym brzemieniem, bedac na jezykach wszystkich, ktorym sie zdawalo, ze przejrzeli mnie na wylot. – Odwrocil glowe. – Co niedziele czulem w kosciele przenikliwe spojrzenie Lane Kendall, ktora swidrowala mnie wzrokiem, jakby rzeczywiscie mnie znala i dobrze wiedziala, co sie stalo tamtego dnia.