od poczatku, porownujac nasze spostrzezenia z tym, co uslyszelismy od Roberta i Jessie.

– Masz na mysli te pierwotna bajeczke, ktora uslyszelismy zaraz po smierci Swana?

Przytaknela ruchem glowy.

– W porzadku – odparl, rozgladajac sie po pokoju. – Wiec zacznijmy od chwili, gdy bylismy jeszcze na ulicy. Uslyszalem strzaly i przybieglem przez podworko. – Cofnal sie i stanal w drzwiach. – Tu zobaczylem, co sie stalo. W kazdym razie ujrzalem zwloki na podlodze. Dopiero po chwili Robert jeknal i odwrocilem sie szybko. Stal tutaj. – Jeffrey wskazal miejsce pod sciana za drzwiami. – A Jessie byla tam. – Machnal reka w strone okna.

– I co dalej?

– Zapytalem Roberta, czy nic mu sie nie stalo, a gdy odparl, ze nie, wybieglem po ciebie.

– Jasne – podjela Sara. – Wbieglam tutaj, a ty poszedles do kuchni, zeby zawiadomic policje. Najpierw sprawdzilam puls Swana, potem sie cofnelam, zeby pomoc Robertowi.

– Tyle ze nie pozwolil ci obejrzec rany. A Jessie ciagle sie wtracala, kiedy probowalem go zmusic do mowienia.

– W koncu jednak wydukali, ze byli w lozku, kiedy Swan wskoczyl przez okno do pokoju.

Jeffrey szybko podszedl do okna i wyjrzal na podworko.

– Faktycznie, latwo sie przez nie zakrasc do srodka.

– Czy Robert przyznal sie, ze to on oderwal okiennice? – Urwala, lecz zaraz sie poprawila: – Nie mowie, rzecz jasna, o pozniejszej wersji wydarzen, w ktorej przyznal sie do jej wypchniecia. Czy wtedy, w nocy, powiedzial, ze sam to zrobil?

– Nie.

I ona rozejrzala sie dookola, probujac sobie przypomniec, jak to wtedy wygladalo.

– Zatem do srodka wskoczyl uzbrojony rabus – kontynuowal relacje Jeffrey. – Podkradl sie do lozka. Wtedy Jessie sie obudzila i zaczela krzyczec. Robert go odepchnal i wtedy Swan strzelil do niego.

– Ale chybil – wtracila Sara. – Robert podbiegl do kredensu po swoj pistolet. – Przesunela sie blizej kredensu. – Strzelil do Swana, ale bron nie wypalila.

– Swan strzelil drugi raz, raniac go w brzuch, a wtedy pistolet Roberta wypalil z opoznieniem i kula trafila rabusia w glowe – dokonczyl Jeffrey.

Sara popatrzyla na zabryzgany krwia dywan. Plamy wcale nie ukladaly sie w kierunku kredensu.

– Ale w chwili oddania smiertelnego strzalu musial sie znajdowac tutaj. – Cofnela sie do wyjscia z sypialni i stanela na wprost ukladajacych sie wachlarzowato sladow. – To jasne – dodala, kucajac i wskazujac w kierunku miejsca, gdzie padl Swan. – Robert musial go zastrzelic stad.

– Dlaczego tak sadzisz?

– Strzela. – Wyciagnela przed siebie reke z palcami ulozonymi w ksztalcie pistoletu. – Pocisk trafia Swana w glowe, a krew tryska w kierunku przeciwnym. Przypomnij sobie jedno z podstawowych praw fizyki. Kazdemu dzialaniu odpowiada rowne co do sily i skierowane odwrotnie przeciwdzialanie. A wiec gdy kula wnika w glowe, krew tryska w przeciwna strone. Przyjrzyj sie ulozeniu plam krwi na dywanie.

Jeffrey stanal obok niej, przekrzywil glowe i popatrzyl na dywan.

– Jasne. Juz rozumiem. Zatem Robert musial stac tutaj.

– Zaczekaj – rzucila i wyszla z sypialni, zanim zdazyl zapytac, o co jej chodzi. Po chwili wrocila z koszykiem z przyborami do szycia. – Moze to nie bedzie scisle naukowa metoda…

– Co chcesz zrobic?

Wybrala szpulke grubych zoltych nici, majac nadzieje, ze te bedzie najlepiej widac.

– Kropelki krwi takze podlegaja prawu ciazenia, jak wszystko.

– I co z tego?

– Otoz to… – odparla, otwierajac pudelko ze szpilkami – ze na podstawie ksztaltu sladow latwo mozna obliczyc, w ktorym miejscu krew trysnela. Sa inne, gdy kropelki padaja pod katem, a inne, gdy leca pionowo w dol. – Wskazala dziure w scianie za drzwiami wybita przez kule. – Przyjrzyj sie. Po ksztalcie tamtych sladow latwo ocenic, ze Robert stal bardzo blisko sciany, gdy pocisk wyszedl z jego ciala. Plamki wokol otworu sa niemal idealnie koliste, nie liczac tych znajdujacych sie najwyzej, ktore maja ksztalt lekko lezkowaty. To oznacza, ze kula poruszala sie po lekko wznoszacym torze.

– Te jednak wygladaja na mocno wydluzone – rzekl, wskazujac podluzne, nitkowate slady rozbryzgow otaczajacych w pewnej odleglosci dziure w scianie.

– To slady wtornych rozbryzgow. Kropelki krwi po zderzeniu ze sciana takze sie od niej odbily – wyjasnila, pokazujac szpilka sposob ich powstania. – Ale glowny impet poszedl w najblizsze sasiedztwo otworu po kuli.

– W porzadku – mruknal, choc bez przekonania. – Co mozna wywnioskowac na podstawie ksztaltu plam na dywanie?

– Patrz. – Chwycila za koniec nitki i odwinela pare metrow ze szpulki. Przytknela koniec do dywanu i naciagnela nitke wzdluz osi symetrii ukladajacych sie wachlarzowato sladow. – Nie chce dokladnie obliczac kata padania. Zreszta, pewnie trzeba by jeszcze uwzglednic parabole lotu pocisku, ale…

– O czym ty mowisz?

– To podstawy trygonometrii – odparla, myslac, ze to oczywiste. – Nie mam odpowiedniego sprzetu, wiec moge to zrobic tylko szacunkowo, ale jesli zastosowac rownanie, ze stosunek szerokosci do dlugosci wachlarza plam rowna sie katowi uderzenia… – Urwala, widzac jego zbaraniala mine. – Lepiej idz poszukac jakiejs tasmy samoprzylepnej.

– Jakiej? Izolacyjnej? Przezroczystej?

– Wszystko jedno, byle z klejem.

Kiedy wyszedl z pokoju, zaczela nitka wyznaczac szacunkowe tory. Przypinala konce nitki szpilkami do dywanu i odrywala kawalki mniej wiecej trzymetrowej dlugosci.

– Taka moze byc? – zapytal, podajac jej rolke tasmy izolacyjnej.

– Tak.

Urwala pare odcinkow tasmy i przykleila je sobie do przedramienia. Nastepnie wybrala grupe najgesciej ulozonych sladow na szafce przy lozku i tez przymocowala do nich tasma konce nitek, uwazajac, zeby nie dotknac obeschnietych skrawkow tkanek przyklejonych do szuflady. Zalowala, ze nie wlozyla gumowych rekawiczek, ale teraz bylo juz na to za pozno.

– Stan tutaj – polecila Jeffreyowi, wskazujac mu miejsce przy lozku.

– Co zamierzasz?

– Nie mam tu do czego przymocowac nitek, wiec wykorzystam ciebie.

– W porzadku.

Lacznie przygotowala okolo trzydziestu nitek. Bez przyrzadow mogla tylko na oko oceniac katy padania rozbryzgow krwi, ale starajac sie to zrobic jak najlepiej, zaczela naciagac kolejne nitki i luzne konce przypinac szpilkami do ubrania Jeffreya. Wreszcie duzym kawalkiem tasmy izolacyjnej zebrala je w miejscu, gdzie sie przecinaly. Niezle sie spocila, uwijajac sie w dusznym pokoju, ale gdy stanela i popatrzyla na swoje dzielo, doszla do wniosku, ze bylo warto.

– Jego glowa znajdowala sie tutaj – powiedziala, wskazujac miejsce przeciecia sie nitek.

Przyszlo jej na mysl, ze gruby zwitek czarnej tasmy izolacyjnej na peczku zoltych nitek przypomina pajaka na pajeczynie, tym bardziej przerazajacego, ze symbolizujacego punkt, w ktorym pocisk wbil sie w glowe Swana, wyrzucajac strugi krwi, szarej tkanki mozgowej i odlamkow kosci.

Sara miala juz brudne dzinsy od uwijania sie po zaplamionym dywanie, lecz mimo to zawahala sie, nim kleknela przed lozkiem w miejscu, gdzie lezaly zwloki Swana. Nie ulegalo jednak watpliwosci, ze w chwili strzalu on tez musial kleczec przed lozkiem, tyle ze w odleglosci okolo metra od niego.

– Byl troche nizszy ode mnie – powiedziala – poza tym sa to jedynie szacunki, wiec nalezy przyjac, ze znajdowal sie w takiej pozycji z dokladnoscia do kilkunastu centymetrow.

– Jessie byla w lozku – odezwal sie Jeffrey, bojac sie poruszyc ze wzgledu na przytwierdzone do niego konce nitek. – Zatem na pewno kleczal twarza do niej.

Sara zauwazyla na podlodze przy samym tapczanie niewyrazny, rozmazany krwawy slad dloni.

– Widzisz?

– Tak. A wiec w dodatku opieral sie na reku, zapewne pochylony nad lozkiem.

– Glowe mial zwrocona tak, jak ja teraz – wyjasnila Sara, po czym uniosla dlon do ucha. – Kula trafila go przeciez z tej strony, a wyszla z drugiej, troche nizej. – Wskazala strzepy tkanek przyklejone do nocnej szafki. –

Вы читаете Fatum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату