lecz Robert szybko wytlumil bujanie, przysiadl na pietach i popatrzyl jej w oczy.

– Chce, bys przekazala Oposowi, ze zwroce mu cala forse, jak tylko sie urzadze. Mnostwo wysilku wlozyl w ten swoj sklep, nie moge wiec dopuscic, by go stracil przez to, ze zlamalem warunki zwolnienia za kaucja.

Sara poruszyla nogami, zeby sprawdzic wiezy, a zarazem przywrocic krazenie w lydkach i stopach.

– Robert, prosze, nie rob tego.

Oderwal nastepny kawalek tasmy izolacyjnej.

– Poloz rece na poreczach.

Nawet nie drgnela. Zlapal ja za nadgarstek i ulozyl reke na poreczy.

– Nie zniose tego – powiedziala, znowu majac wrazenie, ze powoli wycieka z niej zycie. – Nie zniose.

Popatrzyl na nia z zaciekawieniem, jakby mial przed soba histeryczke.

– Nie zakleje ci ust, jesli mi obiecasz, ze nie bedziesz krzyczala.

Mimo woli znow wybuchnela placzem, tak wdzieczna za to ustepstwo, ze byla gotowa obiecac mu wszystko, czego tylko sobie zazyczy.

– Nie placz, prosze – mruknal, siegajac po chusteczke, zeby wytrzec jej lzy. Od razu przypomnial jej sie Jeffrey, ktory zawsze nosil przy sobie czysta chusteczke. I zawsze byl dla niej taki delikatny. Na te mysl zaczela jeszcze bardziej szlochac.

– Jezu… – szepnal Robert, traktujac jej placz jak swoista kare dla siebie. – To nie potrwa dlugo. Przestan sie mazac, Saro. Nie stanie ci sie zadna krzywda. – Zrobil zdziwiona mine i dodal: – Rozcielas sobie brew.

Zamrugala szybko, dopiero teraz zauwazywszy, ze to krew przeslania jej wzrok.

– Do diabla, tak mi przykro – rzekl, ostroznie wycierajac jej oko. – Naprawde nie chcialem, zeby cos ci sie stalo. Nie zamierzalem cie skrzywdzic.

Glosno przelknela sline, czujac, ze wracaja jej sily. Mimo wszystko postanowila go przekonac, ze nie bedzie krzyczala i nikogo nie zawiadomi, jesli tylko zostawi jej nieskrepowane rece.

Starannie zlozyl chusteczke na czworo. Zaczela sie goraczkowo zastanawiac, jak go przechytrzyc, dac do zrozumienia, ze nic mu nie grozi z jej strony.

– Powiem Oposowi o pieniadzach – szepnela. – Co jeszcze? Z kim wiecej powinnam rozmawiac w twojej sprawie? Co z Jessie?

Schowal chusteczke do kieszeni i ponownie siegnal po tasme izolacyjna.

– Probowalem napisac do niej list, ale nigdy nie bylem w tym dobry.

– Na pewno bedzie chciala wiedziec, co probowales jej napisac. Powiedz mi, przekaze jej.

– Ja juz jej ani troche nie obchodze.

– Nieprawda. Wiem, ze sie mylisz.

Westchnal ciezko i pomogl sobie zebami, by oderwac kawalek tasmy.

Sara az do krwi przygryzla wargi.

– Staralem sie, zeby wszystko bylo jak najlepiej – powiedzial, ukladajac jej druga reke na poreczy.

Probowala ja wyszarpnac, ale przycisnal silnie. Zapatrzyla sie na swoje palce, czujac tak otepiajaca bezsilnosc, ze omal znow nie zaczela sie dusic.

Robert przysiadl na pietach.

– Widzisz, ze wcale nie jest tak zle? – Wyciagnal reke w kierunku jej ust. – Rozkrwawilas sobie warge.

Odruchowo szarpnela sie do tylu, a po jego twarzy przemknal grymas zalu, jakby to nie on byl za wszystko odpowiedzialny.

– To nie jest tak, jak myslisz – rzekl. – Naprawde ja kochalem.

– Prosze, uwolnij mnie – szepnela blagalnie.

Wytarl spocone rece o spodnie. Pistolet lezal na podlodze obok niego, ale Sara nie miala najmniejszych szans, zeby sie uwolnic i go chwycic. Byla unieruchomiona na fotelu.

– Naprawde ja kochalem – powtorzyl cicho. Wpatrywala sie w pistolet, jakby sama sila woli mogla go podniesc z podlogi. Probujac zapanowac nad drzeniem glosu, odezwala sie:

– Powiedziales jednak, ze juz jej nie obchodzisz.

– Nie wiem, co poszlo nie tak. – Usmiechnal sie smutno. – A co ci podpowiada w glebi serca, ze kochasz Jeffreya?

– Trudno powiedziec – odparla, nie mogac oderwac wzroku od pistoletu. Zmusila sie w koncu, zeby spojrzec na Roberta. – Prosze. Nie zostawiaj mnie tak. Nie zniose tego. Naprawde nie zniose.

– Nic ci nie bedzie.

– Prosze… Blagam…

– Powiedz mi, co sprawia, ze kochasz Jeffreya – powtorzyl, jakby byl to element przetargowy. – Skad wiesz, ze to milosc?

– To trudno zdefiniowac.

– Postaraj sie – powiedzial lagodnie.

Przyszlo jej na mysl, ze probuje sie w ten sposob uspokoic, by latwiej zrealizowac do konca swoj plan.

– Nie wiem – mruknela. – Robert…

– Przeciez cos musi byc – odrzekl z naciskiem, silac sie na usmiech, jak gdyby byli Bogu ducha winnymi ludzmi, a tylko przypadek sprawil, ze znalezli sie w takich okolicznosciach. – Nie powiesz mi, ze wszystko jest zasluga jego wspanialego poczucia humoru albo ujmujacej osobowosci.

Zastanowila sie wreszcie nad odpowiedzia, usilujac wymyslic taka, ktora skloni go, by ja rozwiazal i puscil wolno. Ale nic nie przychodzilo jej do glowy.

– Naprawde nie wiesz?

Przypomniala sobie niedawna rozmowe z gospodynia.

– Decyduja o tym drobiazgi. To samo Neli mowila o swoim zwiazku z Oposem. Zwyczajne drobiazgi.

– Powaznie?

– Tak – odparla, probujac siegnac pamiecia glebiej do tamtej rozmowy, aby opanowac narastajaca panike.

Wlasny glos wydawal jej sie dziwnie stlumiony, jakby rozchodzil sie pod woda. – Mowila, ze kocha go za to, ze zawsze wraca punktualnie do domu i nie wstydzi sie robic dla niej zakupow w supermarkecie.

Robert usmiechnal sie smutno, wstajac z podlogi.

– Moze i ja powinienem byl robic zakupy dla Jessie. Miala przeczucie, ze z tego, co powiedzial, wyplywa jakis wazny wniosek, tylko nie potrafila go jeszcze zdefiniowac. Za wszelka cene pragnela przeciagnac rozmowe.

– Na pewno kiedys robiles.

Oderwal jeszcze jeden dlugi kawalek tasmy izolacyjnej, pomagajac sobie zebami, ale rolka spadla mu przy tym na podloge.

– Nie, nigdy – odparl, oklejajac tasma jej klatke piersiowa i przytwierdzajac do oparcia fotela. – Zawsze powtarzala, ze lubi robic zakupy, bo ma w ten sposob poczucie, ze sie o mnie troszczy.

– Naprawde nigdy nie wychodziles do sklepu? – zdziwila sie Sara, gdy nagle przypomniala sobie, co uslyszala od Jeffreya poprzedniego wieczoru. Serce zabilo jej mocniej, a jednoczesnie poczula przyplyw spokoju.

Robert zaczal sie rozgladac za rolka tasmy.

– Cholera – syknal, klekajac, zeby zajrzec pod lozko. Skrzywil sie i przycisnal reke do rany w brzuchu. – Potoczyla sie pod tapczan – mruknal, zapierajac sie o jego brzeg i probujac do niej siegnac.

– Naprawde nigdy nie wychodziles do sklepu? – powtorzyla Sara, przygladajac mu sie uwaznie. Widok jego rozczapierzonych palcow na brzegu materaca przypomnial jej rozmazany krwawy slad na podlodze w jego sypialni.

– Nigdy – zapewnil, siadajac przy tapczanie dla zaczerpniecia tchu. – Cholera, ale boli.

Pomijajac fakt, ze byla unieruchomiona na fotelu, uznala, ze powoli zaczyna przejmowac kontrole nad sytuacja.

– Jessie czesto korzystala z twojej polciezarowki?

– Dziwne pytanie – baknal. – Owszem. Nie cierpiala jej, ale gdy parkowalem na podjezdzie za jej samochodem, latwiej jej bylo wziac moj woz niz przestawiac oba.

Ukradkiem naprezyla reke, sprawdzajac, jak bardzo ciasne sa wiezy.

– A wiec to nie ty pojechales do sklepu w noc zabojstwa, prawda? To Jessie. To ona wziela twoj samochod.

Spuscil glowe, udajac, ze jest zajety odmierzaniem kolejnego odcinka tasmy izolacyjnej. Wyczula

Вы читаете Fatum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату