Jeffrey staral sie goraczkowo tak dobrac slowa, by wykazac szeryfowi, jak idiotyczny jest jego punkt widzenia.
– Skoro podejrzewasz go o pedofilie i sklonnosci do malych chlopcow, to czemu mialby zabijac Julie, kiedy oboje mieli po kilkanascie lat?
– Trudno powiedziec, co moze sie urodzic w chorym umysle. Skoro kiedys udusil niewinna dziewczyne, teraz rownie dobrze mogl zastrzelic czlowieka za to, ze sypial z jego zona.
Te slowa, ktore niemal zadudnily glosnym echem w glowie Jeffreya, byly dla niego ostatnim kluczem do zlozenia w calosc wszystkich kawalkow ukladanki.
– Nie przypominam sobie, bym ci mowil, ze Julia zostala uduszona.
Hoss obrzucil go podejrzliwym spojrzeniem.
– Twoja dziewczyna mi to powiedziala.
– Czyzby? – Jeffrey zrobil taki ruch, jakby chcial wstac z krzesla. – Mam ja zapytac, kiedy to zrobila?
Szeryf zawahal sie wyraznie.
– Moze uslyszalem to gdzies na miescie.
Jeffrey mial wrazenie, ze cisza w pokoju zaczyna mu dzialac na nerwy. Wszystko mu idealnie pasowalo.
– Przeciez wiesz, ze Robert tego nie zrobil. Hoss podniosl na niego wzrok znad papierow.
– Niby skad?
– Erie Kendall cierpi na powazne schorzenie krwi. Szeryf pospiesznie spuscil glowe, udajac pochlonietego raportem.
– Naprawde? – baknal.
– To twoje dziecko, prawda?
Nie odpowiedzial, tylko rece zaczely mu drzec.
– Opowiadales mi kiedys, ze po smierci brata chciales sie zaciagnac do wojska, ale komisja cie odrzucila ze wzgledow zdrowotnych – ciagnal Jeffrey.
– I co z tego?
– Z jakiego powodu cie odrzucili? Hoss wzruszyl ramionami.
– Plaskostopia. Wszyscy o tym wiedza.
– Na pewno nie bylo innej przyczyny? Takiej, ktora pozbawilaby cie nawet stanowiska, gdyby wyszla na jaw?
– Chyba zwariowales, chlopcze – syknal z wsciekloscia szeryf, jakby chcial dac do zrozumienia, ze uwaza te rozmowe za skonczona.
Jeffrey byl jednak niewzruszony.
– Ciagle dokucza ci krwawienie z nosa. Dziasla ci krwawia bez zadnego konkretnego powodu. Widzialem kiedys, jak rozciales sobie skore kartka papieru i przez dwa dni krwawiles z drobnej ranki. Szeryf usmiechnal sie krzywo.
– To jeszcze nie oznacza…
– Nie klam – rzucil ostro Jeffrey, powstrzymujac sie z trudem od wybuchu wscieklosci. – Wiesz, ze przy mnie mozesz powiedziec wszystko, i zostanie to tylko miedzy nami, ale nie waz sie klamac mi w zywe oczy.
Hoss wzruszyl ramionami, chcac zbagatelizowac sprawe.
– Puszczala sie na lewo i prawo. Sam dobrze o tym wiesz.
– Miala zaledwie szesnascie lat.
– Siedemnascie – skorygowal szeryf. – Nie zlamalem prawa.
Jeffrey poczul do niego obrzydzenie. Szeryf musial to wyczytac z jego miny, bo zaczal z zupelnie innej beczki.
– Zrozum, to byly zupelnie inne czasy. Ktos musial sie zatroszczyc o te dziewczyne.
Sluzac w policji, dziesiatki razy slyszal podobne deklaracje z ust starych oblesnych dziadow, dlatego teraz podobne tlumaczenia Hossa odebral jak osobista zniewage.
– I twoja troska objawila sie tym, ze zaciagnales ja do lozka?
– Licz sie ze slowami – syknal szeryf, jakby jeszcze sie ludzil, ze zasluguje na szacunek. Po chwili dodal lagodniejszym tonem: – Daj spokoj, Spryciarzu. Naprawde sie nia opiekowalem.
– Jak?
– Przede wszystkim trzymalem ja z dala od ojca. Poza tym, jak ci sie zdaje, kto zaplacil za wszystko, zeby mogla stad wyjechac i w spokoju urodzic dziecko?
– Twoje dziecko.
Hoss wzruszyl ramionami.
– Kto to wie? Moze moje, a moze twoje.
– Pieprzysz.
– Zmierzam do tego, ze kazdy mogl byc ojcem. Puszczala sie przeciez z polowa miasta. – Wyciagnal z kieszeni gruby zwitek ligniny i wytarl nos. – Ale nie wykluczam, ze to moze byc i moje dziecko.
Jeffrey zapatrzyl sie na czerwona plamke na ligninie. Hoss zawsze sprawial wrazenie bardzo twardego, wygladalo jednak na to, ze pod wplywem stresu bardzo czesto dostawal krwotokow z nosa.
– Od ciebie dostala ten wisiorek w ksztalcie serduszka, prawda?
Szeryf takze popatrzyl na lignine i pospiesznie przytknal ja znowu do nosa.
– Zostal mi po mamie. Chyba tamtego dnia poczulem przyplyw wielkodusznosci.
Jeffrey zaczal sie zastanawiac, co szeryf naprawde czul do Julii. Gdyby zalezalo mu wylacznie na seksie, nie robilby jej przeciez prezentow, zwlaszcza z rodzinnej pamiatki.
– Dlaczego sie z nia nie ozeniles?
Hoss ryknal gromkim smiechem, az dziesiatki drobnych kropelek krwi trysnely na lignine.
– Oprzytomniej, Spryciarzu. Jak mozna sie ozenic z kims takim? – Wskazal drzwi gabinetu. – Na zone nadaje sie taka kobieta jak twoja. Z kims w rodzaju Julii idzie sie tylko do lozka, modlac sie zarazem do Boga, zeby nie zlapac czegos, czego nie daloby sie wyleczyc penicylina.
– Jak mozesz mowic o niej w ten sposob? Przeciez urodzila ci syna.
– Nie rob mi tu wykladow o moralnosci.
– Jak mam to rozumiec?
– Jak sobie chcesz – mruknal, choc Jeffrey byl przekonany, ze krylo sie za tym cos wiecej. – Przyjmij, ze po prostu spedzilismy ze soba mile chwile.
– Byla za mloda nawet na to, zeby uznac je za mile – rzucil, podnoszac sie z krzesla, bo mial juz dosc tej wymiany zdan. – Zabiles ja?
– Az nie chce mi sie wierzyc, ze o to pytasz.
Czekal w milczeniu, odczytawszy prawde w spojrzeniu szeryfa. Znow caly jego swiat wywrocil sie do gory nogami. Czlowiek, ktorego uwazal za wzor uczciwosci i przyzwoitosci, okazal sie kims takim. Teraz mogl sie tylko cieszyc, ze jest gliniarzem zdolnym do ujawnienia prawdy. Gdyby siedzieli w pokoju przesluchan na jego posterunku w Heartsdale, zapewne nie zdolalby sie teraz powstrzymac i spralby Hossa po pysku.
– Nawet nie masz pojecia, jak to jest – zaczal niesmialo szeryf. – Przez trzydziesci lat dobrze sluzylem temu miastu.
– Tyle ze zamordowales siedemnastoletnia dziewczyne – wtracil Jeffrey, ledwie mogac nad soba zapanowac. – A moze bedziesz probowal mi wmowic, ze i w tym wypadku nie zlamales prawa, bo miala nie siedemnascie, tylko osiemnascie lat?
Hoss rzucil zwitek ligniny na biurko i poderwal sie na nogi.
– Probowalem tylko chronic Roberta.
– Roberta? – zdumial sie Jeffrey. – A coz on mial z tym wszystkim wspolnego?
Szeryf zaparl sie o brzeg biurka i pochylil w jego strone.
– Rozpowiadala przeciez, ze ja zgwalcil. Nie moglem dopuscic, zeby przez takie brednie mial zmarnowane zycie.
– Plotki ucichly juz po tygodniu, a nawet wczesniej. Hoss spuscil glowe.
– Nieprawda. Ludzie wciaz gadali. Cale to miasto nie zyje niczym innym, tylko plotkami. Ludzie wygaduja na siebie nawzajem rozne klamstwa, jakby swietnie wiedzieli, co jest sluszne, a co nie, podczas gdy naprawde nic nie wiedza. – Otarl nos wierzchem dloni, rozmazujac na niej smuzke krwi. – A ja musze dbac o swoja reputacje, bo ci ludzie mnie potrzebuja. Musza pamietac, kto tu rzadzi. Robilem to dla ich dobra.