starszych od piramid. Ulice w Charlotte, jak i jej mieszkancy, sa mile i pelne wdzieku.
Opuscilam szybe w samochodzie i wciagnelam w pluca marcowe, wieczorne powietrze. To byl jeden z tych dni, kiedy wiosna jeszcze nie przyszla, ale zima juz odeszla, kiedy zdejmuje sie kurtke, a potem znowu wklada, i tak wiele razy. Krokusy juz przebijaly sie przez warstwe ziemi i powietrze wypelni sie zaraz zapachem dereni i azalii. Zapomnijcie o Paryzu. Charlotte wiosna to najpiekniejsze miejsce na ziemi.
Z campusu do mojego domu prowadzi kilka drog. Tego wieczoru wybralam autostrade, wiec wyjechalam tylnym wjazdem na Harris Boulevard. Ruch na autostradach I-85 i I-77 odbywal sie plynnie, wiec kwadrans pozniej minelam dzielnice rezydencji i jechalam droga Providence na poludniowy wschod. Wpadlam do Pasta and Provisions Company po spaghetti, salatke Cezara i chleb czosnkowy i tuz po siodmej zadzwonilam do drzwi Pete'a.
Mial na sobie wyplowiale dzinsy i zolto-niebieska koszulke do rugby z rozpietym kolnierzykiem. Wlosy mu sterczaly, jakby wlasnie je przeczesal palcami. Wygladal dobrze. Pete zawsze dobrze wyglada.
– Czemu nie uzylas swojego klucza?
Dlaczego tego nie zrobilam?
– A gdybym zastala tu blondynke, i to skapo odziana?
– A znasz moze takie? – Niespokojnie rozejrzal sie wokol, jakby faktycznie mial jakas na sumieniu.
– Chcialbys. Prosze, gotuj wode. – Wreczylam mu makaron.
Kiedy Pete bral ode mnie torbe, pojawil sie Birdie, wyciagnal najpierw jedna tylna lape, potem druga i usiadl ukladajac wszystkie cztery w zgrabny kwadracik. Spojrzal mi w twarz, ale nie podszedl.
– Czesc, Bird. Teskniles za mna?
Kot sie nawet nie poruszyl.
– Miales racje. Jest wkurzony – stwierdzilam.
Rzucilam torebke na kanape i poszlam za Pete'em do kuchni. Na krzeslach po obu koncach stolu lezaly stosy listow, wiekszosc z nich nie otwarta. To samo dzialo sie na starym krzesle pod oknem i na drewnianej polce pod telefonem. Nic nie powiedzialam. To juz nie byl moj problem.
Spedzilismy milo godzine jedzac spaghetti i rozmawiajac o Katy i reszcie rodziny. Powiedzialam mu, ze dzwonila jego matka skarzac sie, ze czuje sie zaniedbywana. Odpowiedzial, ze bedzie reprezentowal ja i kota razem. Kazalam mu do niej zadzwonic. Obiecal, ze to zrobi.
O wpol do dziewiatej znioslam Birdiego do samochodu, Pete szedl za mna z kocimi akcesoriami. Pod wzgledem ilosci bagazu moj kot bije mnie na glowe.
Kiedy otworzylam drzwi, Pete polozyl swoja dlon na mojej.
– Jestes pewna, ze nie chcesz zostac?
Zacisnal palce, a druga reka delikatnie poglaskal mnie po wlosach.
Bylam? Milo bylo poczuc jego dotyk, wspolna kolacja wydawala sie czyms tak normalnym. Cos sie we mnie poruszylo.
Pomysl, Brennan. Jestes zmeczona. I napalona. Bierz tylek i do domu.
– A co z Judy?
– Chwilowe zaklocenie porzadku kosmicznego.
– Chyba nie, Pete. Juz to przerabialismy. Wspaniala kolacja.
Wzruszyl ramionami i opuscil rece.
– Wiesz, gdzie mnie znalezc – powiedzial i wrocil do mieszkania.
Czytalam, ze czlowiek ma w mozgu dziesiec trylionow komorek. Tego wieczoru wszystkie dziesiec trylionow w mojej glowie pracowalo na najwyzszych obrotach, z szalencza predkoscia przekazujac sobie wiadomosci na jeden temat: Pete.
Dlaczego
Komorki byly zgodne co do tego, ze sa jakies granice. Nie chodzilo o zabawe typu “nie przekraczaj tej linii”, ale o wyznaczanie nowego terytorium, w rzeczywistosci i symbolicznie.
Dlaczego sie rozstalismy? Byl taki czas, kiedy niczego tak nie pragnelam, jak wyjsc za niego za maz i byc z nim do konca zycia. Jaka byla roznica miedzy tamta mna a mna teraz? Bylam bardzo mloda, kiedy wychodzilam za maz, ale czy dzis nie zrobilabym tak samo? A moze to Pete sie zmienil? Czy ten, za ktorego wyszlam, byl tak nieodpowiedzialny? Taki niewiarygodny? Czy kiedys uwazalam, ze taki jest jego urok?
Komorki zauwazyly, ze zaczynam brzmiec jak ckliwa piosenka.
Co doprowadzilo do naszej separacji? Jakich wyborow dokonalismy? Czy tak samo wybralibysmy teraz? Czy to przeze mnie? Przez Pete'a? A moze tak bylo nam pisane? Co poszlo nie tak? A moze wlasnie dobrze? Czy nowa droga, ktora teraz szlam, byla dobra, czy droga mojego malzenstwa juz sie skonczyla?
Ciezka sprawa, stwierdzily komorki.
Wciaz chcialam spac z Pete'em?
Jednoglosne tak komorek.
Ale to byl chudy rok pod wzgledem zycia seksualnego, argumentowalam.
Interesujacy dobor slow, zauwazyly przedstawicielki id. Chudy. Zadnego miesa. Znaczy glod.
Ale byl ten prawnik w Montrealu, zaprotestowalam.
To nie to. Prawie nie zaiskrzylo. Zbyt niskie napiecie.
Nie ma co sie spierac z umyslem, kiedy jest w takim nastroju.
14
W srode rano ledwie przyjechalam na uniwersytet, a juz zadzwonil telefon, Zdziwilam sie, slyszac glos Ryana.
– Nawet mi nie mow, jaka jest pogoda – rzekl zamiast powitania.
– Jest pietnascie stopni i nasmarowalam sie kremem do opalania z filtrem.
– Ty naprawde jestes zlosliwa, Brennan.
Nic nie odpowiedzialam.
– Porozmawiajmy o St-Jovite.
– Mow. – Wzielam do reki dlugopis i zaczelam rysowac trojkaty.
– Mamy nazwiska tych czterech ofiar.
Poczekalam.
– To byla rodzina. Matka, ojciec i bliznieta, chlopcy.
– To juz wiedzielismy.
Uslyszalam szelest papieru.
– Brian Gilbert, lat dwadziescia trzy, Heidi Schneider, lat dwadziescia Malachy i Mathias Gilbert, cztery miesiace. Polaczylam trojkaciki w jedna calosc.
– Wiekszosc kobiet bylaby pod wrazeniem mojego odkrycia.
– Ja nie jestem wiekszosc kobiet
– Jestes na mnie wkurzona?
– A powinnam byc?
Przestalam zaciskac zeby i nabralam powietrza w pluca. Przez dluzsza chwile nie odpowiadal.
– W Beli Canada jak zwykle sie nie spieszyli, ale wydruk rozmow telefonicznych dostalismy w koncu w poniedzialek. Jedyny numer nie stad, pod ktory dzwonila w ciagu ostatnich dwunastu miesiecy, nalezy do rejonu z kodem osiem-cztery-trzy.
Zatrzymalam sie w polowie trojkacika.
– Chyba nie tylko twoje serce jest w Dixie… – dodal,
– Ale wymysliles.
– I chyba trudno zapomniec o starych czasach tam spedzonych.
– Niby gdzie?
– W Beaufort, Poludniowa Karolina.
– Mozesz jasniej?