Wzielysmy z Katy wszystkie nasze artykuly spozywcze i torby i przeszlysmy od restauracji do przystani Lady's Island. Po obu stronach rozciagaly sie tereny przybrzezne zalewane podczas przyplywow, nowe wiosenne roslinki blyszczaly zielono wsrod ciemnych zeszlorocznych. Strzyzyki bagienne glosno protestowaly przeciwko naszej obecnosci i smigaly wsrod trawy morskiej i palek wodnych. Oddychalam powietrzem, w ktorym mieszaly sie zapachy slonawej wody, chlorofilu i gnijacej roslinnosci i cieszylam sie, ze znowu tu jestem.
Pasaz od brzegu przypominal tunel wiodacy przez glowne biuro przystani, bialy budynek z niskim trzecim pietrem tuz pod dachem i otwartym przejsciem na pierwszym pietrze. Drzwi po naszej prawej stronie prowadzily do toalet i pralni. Biura Apex Realty, firmy zeglarskiej i komendanta portu znajdowaly sie po lewej stronie.
Przeszlysmy przez tunel, zeszlysmy na unoszacy sie na wodzie pomost z poziomymi poreczami z drewna i skierowalysmy sie ku najdalej lezacemu dokowi. Po drodze Katy przygladala sie kazdemu z jachtow, ktore mijalismy.
– Poczekaj tu chwile – odezwalam sie, rzucajac moje tobolki na pomost.
Zeszlam na rufe, wspielam sie na mostek i rozpracowalam kombinacje na skrzynce z narzedziami tuz przy miejscu kapitana. Wydobylam klucz, otworzylam wejscie na rufie, odsunelam luk i zeszlam kilka stopni do glownej kabiny. W srodku bylo zimno i pachnialo drewnem i odswiezaczem powietrza o zapachu sosny. Otworzylam boczne wejscie i Katy podala jedzenie i torby, a potem sama weszla na poklad.
Bez slowa zostawilysmy wszystko w glownym salonie i obejrzalysmy caly jacht, oceniajac wystroj. To byl nasz zwyczaj, robilysmy tak, od kiedy byla bardzo mala, i nawet w zgrzybialej starosci bede tak robic zatrzymujac sie w nieznanym mi miejscu. Melanie Tess nie byla az tak mi nieznana, ale nie stalam na jej pokladzie piec lat i bardzo chcialam zobaczyc, jakie zmiany wprowadzil tu Sam.
Nieco ponizej glownego salonu i za nim odkrylysmy kuchnie. Miescila w sobie dwupalnikowa kuchenke, zlew i drewniana lodowke z zamrazarka w starym stylu. Parkiet na podlodze, sciany, tak jak wszedzie, z drewna tekowego. Po prawej stronie byl kat jadalny, z poduszkami w krzykliwych kolorach zielonym i rozowym. Za kuchnia mialysmy spizarnie, toalete i koje tak duza, ze moglyby tam swobodnie spac dwie osoby.
Dalej w kierunku rufy znajdowala sie kabina kapitanska z ogromnym lozkiem i szafkami z lustrami. Podobnie jak glowny salon i kat jadalny, sciany byly tekowe, a wylozenie mebli z kolorowej bawelny. Katy z ulga odkryla prysznic obok toalety.
– Jest super – powiedziala. – Moge spac w koi?
– Jestes pewna? – zapytalam,
– Absolutnie. Wyglada na superwygodna, uwije sobie takie gniazdko, ze pekniesz z zazdrosci.
Rozesmialam sie.
– A poza tym bede tutaj tylko dwie noce; ty wez wieksze lozko.
– Dobrze.
– Popatrz, to chyba wiadomosc dla ciebie. – Wziela ze stolu koperte i mi ja podala,
Rozerwalam koperte i wyjelam karteczke.
Zanioslysmy cale nasze jedzenie do kuchni, potem Katy poszla sie rozpakowac, a ja wykrecilam numer Sama.
– Witaj, juz sie urzadzilyscie?
– Jestesmy tu od dwudziestu minut. Jacht wyglada pieknie, Sam. Nie moge uwierzyc, ze to ta sama lodz.
– Wymagalo to tylko troche pieniedzy i sily miesni.
– To widac. Schodzisz czasem na poklad?
– O, tak. Dlatego zainstalowalem telefon i sekretarke. Moze to troche za duzo jak na wyposazenie lodzi, ale musze byc w kontakcie z innymi. Ty tez dzwon, gdzie chcesz. Bez skrepowania.
– Dzieki, Sam. Jestem ci naprawde wdzieczna.
– Kurcze, nie korzystam z niej zbyt czesto. A ktos powinien.
– Jeszcze raz dzieki.
– Moze skoczymy na obiad?
– Naprawde nie chcialabym naduzywac twojej…
– Do diabla, ja tez musze cos jesc. Zrobimy tak: Ide na rynek rybny Gaya kupic ryby, bo Melanie na jutro ma cos ekstra przygotowac. Spotkajmy sie w Factory Creek Landing. To jest po prawej stronie, zaraz za restauracja Olliego, tuz przed mostem. Niezbyt wytworne miejsce, ale podaja swietne krewetki.
– O ktorej?
– Teraz jest za dwadziescia siodma, moze o wpol do osmej. Zdaze do garazu po Harleya.
– Pod jednym warunkiem. Ja place.
– Twarda z ciebie kobieta, Tempe.
– Nie zadzieraj ze mna.
– Jutro nadal aktualne?
– Jezeli ci pasuje. Nie chce…
– Dobra. Dobra. Mowilas jej?
– Jeszcze nie. Ale sie domysli, jak tylko sie spotkacie. Do zobaczenia za godzine.
Rzucilam torbe na lozko i wyszlam na mostek. Slonce zachodzilo, jego ostatnie promienie malowaly swiat na karmazynowo. Zalewalo czerwienia moczary po mojej prawej stronie i zabarwialo bialego ibisa stojacego w trawie. Sylwetka mostu do Beaufort rysowala sie czarno na rozowym tle, jak kregoslup jakiegos prehistorycznego potwora na de nieba. Z naszego malego mola widac bylo lodzie w przystani miejskiej po drugiej stronie rzeki.
Chociaz sie ochlodzilo, powietrze nadal bylo bardzo przyjemne. Lekki wiatr bawil sie z pasmami moich wlosow.
– To jaki mamy plan?
Katy stanela przy mnie. Spojrzalam na zegarek.
– Spotykamy sie z Samem Rayburnem za pol godziny i idziemy na obiad.
– Z jakim Samem Rayburnem?
– Burmistrzem Beaufort i moim starym przyjacielem.
– Ile ma lat?
– Starszy ode mnie. Ale wciaz chodzi o wlasnych silach. Polubisz go.
– Zaraz. – Wskazala mnie palcem, a wyraz jej oczu powiedzial mi, ze w umysle formulowala sie mysl. Nagle przeblysk. – To nie jest ten facet od malp?
Usmiechnelam sie i skinelam glowa.
– To tam idziemy jutro? Nie, nie mow. Jasne, ze tak. To dlatego musialam robic te testy!
– I zrobilas je, co?
– Odwolaj miejsce w sanatorium – powiedziala, wyciagajac reke. – Nie mam gruzlicy.
Kiedy przyszlysmy do restauracji, motocykl Sama stal juz na parkingu. Kupiony w zeszlym roku, razem z lotusem, jachtem i malym samolotem silnikowym nalezal do ulubionych zabawek Sama. Nigdy nie wiem, czy on sie w ten sposob broni przed kryzysem wieku sredniego, czy tez probuje cala swoja uwage skupic na czynnosciach ludzkich, po latach poswieconych czynnosciom wykonywanym przez naczelne.
Chociaz jest ode mnie o dziesiec lat starszy, jestesmy przyjaciolmi od ponad dwudziestu lat. Spotkalismy sie, kiedy ja bylam studentka drugiego roku, a on skonczyl dwa lata wczesniej. Podejrzewam, ze ciagnelo nas do