– Jak dlugo bedziemy plynac? – zapytala Sama Katy.
– Jest przyplyw, wiec przeplyniemy Parrot Creek, potem zatoczka z tylu i przetniemy bagna. Nie powinno nam to zajac wiecej niz czterdziesci minut.
Katy siadla po turecku na pokladzie.
– Lepiej wstan i oprzyj sie – zasugerowal Sam. – Kiedy Joey zmniejsza obroty silnika, ta lodz skacze. Wtedy niezle trzesie.
Moja corka wstala i Sam podal jej line.
– Trzymaj sie tego. Chcesz kamizelke ratunkowa?
Katy potrzasnela glowa. Sam spojrzal na mnie.
– Ona swietnie plywa – zapewnilam go.
Wlasnie w tym momencie Joey zapuscil silnik i lodz skoczyla. Prulismy przez otwarta wode, wiatr rozwiewal wlosy i ubranie i porywal slowa z ust W pewnej chwili Katy poklepala Sama po ramieniu i wskazala boje.
– Siec na kraby – krzyknal.
Kawalek dalej pokazal jej gniazdo rybolowa na znaku kanalowym. Katy energicznie skinela glowa.
Wkrotce potem wplynelismy na bagna. Joey, stajac na rozstawionych nogach, z oczami utkwionymi przed soba, krecil kolem, prowadzac lodz przez waskie wstazki wody. Nigdzie nie bylo wiecej niz trzy metry wolnej przestrzeni. Czasami pochylalismy sie w lewo, potem w prawo, manewrujac po tafli i zalewajac trawy po obu stronach fontannami wody.
Katy i ja trzymalysmy sie lodzi i siebie nawzajem, nasze ciala wstrzasane byly sila odsrodkowa przy ostrzejszych zakretach, a my smialysmy sie i podobala nam sie i predkosc, i krajobrazy. Zawsze kochalam wyspe Murtry, ale chyba jeszcze bardziej docieranie na miejsce.
Kiedy dotarlismy do celu, mgla juz opadla. Slonce zalewalo dok i znak wejscia na wyspe. Wietrzyk poruszal galeziami drzew, ktorych liscie rzucaly drgajace cienie na napis: WLASNOSC RZADOWA. NIE WCHODZIC ZAKAZ WSTEPU.
Kiedy rozladowano lodzie i wszyscy zeszli z pokladu, Sam przedstawil ludziom Katy. Ja znalam wiekszosc z nich, choc dostrzeglam kilka nowych twarzy. Joey zostal zatrudniony dwa lata wczesniej. Fred i Hank byli tu od lat. Przedstawiajac ekipe, Sam krotko opisal operacje.
Joey, Larry, Tommy i Fred byli technikami, do ich codziennych obowiazkow nalezalo utrzymywanie dobrych warunkow i transport zaopatrzenia. Malowali i reperowali, czyscili zagrody i miejsca dokarmiania i pilnowali, by zwierzeta mialy zawsze wode i pokarm.
Jane, Chris i Hank, bardziej zaangazowani w badania, obserwowali grupy pozyskujac rozmaite dane.
– Jakie? – zainteresowala sie Katy.
– Ciaze, narodziny, smierci, problemy zdrowotne. Nieustannie obserwujemy populacje. Prowadzimy tez badania. Jane skupia sie nad serotonina. Codziennie obserwuje i zapisuje rozne typy zachowan, ktore malpy sa bardziej agresywne, bardziej impulsywne. Nastepnie porownujemy dane z poziomami serotoniny. Patrzymy tez na ich miejsca w spolecznosci. Jej malpy nosza wysylajace sygnaly telemetryczne kolnierze, wiec latwo jest je znalezc. Pewnie jakas zobaczysz.
– Serotonina to substancja chemiczna w mozgu – wyjasnilam.
– Tak – odparla Katy. – Nosnik, ktory, jak sie uwaza, ma zwiazek z agresja.
Sam i ja spojrzelismy na siebie z usmiechem. Coz za dziewczyna!
– A jak okreslacie, czy malpa jest impulsywna? – padlo kolejne pytanie mojej corki.
– Taki osobnik postepuje ryzykownie. Wykonuje dluzsze skoki, na wyzszych drzewach. Opuszcza rodzine wczesniej niz inne.
– Osobnik?
– To sa probne badania. Tylko na meskich przypadkach.
– Jeden z moich takich podopiecznych jest w obozie – powiedziala Jane, instalujac sobie pudelko z dluga antena wokol pasa. – J-7. Nalezy do grupy 0. Czesto sie tu kreca.
– To ten kleptoman? – zapytal Hank.
– Tak. Zgarnia wszystko, co nie jest przytwierdzone do podloza. W zeszlym tygodniu swisnal kolejny dlugopis. I zegarek Larry’ego. Myslalam, ze Larry bedzie mial wylew, tak za nim biegal.
Kiedy wszyscy wzieli juz swoje rzeczy, sprawdzili przydzielone zadania i poszli, Sam zabral Katy na wycieczke po wyspie.
Poszlam za nimi przygladajac sie, jak moja corka staje sie obserwatorem malp.
Kiedy posuwalismy sie szlakiem, Sam pokazywal miejsca karmienia i opisywal kazda z grup, ktora przy nich sie zbierala. Mowil o terytorium, hierarchiach dominacji i granicach macierzynstwa, a Katy przez lornetke przygladala sie drzewom.
W miejscu karmienia E Sam rzucil kilka ziaren suszonej kukurydzy na dach z blachy falistej.
– Stojcie cicho i patrzcie.
Wkrotce uslyszelismy szelest lisci i dostrzeglismy zblizajaca sie grupe. Chwile potem wokol nas zaroilo sie od malp – kilka siedzialo na drzewach, Inne zeszly na ziemie i pobiegly zebrac kukurydze.
Katy byla zachwycona.
– To jest grupa F – wyjasnil Sam. – Jest niewielka, ale przewodzi w niej jedna z najwazniejszych samic na wyspie. To prawdziwa suka.
Po drodze do obozu Sam pomogl Katy zaplanowac prosty projekt. Uporzadkowala swoje notatki, a on przyniosl jej torbe pelna kukurydzy, z ktora ruszyla z powrotem miedzy drzewa. Patrzylam na nia, kiedy znikala miedzy dwoma rzedami debow, z lornetka na szyi.
Usiedlismy z Samem na oslonietej werandzie i rozmawialismy przez chwile, potem on wrocil do pracy, a ja wyjelam zdjecia z tomografii komputerowej. Bardzo probowalam sie skupic, ale nie moglam. Wzory zatok sa raczej malo atrakcyjne, kiedy ma sie widok na polyskujace w sloncu ujscie rzeki i w powietrzu czuc zapach soli i sosny.
Ludzie, wsrod nich Katy, wrocili w poludnie. Po posilku zlozonym z kanapek i chipsow Fritos Sam wrocil do analizy swoich danych, a Katy do lasu.
Znowu rozlozylam swoje papiery, ale i tym razem nic z tego. Zasnelam po trzeciej stronie.
Obudzil mnie znajomy dzwiek.
Bum! Rat a tat a tat a tat a tat. Bum! Rat a tat a tat tat a tat.
Dwie malpy zeskoczyly z drzew i biegaly po dachu werandy. Starajac sie nie zwrocic na siebie uwagi, otworzylam drzwi oslony i zeszlam po schodach.
Grupa 0 przyszla do obozu i malpy siedzialy teraz na drzewach nad stacja obozowa. Te dwie, ktore mnie obudzily, skoczyly na dach przyczepy i usadowily sie na jego przeciwnych krancach.
– To on. – Nie uslyszalam, kiedy Sam podszedl i stanal za mna. – Popatrz.
Podal mi lornetke.
– Widze oznakowania – powiedzialam, przypatrujac sie klatkom piersiowym kazdej z malp. – J-7 i GN-9. J-7 sciska jakis przedmiot, jakby bransolete czy obroze…
Oddalam mu lornetke i Sam uniosl ja do oczu.
– Co on, do diabla, ma? To chyba nie jest zegarek Larry'ego?
Znowu lornetka znalazla sie w moich rekach.
– To cos sie blyszczy. Wyglada jak zloto, kiedy pada na to slonce. W tej samej chwili GN-9 rzucil sie do przodu i wydal z siebie glosne ostrzezenie. J-7 zaskrzeczal i zeskoczyl z dachu, przeskakujac z galezi na galaz, az w koncu zniknal nam z oczu za przyczepa. Jego skarb zesliznal sie i z dachu i zniknal w rynnie,
– Zobaczmy,
Sam wyciagnal drabine spod domku i oparl ja o przyczepe. Odgarnal pajeczyny, wchodzac na pierwszy szczebel sprawdzil, czy drabina wytrzyma jego ciezar i wspial sie po niej.
– No nie!
– Co?
– Skurczybyk.
– Co to jest?
Obracal cos w dloni.
– Niech mnie diabli.