swoich problemach. Naprawde sluchala, co jej mowilam. Mialysmy ze soba wiele wspolnego i zostalysmy przyjaciolkami.

Przypomnialam sobie slowa Reda. Rekrutujacy dostaja instrukcje, by dowiedziec sie jak najwiecej o potencjalnych czlonkach, przekonac ich, ze maja ze soba wiele wspolnego i zdobyc ich zaufanie.

– Opowiadala o grupie, do ktorej nalezala, mowila, ze zupelnie zmienila jej zycie. W koncu poszlam na jedno spotkanie. Bylo okej. – Wzruszyla ramionami. – Ktos cos mowil, jedlismy, cwiczylismy oddech i takie tam rzeczy. Nie porwalo mnie to, ale poszlam tam jeszcze pare razy, bo wszyscy zachowywali sie tak, jakby mnie naprawde lubili.

Bombardowanie miloscia.

– Potem zaprosili mnie na wies. Zapowiadalo sie niezle, wiec pojechalam. Gralismy w rozne gry, sluchalismy wykladow, spiewalismy i cwiczylismy. Amalie bardzo sie to podobalo, ale to nie bylo dla mnie. Wedlug mnie gadali same bzdury i nie wolno bylo sie nie zgadzac. Poza tym, nigdy nie zostawiali mnie samej. Nie mialam dla siebie ani minuty. Chcieli, bym zostala na jakichs warsztatach, ale kiedy odmowilam, jakby sie wkurzyli. Musialam byc troche nieprzyjemna, bo nie chcieli odwiezc mnie do miasta. Potem unikalam Amalie, ale czasami ja widywalam.

– Jak sie ta grupa nazywa?

– Nie jestem pewna.

– Myslisz, ze to oni zabili Amalie? Potarla dlonmi uda.

– Spotkalam tam pewnego faceta. Prowadzil zapisy na kurs w jakims innym miejscu. Ja wyjechalam, on jeszcze zostal i nie widzialam go chyba przez rok. Potem wpadlam na niego na koncercie w Ile Notre Dame. Troche sie spotykalismy, ale nic z tego nie wyszlo. – Znowu wzruszenie ramionami. – W tym czasie on odszedl z grupy i opowiadal jakies okropne historie o tym, co zaszlo. Ale nie za wiele. Byl jakis taki dziwny.

– Jak sie nazywal?

– John jakis tam.

– Gdzie jest teraz?

– Nie wiem. Chyba sie wyprowadzil. – Otarla lzy.

– Anno, czy doktor Jeannotte jest zwiazana z ta grupa?

– Dlaczego pani o to pyta? – Jej glos zalamal sie na ostatnim slowie. Dostrzeglam mala, niebieska zylke pulsujaca jej na szyi.

– Kiedy cie pierwszy raz spotkalam w jej gabinecie, wydawalas sie w jej obecnosci bardzo zdenerwowana.

– Ona jest dla mnie bardzo dobra. Przebywanie z nia robi mi o niebo lepiej niz jakies medytacje i ciezkie oddechy. – Prychnela. – Ale ona tez jest wymagajaca i caly czas sie martwie, ze cos zepsuje.

– Rozumiem, ze spedzasz z nia duzo czasu.

Wzrokiem znowu powedrowala gdzies w druga strone.

– Wydawalo mi sie, ze chodzi pani o Amalie i tych innych ludzi, ktorzy nie zyja…

– Anno, czy zgodzilabys sie porozmawiac z kims? To, co mi powiedzialas, jest wazne i policja na pewno bedzie chciala pojsc tym sladem. Sprawe tych morderstw bada detektyw Andrew Ryan. To bardzo mily czlowiek i na pewno go polubisz.

Spojrzala na mnie zdezorientowana i obiema rekami zalozyla wlosy za uszy.

– Ja nie mam juz nic wiecej do powiedzenia. John mialby, ale ja naprawde nie wiem, dokad wyjechal.

– A pamietasz miejsce, gdzie odbylo sie to seminarium?

– Na jakiejs farmie. Jechalismy furgonetka i nie zwracalam uwagi na droge, bo zabawiali nas jakas gra. Kiedy wracalismy, to spalam. Ciagle cos robilismy i bylam wykonczona. Z wyjatkiem Johna i Amalie nikogo z nich juz nigdy nie spotkalam. A teraz pani mowi, ze ona…

Na dole ktos otworzyl drzwi i doszedl do nas jakis glos.

– Kto tam jest?

– Swietnie. Teraz na pewno zabiora mi klucz – szepnela Anna.

– Nie powinnysmy tu byc?

– Raczej nie. Kiedy przestalam pracowac w muzeum, zatrzymalam sobie klucz.

Wspaniale.

– Idz za mna – powiedzialam, podnoszac sie z lawki.

– Czy ktos tam jest? – zawolalam. – Tu jestesmy.

Uslyszalysmy kroki na schodach i w drzwiach pojawil sie pracownik ochrony. Czapka prawie zaslaniala mu oczy, a przesiaknieta woda kurtka ledwie zakrywala jego wielki brzuch. Dyszal ciezko i w fioletowym swietle jego zeby mialy zolty kolor.

– O Boze, jak dobrze, ze pan jest – plotlam. – Wykonywalysmy szkic Odocoileus virginianus i stracilysmy poczucie czasu. Wszyscy juz wyszli w obawie przed mrozem i chyba o nas zapomnieli. Zamkneli nas. – Usmiechnelam sie niezbyt madrze. – Wlasnie mialam dzwonic do ochrony.

– Nie wolno tu teraz przebywac. Muzeum jest zamkniete – wysapal.

Moj wystep najwyrazniej nie zrobil na nim wrazenia.

– Oczywiscie. Naprawde musimy juz isc. Jej maz odchodzi od zmyslow zastanawiajac sie, dokad poszla. – Wskazalam Anne, ktora kiwala glowa jak samochodowy piesek-maskotka.

Straznik przeniosl swoj wodnisty wzrok z Anny na mnie i glowa kiwnal w strone schodow.

– No to chodzmy.

Nie marnowal czasu.

Deszcz wciaz padal. Krople byly jeszcze wieksze, przypominaly cukierki, ktore razem z Harry kupowalysmy kiedys na straganach ulicznych latem. Caly czas o niej myslalam. Gdzie jestes, Harry?

W Birks Hali Anna popatrzyla na mnie rozbawiona.

– Odocoileus virginianusf

– Wpadlo mi to do glowy.

– Nie ma jelenia z bialym ogonem w muzeum.

Czy uniosly sie jej kaciki ust, czy to tylko ta niska temperatura? Tym razem ja wzruszylam ramionami.

Choc niechetnie, dala mi swoj domowy adres i numer telefonu. Kiedy sie rozstawalysmy, zapewnilam ja, ze Ryan wkrotce do niej zadzwoni. Kiedy opuszczalam teren uniwersytetu, cos kazalo mi sie odwrocic. Anna stala w sklepionym przejsciu gotyckiego budynku, w bezruchu, jak jej towarzysze z ery kenozoicznej.

Wrocilam do domu i wybralam numer pagera Ryana. Kilka minut pozniej zadzwonil telefon. Opowiedzialam mu, ze Anna sie znalazla, i strescilam nasza rozmowe. Obiecal, ze zawiadomi koronera, zeby mozna bylo poszukac lekarskich i dentystycznych kart Amalie Provencher. Rozlaczylismy sie zaraz potem, bo chcial jeszcze zlapac Anne w gabinecie Jeannotte. Mial do mnie jeszcze zadzwonic i opowiedziec mi, czego dowiedzial sie w ciagu dnia.

Na kolacje zjadlam salatke nicejska z rogalikami, potem zrobilam sobie dluga kapiel i przebralam sie w stary dres. Wciaz bylo mi zimno, wiec stwierdzilam, ze rozpale w kominku. Skonczyly mi sie duze kawalki drewna i musialam uzyc zmietych w kulki gazet oblozonych drewnem na rozpalke. Zmarzniety deszcz stukal o szyby, kiedy tak rozpalalam ogien wgapiona w plomienie.

Osma czterdziesci. Wzielam dzienniki Belangera i przelaczylam na kanal muzyczny w nadziei, ze jakis znany rytm pomoze mi sie uspokoic. Zostawione bez kontroli, moje mysli biegaly jak koty w nocy, baraszkujace i halasujace, a moj niepokoj osiagnalby taki poziom, ze o spaniu nie byloby mowy.

Nic z tego. W telewizji starali sie jak mogli, ale i tak nie moglam sie skoncentrowac.

Zerknelam na ogien. Plomienie zmienily sie w kilka jezyczkow tanczacych wokol kawalka drewna na spodzie. Podeszlam do paleniska, z kilku stron gazet uformowalam kulki i dolozylam je do ognia.

W tym momencie cos mi sie przypomnialo.

Gazety!

Zapomnialam o mikrofilmie!

Poszlam do sypialni, wyjelam kopie, ktore zrobilam w bibliotece McGill, i wrocilam z nimi na kanape. Znalezienie artykulu w La Press zabralo mi doslownie chwile.

Вы читаете Dzien Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату