Ponad gestwina otaczajacych mnie glow, staralam sie wypatrzyc czapke St. Jacquesa, ale okazalo sie to niemozliwe. Zaczelam przemieszczac sie w strone miejsca, gdzie go widzialam, przedzierajac sie przez tlum, jak lodolamacz na rzece Sw. Wawrzynca,

Prawie sie udalo. Bylam juz blisko Ste. Catherine, kiedy mocno zlapano mnie z tylu.

Reka wielkosci rakiety do tenisa zacisnela sie na moim gardle i cos gwaltownie pociagnelo moja kitke w dol. Broda wyskoczyla mi do gory i poczulam albo uslyszalam, ze cos strzyknelo mi w szyi. Reka pociagnela mnie do tylu i rozplaszczyla na klatce piersiowej jakiegos robotnika o posturze yeti Czulam cieplo jego ciala i pot wsiakajacy w moje wlosy i plecy. Jakas twarz zblizyla sie do mojego ucha i poczulam zapach stechlego wina, dymu papierosowego i starych chipsow.

– Ej, cizio, co ty, kurwa, wyrabiasz?

Nie moglabym odpowiedziec, nawet jakbym chciala. To chyba jeszcze bardziej go rozwscieczylo, wiec puscil moje wlosy i szyje, polozyl obie rece na moich plecach i gwaltownie, mocno mnie popchnal. Glowa poleciala mi do przodu, jak wystrzelona z katapulty, a pchniecie bylo tak silne, ze wpadlam na kobiete w bardzo krotkich spodniach i butach na szpilkach. Krzyknela i ludzie wokol nas rozstapili sie. Wyrzucilam rece, probujac w ten sposob odzyskac rownowage, ale bylo juz za pozno. Przewrocilam sie, uderzajac sie mocno o czyjes kolano.

Kiedy upadlam na chodnik, przejechalam jeszcze kawalek po nim, zdrapujac sobie skore z policzka i czola, ale prawie natychmiast odruchowo oslonilam glowe ramionami. Czulam w uszach pulsujaca krew. Czulam, ze kawalek zwiru z nawierzchni chodnika wbil mi sie w prawy policzek i wiedzialam, ze zdarlam sobie skore. Kiedy usilowalam rekoma odepchnac sie od chodnika, ciezko stapnal na nie jakis but, miazdzac mi palce. Nie widzialam nic oprocz kolan, nog i stop, kiedy tlum przewalal sie nade mna. Ludzie w ogole wydawali sie mnie nie zauwazac – do momentu, kiedy mieli sie juz o mnie potknac.

Przewrocilam sie na bok i ponownie sprobowalam sie podniesc, chociaz na czworaki, ale niezamierzone ciosy przechodzacych stop i nog nie pozwalaly mi sie wyprostowac. Nikt sie nie zatrzymal, zeby mnie oslonic albo pomoc.

Potem uslyszalam rozezlony glos i poczulam, ze tlum nieco sie cofa. Wokol mnie zrobilo sie nieco przestrzeni i kolo mojej twarzy pokazala sie jakas reka, jej palce popedzaly mnie niecierpliwym gestem. Chwycilam ja i podnioslam sie, z radoscia witajac promienie slonca i tlen.

Reka nalezala do Claudela. Kiedy powoli i z bolem stawalam na nogi, druga, wyciagnieta reka powstrzymywal napierajacy tlum. Widzialam, ze rusza ustami, ale zupelnie nie rozumialam, co mowi. Jak zwykle, wydawal sie poirytowany. Mimo tego, nigdy nie wygladal tak dobrze. Skonczyl mowic przyjrzal mi sie dokladnie. Zauwazyl poszarpana rane na prawym kolanie, starta skore na lokciach. Jego oczy spoczely na moim prawym policzku. Tu tez skora byla starta i krwawilam, prawy policzek zaczynal puchnac, a oko robilo sie coraz mniejsze.

Puscil moja reke, wyciagnal z kieszeni chustke i gestem wskazal na moja twarz. Kiedy siegalam po chustke reka mi sie trzesla. Starlam z twarzy krew i zwir, zlozylam chustke wpol, po czym czysta strona przylozylam ja do policzka.

Claudel pochylil sie w moja strone i krzyknal mi do ucha.

– Niech sie pani trzyma blisko mnie!

Pokiwalam glowa.

Zaczal przepychac sie w zachodnia strone Berger, gdzie tlum nie byl tak gesty, jak tutaj. Ruszylam za nim na nogach jak z gumy. Po chwili skrecil zaczal przedzierac sie w kierunku samochodu. Rzucilam sie do przodu chwycilam go za ramie. Zatrzymal sie i spojrzal na mnie pytajaco. Gwaltownie potrzasnelam glowa, a jego brwi na chwile przestaly tworzyc normalne dla niego V i teraz wygladal zywcem jak Stan Laurent!.

– On jest tam! – krzyknelam, wskazujac w przeciwna strone. – Widzialam go.

Mezczyzna w komicznym przebraniu przecisnal sie kolo mnie. Jadl akurat loda i czerwone krople kapiace z topniejacego stozka sciekaly po jego brzuchu. Wygladalo to jak rozbryzgana krew.

Claudel zmarszczyl brwi.

– Idzie pani do samochodu – rzucil nakazujaco.

– Widzialam go, na Ste. Catherine! – powtorzylam, myslac, ze moze nie slyszal. – Przed Les Foufounes Electriques! Biegl w strone St. Laurent! – Nawet ja slyszalam w swoim glosie histerie.

Zwrocilo to jego uwage. Wahal sie chwile, oceniajac moje rany na policzku i konczynach.

– Dobrze sie pani czuje?

– Tak.

– Pojdzie pani do samochodu?

– Tak!

Odwrocil sie, zeby ruszyc do auta,

– Niech pan poczeka. – Jedna po drugiej, unioslam swoje trzesace sie nogi nad zardzewialym, metalowym drutem rozciagnietym na wysokosci kolan, odgradzajacym niezagospodarowana dzialke od ulicy, podeszlam do jakiegos innego bloku betonu i weszlam na niego. Rozgladalam sie po morzu glow, szukajac pomaranczowej baseballowki, ale bez rezultatu. Kiedy wodzilam wzrokiem po tlumie, Claudel co chwila na mnie spogladal niecierpliwie, patrzac to na skrzyzowanie, to na mnie. Przypominal mi psa zaprzegowego czekajacego na wystrzal.

W koncu potrzasnelam glowa i rozlozylam rece.

– Niech pan idzie. Jeszcze sie rozejrze.

Rozpychajac sie lokciami, ruszyl wzdluz niezagospodarowanej dzialki w strone, ktora mu wskazalam. Tlum na Ste. Catherine byl wiekszy, niz kiedykolwiek przedtem i juz po chwili jego glowa zniknela mi z oczu. Wydawalo sie, ze tlum go wchlonal, jak grupa antycial znajdujacych i otaczajacych obce bialko. W jednej chwili byl jednostka, a w nastepnej juz tylko anonimowa kropka w masie ludzkiej.

Wypatrywalam tak dlugo, az zaczelam widziec nieostro, ale pomimo tego, ze za wszelka cene staralam sie namierzyc Charbonneau albo St. Jacquesa, i tak mi sie nie udalo. Za St. Urbain zauwazylam radiowoz przebijajacy sie przez tlum. Mial wlaczona syrene, migotalo czerwone i niebieskie swiatlo, ale rozbawieni ludzie ignorowali to, wiec samochod pelzl bardzo powoli. W pewnym momencie mignelo mi przed oczyma cos pomaranczowego, ale okazalo sie, ze byl to tygrys z ogonem i w tenisowkach na grubej podeszwie. Chwile pozniej kobieta z tygrysia glowa w reku przeszla kolo mnie, popijajac piwo.

Slonce prazylo niemilosiernie, a mnie strasznie bolala glowa. Czulam, jak na startym policzku zastyga mi strup. Caly czas przeszukiwalam oczyma tlum. Nie dawalam za wygrana az do momentu, kiedy wrocili Charbonneau i Claudel. Ale wiedzialam, ze cala ta sytuacja zakrawala na farse. Swiety Jan sprzyjal naszemu zbiegowi i udalo mu sie uciec.

Godzine pozniej zebralismy sie przy samochodzie. Obydwaj detektywi zdjeli marynarki i krawaty, po czym polozyli je na tylnych siedzeniach. Na ich twarzach lsnily krople potu splywajace za kolnierzyki koszul. Koszule na plecach i pod pachami mieli kompletnie przemoczone, a twarz Charbonneau przybrala kolor malinowej tarty. Z przodu wlosy mial zmierzwione i przypominal mi niechlujnie ostrzyzonego sznaucera. Moja bluza wisiala na mnie sztywno, a spodnie od dresu byly tak mokre, jakbym je wlozyla na siebie od razu po wyjeciu z pralki. Nasze oddechy powoli sie uspokoily i kilkanascie razy powtarzalismy “kurwa', a kazdy mial w tym swoj udzial.

– Merde – rzucil Claudel. Byla to delikatniejsza wersja.

Charbonneau schylil sie i z marynarki lezacej w samochodzie wyciagnal paczke playersow. Przysiadl na zderzaku, zapalil papierosa i kacikiem ust wypuscil dym.

– Sukinsyn poruszal sie w tlumie, jak karaluch w gownie.

– Zna okolice – powiedzialam, powstrzymujac sie od obejrzenia rany na policzku. -To mu pomaga.

Palil przez chwile w milczeniu.

– Mysli pani, ze to ten facet od bankomatu?

– Nie mam zielonego pojecia. Nie widzialam jego twarzy.

Claudel zachnal sie, po czym wyciagnal z kieszeni chusteczke i zaczal wycierac pot z karku.

Spojrzalam na niego moim zdrowym okiem.

– Zdolal go pan zidentyfikowac?

Kolejne zachniecie.

Widzialam, jak potrzasa glowa i moje postanowienie, zeby trzymac jezyk za zebami, nie wytrzymalo proby.

– Traktuje mnie pan, jakbym byla opozniona w rozwoju, monsieur Claudel, i zaczyna mnie pan wkurzac.

Вы читаете Zapach Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×