Usmiechnal sie ironicznie.

– Jak tam pani twarz? – spytal.

– Wspaniale! – rzucilam zza zacisnietych zebow. – W moim wieku darmowe zabiegi kosmetyczne to nie lada gratka.

– Nastepnym razem, jak bedzie miala pani ochote na bawienie sie w policjantke, prosze nie liczyc na to, ze bede pania zdrapywal z chodnika.

– Nastepnym razem niech pan lepiej przeszuka mieszkanie podejrzanego, to nie bede musiala sie bawic. – Krew pulsowala mi w skroniach, a piesci zaciskalam tak mocno, ze paznokcie wpijaly mi sie w dlonie.

– No dobra. Dajcie se na luz – powiedzial Charbonneau, wyrzucajac niedopalek wysoko w gore. – Chodzmy przetrzasnac jego mieszkanie.

Odwrocil sie do policjantow, ktorzy stali obok w milczeniu.

– Wezwijcie ekipe.

– Zalatwione – rzekl wyzszy i ruszyl w strone radiowozu. Reszta z nas w milczeniu skierowala sie za Charbonneau do budynku z czerwonej cegly i ponownie weszlismy na korytarz. Drugi policjant czekal na zewnatrz.

Pod nasza nieobecnosc ktos zamknal drzwi zewnetrzne, ale te prowadzace do numeru 6 byly ciagle otwarte. Weszlismy do pokoju i zajelismy te same pozycje, co przedtem, jak aktorzy w sztuce sluchajacy polecen rezysera.

Ruszylam w glab pokoju. Kuchenka teraz byla juz zimna, a spaghetti nie zrobilo sie bardziej apetyczne. Na krawedzi patelni krecila sie mucha, co skojarzylo mi sie z duzo bardziej przerazajacymi resztkami, ktore mogl porzucic mieszkajacy tu czlowiek. Nic sie nie zmienilo.

Podeszlam do drzwi w przeciwleglym prawym rogu pokoju. Na podlodze lezaly kawalki gipsu, ktore odpadly, kiedy klamka z duza sila uderzyla w sciane. Drzwi byly uchylone i widac bylo przez nie drewniane schody prowadzace na nizsze pietro. Na poczatku byl jeden stopien wychodzacy na podest, po czym schody skrecaly pod katem prostym w prawo i ginely w ciemnosci. Wzdluz tylnej sciany, na podlodze podestu stal rzad puszek. Na wysokosci oczu, z drewna sterczaly zardzewiale haki. Na lewej scianie zauwazylam wlacznik swiatla, skad wystawaly klebiace sie gole druty, jak robactwo i w skrzyni z jedzeniem,

Charbonneau przylaczyl sie do mnie i dlugopisem uchylil szerzej drzwi. Wskazalam na gniazdko, a on piorem nadusil przycisk. Gdzies w dole zapalila sie zarowka, oswietlajac pierwszy stopien. Wsluchiwalismy sie w ciemnosc, ale panowala tam zupelna cisza. Claudel stanal za nami.

Charbonneau zszedl na podest, zatrzymal sie na chwile, po czym zaczal i powoli schodzic w dol. Ruszylam za nim, czujac jak kazdy schodek ugina sie i pode mna. Pokaleczone nogi trzesly sie pode mna, jakbym wlasnie skonczyla maraton, ale powstrzymalam sie od dotykania scian. Zejscie bylo waskie i przed soba widzialam tylko ramiona Charbonneau.

Na dole powietrze bylo wilgotne i zatechle. Policzek piekl mnie, jakby byl z lawy, wiec chlod przyniosl mi ulge. Rozejrzalam sie wokol. Byla to normalna piwnica, o powierzchni mniej wiecej polowy budynku. Tylna sciana byla zbudowana z niewykonczonych zuzlowych blokow i musiala zostac postawiona, zeby przedzielic kiedys wieksze pomieszczenie. Z przodu, po prawej stronie stala metalowa balia, a przy niej drewniana laweczka. Odchodzily od niej platy rozowej farby. Pod nia lezalo kilka szczotek, ktorych wlosie bylo pozolkle i spowite pajeczynami. Na scianie wisial starannie zwiniety czarny waz ogrodowy.

Ogromny piec wypelnial przestrzen po prawej stronie. Wystajace z niego metalowe rury wygladaly jak konary debu. Wokol podstawy pieca lezalo mnostwo smieci. W slabym swietle zauwazylam polamane ramki do zdjec, kola rowerowe, powyginane i poskrecane krzesla ogrodowe, puste puszki po farbach i komode. Rupiecie wygladaly jak ofiara zlozona bogowi druidow.

Na srodku pomieszczenia wisiala gola zarowka i emitowala mniej wiecej jeden wat swiatla. To bylo wszystko. Reszta piwnicy byla pusta.

– Skurwysyn musial czekac na samej gorze – powiedzial Charbonneau, patrzac w gore schodow, opierajac rece na biodrach.

– Madame tlusta mogla nas uprzedzic, ze gosciu ma tu swoja kryjowke – zauwazyl Claudel, grzebiac w stosie rupieci czubkiem buta. – Idealna dla Salmana Rushdiego.

Zaimponowalo mi jego literackie odniesienie, ale postanowilam jednak ponownie trzymac jezyk za zebami i tylko obserwowac rozwoj wypadkow, wiec nic nie powiedzialam. Zaczynaly mnie bolec nogi i cos bylo mocno nie tak z moja szyja.

– Skurwiel mogl nas zalatwic zza tych drzwi.

Charbonneau i ja nie odpowiedzielismy. Pomyslelismy o tym samym.

Charbonneau opuscil rece, podszedl do schodow i zaczal wchodzic na gore. Ruszylam za nim, czujac sie jakbym byla jego giermkiem. Kiedy znalazlam sie w pokoju, uderzyla mnie fala goracego powietrza. Podeszlam do prowizorycznego stolu i zaczelam przygladac sie kolazowi zdobiacemu sciane nad nim.

W srodku byl duzy plan Montrealu, otoczony wycinkami z gazet i magazynow. Po prawej stronie wisialy standardowe pornograficzne zdjecia, potomstwo Playboya i Hustlera. Spogladaly z nich mlode kobiety, ktorych ciala byly nienaturalnie powyginane: albo byly zupelnie nagie, albo odziane nader skapo. Niektore mialy nadete usta, inne byly w zachecajacych pozach, jeszcze inne udawaly orgazm. Zadna z modelek nie byla specjalnie przekonywajaca. Autor kolazu mial eklektyczne gusta. Nie widac bylo zadnych preferencji co do budowy ciala, rasy czy koloru wlosow. Zauwazylam, ze krawedzie wszystkich zdjec byly starannie przyciete. Wszystkie byly umieszczone w jednakowej odleglosci od sasiednich i przytwierdzone pinezkami.

Wyciete z gazety artykuly zajmowaly miejsce po lewej stronie planu. Wiekszosc pochodzila z prasy francuskiej, chociaz bylo tez kilka po angielsku. Zauwazylam, ze wszystkim angielskim towarzyszyly zdjecia.

Pochylilam sie i przeczytalam pare zdan o pracach wykopaliskowych w jakims kosciele w Drummindville. Przenioslam wzrok na artykul o porwaniu w Senneville, a potem moje oczy spoczely na reklamie Videodrome'u, ktory byl rzekomo najwiekszym dystrybutorem filmow pornograficznych w Kanadzie. Bylo zdjecie ze striptizu w Allo Police, na ktorym widac bylo “Babette' skrepowana lancuchami i przystrojona skorzanymi podwiazkami. Jakis inny wycinek dotyczyl wlamania w St.-Paul-du-Nord, gdzie wlamywacz z koszul nocnych ofiary zrobil kukle, wielokrotnie przedziurawil ja nozem i zostawil na jej lozku. Potem zauwazylam cos, co ponownie zmrozilo mi krew w zylach.

W swojej kolekcji St. Jacques starannie wycial i przytwierdzil pinezkami blisko siebie trzy artykuly. Kazdy z nich opisywal seryjnego morderce. W odroznieniu od innych, te wycinki wygladaly na kserowki. Pierwszy po swiecony byl Leopoldowi Dionowi, “Potworowi z Pont Rouge'. Wiosna 1963 roku policja znalazla go w jego domu razem z czterema cialami mlodych mezczyzn. Wszyscy zostali uduszeni.

Drugi opisywal wyczyny Wayne'a Clifforda Bodena, ktory dusil i gwalcil kobiety w Montrealu i Calgary od 1969 roku. Kiedy aresztowano go w 1971, mial na koncie cztery ofiary. Na marginesie wycinka ktos napisal “Bili l'etrangleur'.

Trzeci artykul dotyczyl kariery Williama Deana Christensona, alias Billa l'etranguleur, Rozpruwacza z Montrealu. Zabil, skrocil o glowe i pocwiartowal dwie kobiety na poczatku lat osiemdziesiatych.

– Spojrzcie na to. – Nie zwracalam sie konkretnie do zadnego z nich. Pomimo panujacej w pokoju duchoty, czulam chlod na calym ciele.

Charbonneau stanal za mna

– Oh, baby, baby – zaintonowal matowym glosem, kiedy zauwazyl zdjecia po prawej stronie planu. – Te detale sa niezle.

– Tutaj – powiedzialam, wskazujac na artykuly. – Niech pan lepiej spojrzy na te.

Claudel przylaczyl sie do nas i obaj mezczyzni bez slowa wodzili oczyma po wycinkach. Czuc bylo od nich zapach potu, wypranej bawelny i wody po goleniu. Z ulicy dobiegl mnie kobiecy glos wolajacy Sophie i zastanawialam sie przez chwile, czy wzywa psa czy dziecko.

– Kurwa mac – wycedzil Charbonneau, kiedy zrozumial, czego dotycza artykuly.

– To nie znaczy, ze to on jest Charlie Mansonem – zachnal sie ironicznie Claudel.

– Nie. Pewnie pracuje nad doktoratem.

Вы читаете Zapach Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×