– A teraz niech pan spojrzy w lewo. Widzi pan waski rowek?

Przez chwile nic nie mowil, kiedy nastawial ostrosc.

– Wyglada bardziej na klin. Nie jest kwadratowe. Nie jest takie szerokie.

– No wlasnie. To jest zrobione nozem. Wyprostowal sie. Z okularami.

– Slady po nozu maja okreslony wzor. Zdecydowana wiekszosc z nich biegnie rownolegle do falstartow, a niektore nawet je przecinaja. Poza tym na stawie biodrowym i kregoslupie sa tylko takie slady.

– Co znaczy?

– Niektore slady po nozu sa nad sladami po pile, a niektore pod, wiec robiono naciecia raz przed, a raz po pilowaniu. Podejrzewam, ze przecinal cialo nozem, rozcinal stawy pila, po czym konczyl robote nozem, moze przecinal miesnie i sciegna, ktore ciagle jeszcze spajaly kosci. Oprocz nadgarstkow, wszedzie przecinal dokladnie w stawach. Z jakiegos powodu odcial dlonie nad nadgarstkami, przepilowujac kosci.

Pokiwal glowa.

– Skrocil Isabelle Gagnon o glowe i otworzyl jej tulow przy pomocy samego noza. Na kregach nie ma sladow po pile.

Przez chwile oboje milczelismy, zastanawiajac sie nad tym. Chcialam, zeby wszystko do niego dobrze dotarlo, nim powiem reszte.

– Przyjrzalam sie tez Trottier.

Spojrzal na mnie swoimi lsniacymi oczyma. Na jego koscistej twarzy malowalo sie napiecie, jakby przygotowywal sie na to, co mu oznajmie.

– Slady sa identyczne.

Przelknal sline i wzial gleboki oddech. Potem zaczal mowic bardzo cichym glosem.

– W zylach tego goscia musi plynac freon…

Ryan odepchnal sie od blatu dokladnie w momencie, kiedy w drzwiach pojawila sie glowa stroza. Oboje odwrocilismy sie, zeby na niego spojrzec. Mezczyzna widzac nasze powazne twarze natychmiast sie oddalil.

Oczy Ryana ponownie spoczely na moich. Miesnie jego szczeki zacisnely sie.

– Niech pani o tym poinformuje Claudela. Chyba rzeczywiscie pani cos ma.

– Najpierw chcialabym sprawdzic jeszcze kilka rzeczy. Potem poinformuje Kapitana Przyjemniaczka.

Wyszedl, nie mowiac “do widzenia', a ja skonczylam chowanie kosci. Zostawilam pudelka na stole i wychodzac zamknelam laboratorium na klucz. Kiedy przechodzilam przez glowny hol przy wejsciu do budynku, zauwazylam, ze na zegarze wiszacym nad windami jest 6:30. Za oknami w gestniejacym mroku migotaly juz swiatla. Znowu bylam w budynku tylko ja i sprzataczki. Wiedzialam, ze jest juz za pozno, zeby zrobic cokolwiek z tego, co sobie zaplanowalam, ale i tak zdecydowalam sie sprobowac.

Minelam swoj gabinet i doszlam wzdluz korytarza az do ostatnich drzwi po prawej stronie. Na malej tabliczce byl napis “Informatique', a pod nim wypisano starannie mniejszymi literami Lucie Dumont.

Trzeba bylo na to dlugo czekac, ale w koncu LML i LSJ zostaly podlaczone do sieci. Pelna komputeryzacje osiagnieto jesienia '93 roku i nieustannie przenoszono cala dokumentacje na banki danych. Byl juz mozliwy dostep do danych dotyczacych biezacych spraw – raporty z wszystkich wydzialow byly zgrupowane w duzych plikach. Sprawy z lat ubieglych byly stopniowo przenoszone do bazy danych. L'Expertise Judiciaire wkroczylo z hukiem w ere komputerow, a Lucie Dumont sprawowala nad wszystkim piecze.

Jej drzwi byly zamkniete. Zapukalam, wiedzac, ze pukanie pozostania bez odpowiedzi. O wpol do siodmej nie bylo tu juz nawet Lucie Dumont.

Poszlam do swojego biura powloczac nogami, wyciagnelam spis czlonkow Amerykanskich Bieglych Sadowych i znalazlam nazwisko, ktorego szukalam. Rzucilam okiem na zegarek i dokonalam szybkich obliczen. Tam bedzie dopiero za dwadziescia piata. Czy za dwadziescia szosta? W ktorej strefie czasowej byla Oklahoma, w strefie czasu gorskiego, czy centralnego?

– Do diabla – powiedzialam, wystukujac kierunkowy i numer telefonu. Ktos podniosl sluchawke i poprosilam Aarona Calverta. Odpowiedziano mi przyjaznym, nosowym glosem, ze rozmawiam z operatorem nocnego serwisu, ale z przyjemnoscia przekaza wiadomosc. Podalam swoje nazwisko i i numer telefonu, ale caly czas nie wiedzialam, z jaka strefa czasowa sie polaczylam.

Nic nie szlo po mojej mysli. Siedzialam chwile nieruchomo, przeklinajac siebie w duchu za to, ze nie pomyslalam o tym wczesniej tego dnia. Potem, nie zniechecona, ponownie siegnelam po sluchawke. Zadzwonilam do Gabby, ale jej nie bylo. Nie odezwala sie nawet automatyczna sekretarka. Sprobowalam jeszcze zlapac ja w jej gabinecie na uniwersytecie i wysluchalam czterech sygnalow. Kiedy juz mialam sie rozlaczyc, ktos z sekretariatu wydzialu podniosl sluchawke. Nie, nie widzieli jej. Nie, nie odbierala poczty od kilku dni. Nie, nie ma w tym nic dziwnego, jest lato. Podziekowalam i odlozylam sluchawke.

– Trzecia proba spalona – powiedzialam na glos. Nie ma Lucy. Nie ma Aarona. Nie ma Gabby. Na Boga, Gabby, gdzie jestes? Nie pozwolilam sobie zastanawiac sie nad tym.

Stukalam dlugopisem w notatnik.

– Pilka poza boiskiem.

Postukalam jeszcze kilkakrotnie.

– Nie wykorzystana sytuacja – dodalam, nie zwracajac uwagi na to, ze metafora nie ma sensu. Stuk. Stuk.

– Dyskwalifikacja.

Odchylilam sie. Wlaczalam i wylaczalam dlugopis, a w koncu pozwolilam mu wystrzelic w gore.

– Drugi wadliwy serwis.

Zlapalam dlugopis i ponownie go wystrzelilam.

– Faul.

Znowu go poslalam w powietrze.

– Czas zmienic strategie.

Zlapalam. Wystrzelilam.

– Czas przygotowac sie na atak przeciwnika.

Zlapalam dlugopis i trzymalam go w rece. Trzeba sie zaprzec. Spojrzalam na dlugopis. Zaprzec sie. No wlasnie.

– Okej – powiedzialam, odpychajac krzeslo od biurka i chwytajac torebke.

Przewiesilam ja przez ramie i wylaczylam swiatlo.

– A niech cie, Claudel!

14

Kiedy dotarlam do mazdy, usilowalam sobie przypomniec ten monolog zlepiony z terminologii sportowej. Bez powodzenia. Blysk geniuszu minal. I oczekiwanie na to, co sobie zaplanowalam na wieczor, czynilo mnie zbyt spieta, zebym byla w stanie tworczo myslec. Pojechalam prosto do domu, zatrzymujac sie tylko po drodze przy Kojaxie, zeby kupic suflaki.

Kiedy weszlam do domu, zignorowalam oskarzycielskie spojrzenie Birdiego i skierowalam sie prosto do lodowki po dietetyczna cole. Postawilam ja na stole obok zatluszczonej torebki zawierajacej moj obiad i rzucilam okiem na automatyczna sekretarke. Odwzajemnila moje spojrzenie, bez slowa i nie migoczac. Gabby nie dzwonila. Ogarnialo mnie wzrastajace poczucie niepokoju – podobnie jak serce dyrygenta pochlonietego muzyka, moje bilo w rytmie prestissimo.

Poszlam do sypialni i zaczelam buszowac w szafce nocnej. To, czego szukalam lezalo zagrzebane w trzeciej szufladzie. Wzielam to do jadalni, rozlozylam na stole, po czym otworzylam cole i wyjelam zawartosc torebki. Bez szans. Widok tlustego ryzu i rozgotowanej wolowiny sprawil, ze moj zoladek gwaltownie sie skurczyl, jak dotkniety krab. Siegnelam po kawalek pity.

Teraz juz z latwoscia znalazlam na planie moja ulice i przesledzilam trase prowadzaca z Centre-ville przez rzeke na poludniowa strone, do St. Lambert. Znalazlszy okolice, ktorej szukalam, rozlozylam mape St. Lambert i

Вы читаете Zapach Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×