srodka.

Przygladalam sie, jak ziemia zbiera sie w maly kopczyk na dnie jamy Cos mi tu nie pasowalo. Potem zrozumialam. Ziemia byla prawie zupelnie sucha. Nawet moj otepialy mozg wiedzial, co to znaczy. Ta jama byla albo przykryta, albo wykopana juz po deszczu.

Przeszly mnie ciarki i zaczelam pocierac ramiona rekoma, zeby zrobilo mi sie cieplej. Caly czas bylam przemoczona, a burza zostawila po sobie zimne powietrze. Ruchy ramion wcale mnie nie rozgrzaly, a latarka nie oswietlala jamy. Spuscilam rece i poprawiam latarke. Dlaczego ktos mialby…

Prawdziwe pytanie przedarlo sie z hukiem do mojej swiadomosci i moj zoladek gwaltownie sie scisnal. Kto? Kto przyszedl tutaj wykopac albo oproznic te dziure? Czy on, albo ona, jest tutaj teraz? Ta mysl pobudzila mnie do dzialania. Okrecilam sie o 360 stopni, oswietlajac teren wokol siebie. Bol przeszyl moja glowe, a serce zaczelo mi bic trzy razy szybciej.

Nie wiem, co spodziewalam sie zobaczyc. Wscieklego dobermana z piana na ustach? Normana Batesa z matka? Hannibala Lectera? A moze slawnego kpiarza George'a Burnsa? Zadne z nich sie nie pojawilo. Bylam sam wsrod drzew, pnaczy i slabego swiatla gwiazd.

Tym, co zobaczylam w niespokojnym promieniu latarki, byla sciezka. Zostawilam swiezy dol i utykajac podeszlam z powrotem do na wpol zakopanego worka. Nogami nagarnelam lisci, zeby go zamaskowac. Ten prowizoryczny kamuflaz nie zmylilby osoby, ktora go tu przyniosla, ale byc moze ukryje worek przed przypadkowym okiem.

Kiedy uznalam, ze worek jest wystarczajaco schowany, wyjelam z kieszeni moj obronny spray i polozylam go na pobliskim drzewie, w miejscu, gdzie rozwidlaly sie galezie, zeby oznaczyc miejsce. Ruszylam sciezka, ale caly czas potykalam sie o pnacza i korzenie i z trudem trzymalam sie na nogach. Przemieszczalam sie bardzo powoli, bo w nogach w ogole nie mialam czucia, jakby je znieczulono do zabiegu.

W miejscu, gdzie sciezka krzyzowala sie ze zwirowa droga, umiescilam po jednej rekawicy w rozwidleniach pobliskich drzew i ruszylam w strony bramy. Bylo mi niedobrze i bylam wyczerpana, a do tego balam sie, ze przegapie wyjscie. Juz niedlugo poziom adrenaliny spadnie i wtedy sie zalamie. Kiedy nadejdzie ten moment, chcialabym juz byc gdzies indziej.

Moja stara mazda stala tam, gdzie ja zostawilam. Nie patrzac ani na lewo, ani na prawo, zataczajac sie, przeszlam przez ulice, nie myslac o tym, kto moze na mnie czekac. Prawie bez czucia, wkladalam reke do kolejnych kieszeni, starajac sie trafic na klucze. Kiedy je znalazlam, przeklelam siebie w duchu za to, ze nosze ich tak wiele na jednym kolku. Trzeslam sie, klelam, dwukrotnie upuscilam klucze, wygrzebalam kluczyki od samochodu, otworzylam drzwi i usiadlam za kierownica.

Zamknelam drzwi, oparlam rece na kierownicy, a na nich glowe. Czulam, ze potrzebuje snu, zeby uciec od rzeczywistosci. Wiedzialam, ze nie wolno ulec mi tej pokusie. Gdzies tam moze ktos byc, obserwowac mnie i zastanawiac sie nad tym, co zrobic.

Kolejnym bledem, przypomnialam sobie, kiedy opadaly mi powieki, byloby pozostanie na miejscu chocby przez chwile.

Fragmenty mysli przebiegaly mi chaotycznie przez glowe. Ponownie pojawil sie George Burns ze swoim credo: “Zawsze mnie interesuje przyszlosc. Mam zamiar spedzic w niej reszte zycia'.

Wyprostowalam sie gwaltownie i opuscilam rece na kolana. Uklucie bolu pomoglo rozjasnic mi umysl.

Nie zwymiotowalam. To byl juz postep.

– Jesli chcesz miec przyszlosc, lepiej zbieraj dupe w troki, Brennan.

Moj glos dudnil w malej, zamknietej przestrzeni, ale on tez pomogl mi wrocic do terazniejszosci. Wlaczylam silnik i na zegarze na tablicy rozdzielczej rozblysly zielone cyfry. 2:15. O ktorej wyszlam?

Caly czas sie trzesac, podkrecilam cieplo, chociaz wcale nie bylam pewna, czy to cos pomoze. Uczucie chlodu tylko po czesci mialo swe zrodlo w wietrze i zimnym, nocnym powietrzu. W mojej duszy panowal inny chlod, ktorego nie sposob ogrzac goracym powietrzem.

Ruszylam, nie patrzac do tylu.

Przesuwalam mydlo po piersiach, wielokrotnie zataczajac nim kolka wokol kazdej z nich. Chcialam, zeby slodko pachnaca piana oczyscila mnie z wydarzen nocy. Zwrocilam twarz w strone rozpryskujacej sie z prysznica wody, ktora bolesnie smagala moja glowe i splywala po ciele. Woda niedlugo zrobi sie zimna. Stalam pod prysznicem juz od dwudziestu minut, starajac sie pozbyc uczucia zimna i uciszyc glosy w mojej glowie.

Goraco, unoszaca sie para i zapach jasminu powinny rozluznic moje miesnie, mnie sama i przyniesc ulge w bolu. Ale tak sie nie stalo. Przez caly czas nasluchiwalam dzwiekow spoza mojego prostokatu pary. Czekalam na dzwiek telefonu. Bojac sie, ze przegapie telefon Ryana, przynioslam ze soba sluchawke do lazienki.

Zadzwonilam na komisariat, jak tylko znalazlam sie w domu, nawet przed zdjeciem z siebie przemoczonych ubran. Dyzurujaca policjantka odniosla sie do mojej prosby sceptycznie, nie chciala budzic detektywa w srodku nocy. Stanowczo odmowila mi podania domowego numeru telefonu Ryna, a zostawilam jego wizytowke w pracy. Stojac na srodku duzego pokoju z pekajaca z bolu glowa, trzesac sie i czujac, ze zoladek przygotowuje sie do kolejnej ofensywy, nie bylam w nastroju do dyskusji. Moje slowa i ton, jakim je powiedzialam, przekonaly ja. Przeprosze jutro.

To bylo pol godziny temu. Czulam tyl glowy. Guz ciagle tam byl. Mialam, wrazenie, ze pod moimi mokrymi wlosami mam jajko na twardo, bardzo wrazliwe na dotyk. Nim weszlam pod prysznic, zrobilam to, co mi zalecano w innych sytuacjach, kiedy uderzono mnie w glowe. Obejrzalam swoje zrenice, odwrocilam mocno glowe w prawo i w lewo i uszczypnelam sie kilkakrotnie w rece i stopy, zeby sprawdzic czucie. Wszystko wydawalo sie na miejscu i dzialalo raczej bez zarzutu. Jesli mialam wstrzas mozgu, to musial byc lekki.

Wylaczylam wode i wyszlam spod prysznica. Telefon lezal tam, gdzie go polozylam, milczacy i obojetny.

Cholera. Gdzie on jest?

Wytarlam sie i wsliznelam w swoj znoszony stary, aksamitny szlafrok i zawinelam wlosy w recznik. Sprawdzilam automatyczna sekretarke, zeby miec absolutna pewnosc, iz nie przegapilam telefonu. Nie palilo sie czerwone swiatelko. Cholera. Odkladajac sluchawke na miejsce, sprawdzilam, czy dziala. Ciagly sygnal. Oczywiscie, ze dziala. Bylam po prostu podniecona.

Polozylam sie na kanapie i postawilam telefon na stoliku. Na pewno wkrotce zadzwoni. Nie ma sensu klasc sie do lozka. Zamknelam oczy, chcac troche odpoczac przed przygotowaniem sobie czegos do jedzenia. Ale zimno, stres, zmeczenie i cios w glowe sprawily, ze ogarnela i powalila mnie taka fala wyczerpania, ze natychmiast pograzylam sie w glebokim, acz niespokojnym snie. Nie bylo tej przyjemnej fazy przejsciowej miedzy snem a jawa, po prostu stracilam swiadomosc.

Stalam na zewnatrz plotu i patrzylam, jak ktos kopie ogromna lopata. Za kazdym razem, kiedy lopata wylaniala sie z ziemi, roilo sie od szczurow. Kiedy spojrzalam na dol, szczury byly wszedzie. Musialam je caly czas kopac, zeby nie wchodzily na moje stopy. Postac z lopata byla widoczna jak za mgla, ale kiedy sie odwrocila, zobaczylam, ze to Pete. Wskazal na mnie i cos powiedzial, ale nie wiedzialam, co. Zaczal do mnie krzyczec i przywolywac mnie gestem. Jego usta byly okraglym, czarnym kolkiem, ktore robilo sie coraz wieksze, wchlanialo jego twarz, zamieniajac ja w przerazliwa maske klowna.

Szczury przebiegaly po moich stopach. Jeden ciagnal glowe Isabelle i Gangnon. Jego zeby kurczowo zaciskaly sie na jej wlosach, kiedy targal ja przez trawnik.

Probowalam uciekac, ale nogi odmowily mi posluszenstwa. Zapadlam sie w ziemie i stalam w grobie, a wokol mnie pojawialo sie coraz wiecej piasku. Z gory spogladali na mnie Charbonneau i Claudel. Usilowalam mowic, ale nie dobywaly sie z moich ust zadne slowa. Chcialam, zeby mnie wydostali Wyciagnelam do nich rece, ale oni nie zwracali na mnie uwagi.

Potem dolaczyla do nich jakas inna postac – mezczyzna w dlugich szatach i dziwacznej czapce. Spojrzal na mnie i spytal, czy bylam bierzmowana. Nie moglam odpowiedziec. Wtedy on powiedzial, ze znajduje sie na terenie nalezacym do kosciola i ze nie moge tu zostac. Powiedzial tez, ze tylko ci, ktorzy pracuja na rzecz kosciola, moga znajdowac sie na jego terenie. Jego sutanna trzepotala na wietrze i balam sie, ze jego czapka spadnie do grobu. Staral sie przytrzymywac swoj ornat jedna reka, a druga wystukiwac numer na telefonie komorkowym. Telefon zaczal dzwonic, ale on to ignorowal. Dzwonil i dzwonil…

Moj telefon na stoliku tez. W koncu zrozumialam, ze to nie ten sam, co w moim snie. Na wpol przytomna, siegnelam po sluchawke.

– Mm. Mhm – powiedzialam ochryplym glosem.

– Brennan?

Вы читаете Zapach Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×