Anglojezyczny. Szorstki. Znajomy. Staralam sie oprzytomniec.

– Tak? – Spojrzalam na nadgarstek. Nie bylo zegarka.

– Mowi Ryan. Lepiej, zeby to bylo cos waznego.

– Ktora jest godzina? – Nie mialam pojecia, czy spalam piec minut czy piec godzin. Na tym polega chyba starzenie sie.

– Pietnascie po czwartej.

– To prosze o sekunde…

Odlozylam sluczawke i powloklam sie do lazienki. Przemylam twarz zimna woda i zabulgotalam, potem podskoczylam jeszcze w miejscu. Wracajac do telefonu, poprawilam turban. Nie chcialam potegowac jego rozdraznienia, kazac mu czekac, ale jeszcze bardziej nie chcialam charczec ani sie platac. Lepiej poswiecic minutke, zeby oprzytomniec.

– No dobra, juz jestem. Przepraszam.

– W czym problem?

– Hm. Pojechalam dzis wieczorem do St. Lambert – zaczelam. Chcialam powiedziec mu wystarczajaco duzo, ale nie wdawac sie w szczegoly kwadrans po czwartej. – Znalazlam miejsce, ktore St. Jacques zaznaczyl X-em. Jest to jakis opuszczony teren koscielny.

– I odszukali mnie o czwartej rano, zebym to uslyszal?

– Znalazlam cialo. Jest w daleko posunietym stanie rozkladu. Sadzac po zapachu, prawdopodobnie zostalo z niego niewiele wiecej, niz szkielet, Musimy tam pojechac natychmiast, zeby ktos sie na nie nie nadzial albo miejscowe psy nie mialy koscielnej kolacji…

Wzielam oddech i czekalam.

– Czy cie czasem nie pojebalo, kobieto?

Nie bylam pewna, czy odnosilo sie to do tego, co znalazlam, czy do tego, ze pojechalam tam sama. Skoro prawdopodobnie mial racje co do drugiej mozliwosci, odpowiedzialam na pierwsza.

– Umiem rozpoznac cialo, kiedy jakies znajde.

Zamilkl na dlugo, po czym spytal:

– Zakopane czy na powierzchni?

– Zakopane, ale bardzo plytko. Kawalek, ktory widzialam, byl odsloniety, a deszcz tylko pogarszal sprawe.

– A nie jest to przypadkiem jakis pieprzony stary cmentarz?

– Cialo jest w plastikowym worku. – Jak Gagnon. I Trottier. Tego nic musialam mowic.

– Cholera. – Uslyszalam trzask zapalki i po chwili dlugi wydech, co i znaczylo, ze zapalil papierosa.

– Moze podjedziemy tam teraz, razem?

– Nie ma mowy.

Slyszalam, jak zaciaga sie papierosem.

– I co to ma znaczyc to “razem'? Przeciez ty masz reputacje wolnego strzelca, Brennan! Mnie nie tak latwo zwiesc! Twoje olewajace podejscie do Claudela moze byc dobre dla niego, ale nie ze mna te numery. Nastepnym razem, jak ci sie zbierze na wycieczki na miejsce zbrodni, wczesniej popytaj czy ktos z wydzialu zabojstw nie ma ochoty sie przylaczyc. Pomimo ze jestesmy zajeci, ciagle jeszcze znajdujemy czas w takich przypadkach.

Nie spodziewalam sie wdziecznosci, ale nie bylam przygotowana na tak wybuchowa odpowiedz. Zaczynalo mnie to zloscic, co wzmacnialo bol w mojej glowie. Czekalam, ale nie bylo ciagu dalszego.

– No to dzieki za tak szybki odzew…

– Nie ma sprawy.

– Gdzie cie zlokalizowali? – Gdyby moj mozg funkcjonowal normalnie, nigdy nie zadalabym tego pytania. Pozalowalam natychmiast.

Po chwili milczenia odparl:

– U przyjaciolki.

Dobry ruch, Brennan. Nic dziwnego, ze byl rozdrazniony.

– Mysle, ze ktos tam byl dzisiejszego wieczora.

– Co?

– Kiedy przygladalam sie cialu, wydawalo mi sie, ze cos uslyszalam, a potem przyjelam taki cios w glowe, ze stracilam przytomnosc. Mnostwo rzeczy latalo w powietrzu, bo byla potworna burza, wiec nie moge byc pewa…

– Jestes ranna?

– Nie.

Znowu milczenie. Prawie slyszalam, jak mysli.

– Wysle kogos, zeby zabezpieczyli to miejsce do rana. Potem wysle tam ekipe. Czy psy tez mamy zabrac?

– Widzialam tylko jeden worek, ale musi byc ich wiecej. Poza tym, wyglada, jakby ktos jeszcze cos tam kopal, wiec to chyba dobry pomysl. Czekalam na odpowiedz. Nie doczekalam sie.

– O ktorej mam byc gotowa? – spytalam.

– Doktor Brennan nie bedzie tam potrzebna. To jest prawdziwe zabojstwo, wiec zajmie sie nim wydzial zabojstw, to nie jest zadna “Sierzant Anderson' dla malolatow.

Teraz bylam juz wsciekla. Krew pulsowala mi w skroniach, a dokladnie miedzy nimi, gleboko w mozgu, czulam zywy ogien.

– “Ta teoria jest bardziej dziurawa niz trasa Trans-Canada' – wypalilam. – “Trzeba by znalezc cos jeszcze'. To sa twoje slowa, Ryan. No wiec znalazlam. I moge ciebie tam zawiezc. Poza tym w tym przypadku wchodzi w gre szkielet. Kosci. To moja dzialka, chyba sie nie myle…

W sluchawce zalegla tak dluga cisza, ze juz myslalam, iz odlozyl sluchawke. Czekalam.

– Podjade o osmej.

– Bede gotowa.

– Brennan?

– No?

– Moze powinnas sobie sprawic kask.

Rozlaczyl sie.

16

Ryan dotrzymal slowa i juz za pietnascie dziewiata zatrzymalismy sie za furgonetka ekipy. Stala nawet nie trzy metry od miejsca, gdzie zaparkowalam wczoraj. Ale byl to zupelnie inny swiat od tego, ktory odwiedzilam poprzedniej nocy. Swiecilo slonce i ulica kipiala zyciem. Samochody i radiowozy staly wzdluz kraweznikow po obu stronach i przynajmniej dwudziestu ludzi w kombinezonach i cywilnych rozprawialo w grupkach.

Gdzieniegdzie widzialam ludzi DEJ, SQ i policjantow z St. Lambert. Kazdy z nich ubrany byl w inny mundur i zdobily ich rozne odznaki. Cale to zgromadzenie przypominalo mi stado roznych ptakow, ktore czasem tworza spontaniczny zlot, pelen jazgotu i swiergotania, gdzie kazdy ptak obwieszcal swoj gatunek kolorem upierzenia i paskami na skrzydlach.

Kobieta z duza torba na ramieniu i mlody mezczyzna obwieszony aparatami palili papierosy, opierajac sie na masce bialego chevy. Jeszcze inny gatunek – prasa. Kawalek dalej, na trawniku przylegajacym do ogrodzenia zdyszany owczarek niemiecki obwachiwal mezczyzne w granatowym kombinezonie. Pies co chwile wypuszczal sie na krotki zwiad, trzymajac nos nisko przy ziemi, zeby po chwili wrocic do tresera, merdajac ogonem i z lbem uniesionym do gory. Wydawal sie niecierpliwic, jakby chcial juz isc i byl zdezorientowany zwloka.

– Cala zaloga juz jest – odezwal sie Ryan, wylaczajac silnik i odpinajac pasy.

Nie przeprosil za to, ze byl niegrzeczny przez telefon, a ja tego nie oczekiwalam. Nikt nie jest w najlepszej formie o czwartej nad ranem. Byl bardzo serdeczny przez cala droge, prawie radosny, pokazywal mi miejsca, gdzie mialy miejsce jakies wydarzenia i opowiadal anegdoty o grabiezach i upodleniu. Jak z wojny. Tutaj, w tym domu, jakas kobieta sprala meza patelnia, a potem zawziela sie na nas. Tam, w tym Poulet Kentucky Frites,

Вы читаете Zapach Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×