– Mozesz tu pokierowac wszystkim, kiedy zajmiemy sie psem?

Bertrand skinal. Jego cialo bylo sztywne, jak otaczajace nas iglaki.

– Zapakujmy to, co mamy, a potem chlopcy z ekipy moga sprawdzic caly teren. Przysle ich.

Zostawilismy Bertranda i Cambronne i ruszylismy za Piquotem w kierunku szczekania. Zwierze zachowywalo sie, jakby bylo doprowadzone do szalu.

Trzy godziny pozniej siedzialam na trawie, analizujac zawartosc czterech workow na ciala. Slonce stalo wysoko i prazylo moje ramiona, ale zupelnie nie radzilo sobie z uczuciem przenikliwego chlodu, ktory czulam w sobie. Piec metrow ode mnie, kolo tresera lezal pies, z glowa oparta na ogromnych, brazowych lapach. Byl to dla niego emocjonujacy ranek.

Trenowane tak, zeby reagowac na zapach rozlozonego badz rozkladajacego sie ciala, psy potrafia znalezc ukryte zwloki z taka sama skutecznoscia, jak urzadzenia na podczerwien wykrywaja cieplo. Nawet gdy gnijace cialo zostanie juz usuniete, psy potrafia zlokalizowac to miejsce. Sa one ogarami smierci. Ten pies dobrze sie spisal, namierzajac jeszcze trzy miejsca, w ktorych zakopane byly szczatki. Za kazdym razem zywiolowo obwieszczal swoje znalezisko, szczekajac, skaczac i szalenczo krecac sie wokol danego miejsca. Zastanawialam sie, czy wszystkie psy wytrenowane do znajdowania cial podchodza do swojej pracy z rowna pasja.

Na wykopanie, posegregowanie i zapakowanie szczatkow potrzeba bylo dwoch godzin. Najpierw wstepnie kataloguje sie znaleziska, a potem sporzadza dokladna liste, w ktorej wymienia sie kazdy fragment kosci.

Rzucilam okiem na psa. Wygladal na rownie zmeczonego, jak ja. Ruszaly sie tylko jego oczy – czekoladowe kule obracajace sie jak miski radarow. Przenosil wzrok z jednej rzeczy na druga, nie ruszajac glowa.

Pies mial prawo byc wyczerpany, zreszta ja tez. Gdy w koncu podniosl glowe, w polu widzenia pojawil sie zwisajacy, drzacy, dlugi i cienki jezyk. Ja nie wystawilam swojego i ponownie pochylilam sie nad lista.

– Ile?

Nie slyszalam, jak podchodzi, ale znalam glos. Zebralam sie w sobie.

– Bonjour, monsieur Claudel. Comment ca va?

– Ile? – powtorzyl.

– Jedno – powiedzialam, nie podnoszac nawet wzroku.

– Brakuje czegos?

Dokonczylam pisac i spojrzalam na niego. Stal na szeroko rozstawionych nogach i zdejmowal folie z kanapki. Na ramieniu wisiala marynarka.

Jak Bertrand, Claudel preferowal naturalne materialy, wiec byl ubrany w bawelniana koszule i spodnie, a do tego plocienna marynarke. Wszystko bylo utrzymane w zielonej tonacji, a jedynym kontrastujacym z caloscia urozmaiceniem byl wzor na krawacie. Gdzieniegdzie byla na nim plamka koloru mandarynki.

– Moze mi pani powiedziec, z czym mamy do czynienia? – Gestykulowal chlebem z kielbasa.

– Tak.

– Tak?

Nie uplynelo jeszcze trzydziesci sekund od jego pojawienia sie, a juz mialam ochote wyrwac te kanapke z reki i wepchnac mu ja do nosa albo jakiegokolwiek innego otworu. Claudel nie wzbudzal we mnie pozytywnych wibracji, nawet kiedy bylam wypoczeta i rozluzniona. A przeciez tego ranka nie bylam. Jak ten pies, mialam dosyc. Nie znajdowalam w sobie dosyc energii ani ochoty na gierki.

– Mamy czesc ludzkiego szkieletu. Prawie nie ma na nim miekkich tkanek. Cialo zostalo pocwiartowane, schowane do workow i zakopane w czterech roznych miejscach, tam. – Wskazalam na teren klasztoru. – Wczoraj w nocy znalazlam jeden worek. Rano pies wytropil pozostale trzy.

Ugryzl kanapke i wpatrywal sie w kierunku drzew.

– Czego brakuje? – Slowa byly znieksztalcone przez kawalki szynki i sera.

Patrzylam na niego nic nie mowiac, zastanawiajac sie, dlaczego tak bardzo rozdraznilo mnie rutynowe pytanie. Chodzilo o jego styl bycia. Przypomnialam sobie moja ostatnia rozmowe z Claudelem. Pozbadz sie zludzen. To jest wlasnie Claudel. Ten czlowiek jest gadem. Spodziewaj sie pogardy i arogancji. Wie, ze mialas racje. Musial juz o wszystkim slyszec. Nie bedzie mogl powiedziec “A nie mowilem'. Musi mu to bardzo doskwierac. To wystarczy. Niech tak bedzie.

Nie odpowiadalam, wiec przeniosl wzrok na mnie.

– Czegos brakuje?

– Tak.

Odlozylam kwestionariusz dotyczacy szkieletu, ktory wypelnialam, i spojrzalam mu prosto w oczy. Zmruzyl je i wrocil do przezuwania. Zastanawialam sie przez krotka chwile, dlaczego nie ma okularow przeciwslonecznych.

– Glowy.

Przestal przezuwac.

– Slucham?

– Brakuje glowy.

– Gdzie ona jest?

– Monsieur Claudel, gdybym to wiedziala, to by jej nie brakowalo. Zauwazylam, ze miesnie szczeki nabrzmialy, ale po chwili sie rozluznily – nie mialo to nic wspolnego z przezuwaniem.

– Cos jeszcze?

– Niby co?

– Czegos jeszcze brakuje?

– Niczego waznego.

Jego umysl przezuwal to, co mu powiedzialam, a jego szczeki kanapke. Kiedy to robil, gniotl folie, w ktora przedtem owiniety byl chleb, tworzac z niej kulke. Schowal ja do kieszeni i wytarl kaciki ust palcem wskazujacym.

– Spodziewam sie, ze nie ma pani nic wiecej do powiedzenia? – Bylo to raczej stwierdzenie, niz pytanie.

– Kiedy zbadam…

– Tak. – Odwrocil sie i odszedl.

Klnac cicho, zapielam oba worki na ciala. Slyszac odglos zamka, pies poderwal glowe. Jego oczy sledzily mnie, kiedy wkladalam notatnik do plecaka i przechodzilam przez droge. Podeszlam do pracownika prosektorium, ktorego talia miala szerokosc detki i powiedzialam, ze skonczylam i ze szczatki mozna zaladowac i ze potem powinny na mnie czekac.

Kawalek dalej na ulicy widzialam Ryana i Bertranda rozmawiajacych z Claudelem i Charbonneau. SQ kontaktuje sie z CUM. Moja paranoja kazala mi byc podejrzliwa wobec tego faktu. Co Claudel im mowil? Cos lekcewazacego na moj temat? Wiekszosc gliniarzy ma rownie okreslone poczucie terytorium jak wyjce – sa zazdrosni o swoj teren, pilnuja swoich dochodzen i chca sluchac tylko swoich wlasnych rozkazow. Claudel byl gorszy, niz inni, ale dlaczego odnosil sie tak pogardliwie akurat do mnie?

Daj sobie spokoj, Brennan. To skurwiel, a ty pokonalas go na jego wlasnym podworku. Na pewno nie jestes jego ulubienica. Przestan zamartwiac sie uczuciami i zacznij myslec o pracy. W gruncie rzeczy, jesli chodzi o twoje przypadki, jestes rownie zaborcza, jak oni.

Rozmowa urwala sie, kiedy podeszlam blizej. Ich zachowanie sprawilo, ze nie odezwalam sie tak ostro, jak zamierzalam, ale ukrylam swoje rozczarowanie.

– Jak tam, pani doktor! – rzucil Charbonneau.

Skinelam glowa i usmiechnelam sie w jego strone.

– To na czym stoimy? – spytalam.

– Twoj szef pojechal jakas godzine temu – odezwal sie Ryan. – Swiatobliwy ojciec rowniez. Ekipa juz konczy.

– Znalezli cos?

Potrzasnal glowa.

– Wykrywacz metalu na cos trafil?

– Piszczy przy kazdym otwieraczu od puszek. – Glos Ryana zdradzal rozdraznienie. – Dlugo juz sie tu zasiedzielismy. A jak ty stoisz?

– Ja juz skonczylam. Powiedzialam chlopakom z prosektorium, ze moga ladowac.

Вы читаете Zapach Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×