akcentach angielskiego z takich miejsc jak York, Glasgow czy Monmouth. Z pewnoscia tutaj zgromadzila sie cala madrosc swiata. Z pewnoscia znajdzie tu nauczycieli.
Dlatego postanowil zostac na troche. Poszedl do college'u w glebi wyspy, ale zamiast wladzy i mocy chcieli go tam uczyc roznych intelektualnych glupstw, wiec Calvin szybko doszedl do wniosku, ze zaden z tych zarozumialych profesorow i tak nie zna sie na niczym pozytecznym. Traktowali go jak wariata. Jeden staruch z biala kozia brodka przez pol godziny go namawial, zeby Calvin pozwolil mu studiowac siebie, niczym jakis dziwny okaz chrzaszcza. Calvin wytrzymal te pol godziny, zeby zdazyc poluzowac szycia wszystkich ksiazek na polkach starucha. Niech sie zastanawia nad jego szalenstwem, kiedy kartki kazdego wyjetego tomu rozsypia mu sie po podlodze.
Profesorowie nie byli wiele warci, ale i ulica okazala sie nie lepsza. Owszem, slyszal o medrcach, magach i innych takich. Cyganie opowiadali o kims, kto rzucal klatwy. Irlandczycy wiedzieli o kaplanie, ktory umial robic niezwykle rzeczy. Francuzi i Hiszpanie slyszeli o czarownicach, swietych dzieciatkach i tym podobnych. Jeden Portugalczyk wspominal wolna czarna kobiete, ktora potrafila krocze wroga uczynic gladkim i czystym jak pacha — podobno tak wlasnie zyskala wolnosc: zrobila to pierworodnemu synowi swego pana i zagrozila, ze zrobi takze jemu. Ale kazda z tych osob jakos znikala. Dowiadywal sie o kims, kto znal medrca, trafial do tego czlowieka i okazywalo sie, ze on zna tylko kogos innego, kto zna medrca. I tak dalej, i tak dalej, jakby konstabl szukal noca uciekiniera, ktory umyka wsrod zaulkow.
Tymczasem jednak Calvin nauczyl sie zycia w miescie i polubil je. Podobalo mu sie, ze moze zniknac w bialy dzien: nikt go tam nie znal. Nikt niczego od niego nie oczekiwal. Czlowiek byl tym, co nosil na sobie. Kiedy tu przybyl, ubrany jak wsiowy prostak, ludzie spodziewali sie, ze bedzie glupi i niezgrabny… i do licha, byl taki. Po kilku dniach zrozumial, ze ubranie go zdradza, wiec kupil uzywana miejska odziez. Ludzie zaczeli z nim rozmawiac. Nauczyl sie tez zmieniac troche wymowe, mowic szybciej, nie zaciagajac. Pozbywal sie wiejskiego akcentu. Wiedzial, ze zdradza go kazde wypowiedziane slowo, ale radzil sobie coraz lepiej. Ludzie nie prosili juz, zeby powtorzyl, co mowil przed chwila. A pod koniec tygodnia nikt by go nie odroznil od innych imigrantow. Lepiej byc nie moglo: nikt przeciez nie pochodzil z Nowego Amsterdamu. Moze z wyjatkiem paru starych holenderskich ziemian, ukrytych w swoich rezydencjach w glebi wyspy.
Nie znalazl w miescie madrosci, tylko plotki o niej. Ale czego wlasciwie sie spodziewal? Ktos, kto naprawde poznal moce starego swiata, nie wsiadlby przeciez na marna lajbe i nie pozeglowal na zachod, ryzykujac zdrowie i zycie, zeby zamieszkac w jakims smietniku w Nowym Amsterdamie. Nie, ludzie z Europy, ktorzy opanowali moc, wciaz byli w Europie — bo oni tam rzadzili, wiec nie mieli powodow do wyjazdu.
A kto jest najpotezniejszy ze wszystkich? Oczywiscie ten, ktorego zwyciestwa wypedzily tych ludzi o kilkunastu jezykach az na amerykanskie brzegi. Ten, ktory przegnal z Francji arystokratow, podbil Hiszpanie, Swiete Imperium Rzymskie, Wlochy i Austrie, a potem nie wiadomo czemu zatrzymal sie na granicach Rosji i na kanale La Manche, po czym zaproponowal pokoj. Ten, kto trzymal teraz kontynent zelazna reka, ale — podobno — z czulym sercem, tak ze nikt we Wloszech, Austrii czy innych krajach, wlasciwie nigdzie, nie pragnal powrotu dawnych wladcow. Ten czlowiek opanowal moc. Od tego czlowieka mogl sie Calvin nauczyc wszystkiego, czego chcial sie dowiedziec.
Jedyny klopot polegal na tym, ze czlowiek tak potezny na pewno nie zechce rozmawiac z biednym chlopakiem z farmy w Wobbish. I jak ten biedny chlopak z farmy w ogole zdola przeplynac ocean? Gdyby tylko Alvin zechcial go nauczyc, jak zmieniac zelazo w zloto… Tak, to by sie przydalo.
Calvin wyobrazil sobie cala lokomotywe parowa zmieniona w czyste zloto. Rozpalic pod kotlem, to sie roztopi — ale roztopi sie w kaluze zlota. Wystarczy zanurzyc chochle i odlewac, a mialby na przejazd do Francji, i to nie w ladowni. Rejs pierwsza klasa, a w Paryzu najlepszy hotel. I jeszcze eleganckie ubranie. Gdyby wszedl tak do amerykanskiej ambasady w Paryzu, lokaje klanialiby sie nisko, szurali nogami i zaprowadzili Calvina prosto do ambasadora, ambasador zas prosto do palacu cesarza, gdzie by go przedstawil samemu Napoleonowi. Napoleon by zapytal: „Dlaczego mam z toba rozmawiac, ze zwyklym obywatelem niewaznego panstewka w dzikich krainach na zachodzie?” A Calvin wyjalby z kieszeni trzy garscie zlota, wcisnal Napoleonowi w rece i powiedzial: „He jeszcze ci trzeba, sir? Potrafie zrobic wiecej”. A Napoleon na to: „Moge kupowac zloto za wszystkie podatki Europy. Po co mi ta nedzna garstka?” Wtedy Calvin: „Teraz masz wiecej, niz miales przed chwila. Spojrz, sir, na swoje guziki”. Napoleon spojrzalby na mosiezne guziki plaszcza i zobaczyl, ze tez sa ze zlota. I by powiedzial: „Czego ode mnie zadasz, sir?” Tak jest, nazwalby Calvina „sir”, a Calvin by odparl: „Pragne tylko, bys mnie nauczyl mocy”.
Tyle ze gdyby Calvin umial zmieniac zelazo czy mosiadz w zloto, nie potrzebowalby pomocy od Napoleona Bonaparte, cesarza swiata czy jaki tam bezsensowny tytul nadal sobie przy ostatnim swiecie. To bylo kolejne bledne kolo z tych, na ktore ciagle ostatnio trafial. Gdyby potrafil zwrocic na siebie uwage Napoleona, to pomoc Napoleona nie bylaby mu potrzebna. A ze potrzebowal Napoleona, nie mial zadnej szansy, by ktorys z dworzan dopuscil go do cesarza.
Calvin nie byl glupi. Nie byl prostakiem, niewazne, co o nim mysleli ludzie z miasta. Wiedzial, ze ludzie potezni nie urzadzaja sobie pogaduszek z byle kim.
Ale przeciez mam jakas moc, myslal. Mam jakas moc i potrafie utorowac sobie droge, kiedy juz przeplyne staw. Ludzie wykwintni nazywaja Ocean Atlantycki stawem. Kiedy przeplyne staw. Moze bede musial nauczyc sie francuskiego, chociaz podobno Napoleon mowi po angielsku — zostalo mu to z czasow, kiedy sluzyl jako general w Kanadzie. Tak czy inaczej, dostane sie do niego, a on przyjmie mnie na ucznia. Nie takiego, ktory obejmie po nim cesarstwo, ale takiego, ktory sprobuje dokonac tego samego w Ameryce: zebrac Kolonie Korony, Nowa Anglie i Stany Zjednoczone pod jednym sztandarem. I jeszcze Kanade. I Floryde. A potem moze warto bedzie spojrzec poza Mizzipy i przekonac sie, czy stary Tenska-Tawa potrafi zatrzymac Stworce, ktory postanowil wkroczyc i podbic kraj Czerwonych.
Marzenia… Glupie marzenia chlopaka, ktory sypia w taniej noclegowni i lapie sie byle jakich zajec, zeby zarobic pare centow dziennie. Calvin wiedzial o tym, ale wiedzial tez, ze jesli takiego talentu jak swoj nie potrafi zamienic na pieniadze, to nie zasluguje na nic lepszego niz twarde lozko, marne jedzenie i ciezka praca.
Osiagnal przynajmniej jedno: ludzie na ulicy przyzwyczaili sie juz do faktu, ze Calvin czegos szuka. I wreszcie stara kobieta, od ktorej kupowal jablka — dala mu jablko pierwszego dnia w miescie, kiedy nie mial pieniedzy, bo sama pochodzila ze wsi, jak wyjasnila; od tego dnia nie znalazla w swoich owocach ani jednego robaka czy muchy — powiedziala:
— Chyba rozmawiales juz z Zakrwawionym? On zna sie na roznych rzeczach.
— Zakrwawionym?
— No wiesz, tym, co opowiada straszne historie, a kiedy nikogo nie spotka, komu by mogl opowiedziec, to rece splywaja mu krwia. Wszyscy znaja Zakrwawionego. Przybyl tutaj, bo ciazy na nim klatwa. Codziennie musi znalezc kogos nowego i powtorzyc mu swoja historie, a gdzie indziej moglby miec ciagle nowych ludzi?
Oczywiscie, Calvin dobrze wiedzial, o kim mowi staruszka.
— Harrison jest tutaj?
— Znasz go?
— Wiem o nim. Nazywal sie… nazywal siebie gubernatorem Wobbish. Przez jakis czas. Wyrznal ludzi Tenska-Tawy nad Chybotliwym Kanoe.
— To ten sam. Straszna historia. Bogu dzieki, ze tylko raz musialam jej wysluchac. Ale jest jakas moc w tym, ze krew mu plynie z rak. Rozumiesz, to przeciez dziwne, prawda? O roznych tu sie slyszy, ale czlowiek nigdy nie widzi, zeby cos rzeczywiscie robili. Ale krew widzisz. To pewno moc.
— Pewno tak. — I zaraz sie poprawil: — Mysle, ze tak.
— Rownie dobrze mozesz powiedziec: „Przypuszczam, ze to prawda”, jak juz chcesz tak fikusnie mowic.
— Nie chce mowic po wiejsku i tyle.
— To lepiej sie naucz po francusku. Wszyscy bogaci tak mowia. Jestesmy w holenderskim miescie, gdzie ludzie rozmawiaja po angielsku, a ci chodza do swoich eleganckich restauracji i zamawiaja jedzenie po francusku! A co Francuzi maja do Nowego Amsterdamu? Chcesz jesc po francusku, to jedz do Kanady, zawsze to powtarzam.
Sluchal jej przemowy, dopoki nie zdolal sie uwolnic — to znaczy, dopoki nie znalazl sie klient — po czym wyruszyl na poszukiwanie Harrisona. Bialego Mordercy. Oczywiscie wiedzial o ciazacej na nim klatwie, z opowiesci wlasnego ojca i sasiadow. Czasem wyobrazal sobie, jak Harrison wedruje po wiejskich drogach, od miasteczka do miasteczka, a ludzie przepedzaja go, zanim wejdzie i rozpocznie swoja straszna opowiesc. Nie przyszlo mu do