Calvin szybko zrozumial, ze zdobycie tylu pieniedzy, by wystarczylo na podroz do Europy pierwsza klasa, zajmie mu strasznie duzo czasu. Duzo czasu i ciezkiej pracy. Ani jedno, ani drugie nie wydalo mu sie atrakcyjne.
Nie umial zmieniac zelaza w zloto, ale umial robic inne sztuki. Dlugo sie nad nimi zastanawial. Nie byl pewien, ale wydawalo mu sie, ze banki nie zdolaja trzymac go z dala od swoich skarbcow, jesli zacznie pracowac nad tym, co trzyma je razem. Mimo to mogli go przy tym zlapac, co przekresliloby jego marzenia. Myslal juz, czy nie otworzyc kramu jako Stworca, ale zwrocilby na siebie uwage i zyskal slawe, ktora pozniej pewnie by mu zaszkodzila; narazilby sie tez na nieuniknione oskarzenia o szarlatanerie. I tak slyszal juz plotki o Alvinie — czy raczej o kowalskim uczniu, ktory zelazny plug zamienil w zloty. Wielu z tych, co je powtarzali, przewracalo przy tym oczami, jakby dodajac: akurat jakis wiejski parobek z zachodu ma talent Stworcy, jasna sprawa.
Calvin zalowal czasami, ze nie ma innego talentu. Moglby na przyklad byc zagwia — to by sie przydalo. Wiedzialby, jakie nieruchomosci kupowac albo w jaki statek zainwestowac pieniadze. Ale nawet wtedy musialby szukac partnera do wylozenia tych pieniedzy, ktorych przeciez nie mial. Zreszta nie planowal siedzenia w Nowym Amsterdamie tak dlugo, az sie wzbogaci. Chcial sie uczyc Stwarzania i wszystkiego, co jeszcze mogl mu pokazac Napoleon. A skoro tak wysoki postawil sobie cel, drobni kupcy z Manhattanu nie byli dla niego odpowiednimi partnerami.
Ale na wszystko istnieje wiecej niz jeden sposob, jak mowi przyslowie. Jesli nie wiedzial, jak latwo zdobyc pieniadze na rejs pierwsza klasa, dlaczego by nie udac sie do poczatku wszystkich rejsow? Wkrotce wiec spacerowal po nabrzezach Manhattanu, wzdluz brzegow Hudsonu i East River. Spacer okazal sie ciekawy sam w sobie; Calvin chlonal widoki dlugich, smuklych zaglowcow i ciezkich, dymiacych parowcow, krzyki i stekania spoconych tragarzy, sunace dzwigi, liny, wielokrazki i sieci, zapach ryb i wrzaski mew. Kto by pomyslal, patrzac kiedys na chlopca skaczacego w mlynie w Vigor Kosciele, ze pewnego dnia chlopiec ten stanie na granicy ziemi, spijajac uderzajace do glowy zapachy, dzwieki i obrazy zycia na morzu.
Calvin jednak nie nalezal do takich, ktorzy moga zapomniec sie w kontemplacji. Rozgladal sie za czyms odpowiednim; od czasu do czasu zatrzymywal jakiegos dokera i pytal, dokad zmierza ladowany statek. Te plynace do Afryki, na Haiti czy do Orientu, byly mu na nic, ale te kierujace sie do Europy ogladal uwaznie. Wreszcie znalazl to, czego szukal: jasny angielski statek o wysokich masztach, z dobrze urodzonym kapitanem, ktory zdawal sie nigdy nie podnosic glosu, a jednak ludzie pod jego komenda pracowali ciezko i z sensem. Wszystko bylo czyste, ladunek zas ukladany starannie, a nie rozrzucany po calym pokladzie.
Naturalnie, kapitanowi nawet do glowy by nie przyszlo, zeby rozmawiac z kims w wieku Calvina i noszacym Calvina ubranie. Ale Calvin szybko wymyslil plan zwrocenia na siebie uwagi.
Zatrzymal jednego z tragarzy.
— Przepraszam bardzo, ale jest silny przeciek z tylu statku, po drugiej stronie.
Tragarz przyjrzal mu sie podejrzliwie.
— Nie jestem marynarzem.
— Ja tez nie, ale mysle, ze kapitan podziekuje takim, co uprzedza go o klopotach.
— A skad wiesz, jesli ten przeciek jest pod woda?
— Mam talent do przeciekow — wyjasnil Calvin. — Na waszym miejscu bym mu to zaraz powiedzial.
Tlumaczenie talentem wystarczylo dla tragarza, ktory byl Amerykaninem, chociaz — sadzac po akcencie — pochodzil z Holandii. Kapitan, naturalnie, w ogole sie tym nie przejmie, jako ze jest z Anglii, gdzie — pod Protektoratem — obowiazywalo prawo karzace za talenty. Nie za ich posiadanie, ale za wiare w ich istnienie czy proby uzywania. Jednak kapitan nie byl durniem i z pewnoscia posle kogos, zeby sprawdzil, co sie dzieje.
Tak tez sie stalo. Tragarz porozmawial ze swoim naczelnikiem, a ten z oficerem na statku. Za kazdym razem czesto pokazywali palcami na Calvina i gapili sie, jak pogwizduje nonszalancko i wpatruje sie w kadlub ponizej linii wodnej. Ku jego rozczarowaniu oficer nie poszedl do kapitana, ale sam wyslal marynarza na dol, w glebiny ladowni. Calvin musial mu cos pokazac, wiec wyslal swoj przenikacz i wszedl nim w drewno dokladnie tam, gdzie powiedzial, ze jest przeciek. Prosta sprawa: rozluznic troche klepki i przesunac je pod linia wody, przez co solidny strumien wystrzelil prosto do ladowni. Dla zabawy, kiedy byl juz pewien, ze marynarz dotarl na miejsce i patrzyl, Calym przymykal i otwieral szczeline, tak ze woda czasem leciala rozpylona, czasem rowna struga, a czasem ledwie ciekla — jak krew z rany z nieszczelna opaska uciskowa. Zaloze sie, pomyslal Calvin, ze nigdy w zyciu nie widzial takiego przecieku.
Marynarz wybiegl po paru minutach, wyraznie wzburzony. Oficer rzucil rozkazy kilku marynarzom i poszedl prosto do kapitana. Tym razem nie bylo zadnego pokazywania palcami: nie zamierzal przyznawac Calvinowi zaslugi przy wykryciu przecieku. To Calvina naprawde rozzloscilo i przez chwile myslal nawet, czy nie zatopic statku natychmiast. Ale nic by tym nie osiagnal. Bedzie dosc czasu, by temu zachlannemu i ambitnemu oficerowi pokazac, gdzie jego miejsce.
Kiedy kapitan zszedl pod poklad, Calvin przygotowal dla niego prawdziwy pokaz. Zamiast przecieku pulsujacego w jednym miejscu, zaczal go przemieszczac — chlusniecie tutaj, strumien tam. Na pewno juz zrozumieli, ze nie ma w tym nic naturalnego. Na statku wybuchlo zamieszanie, sporo marynarzy wbieglo pod poklad. Potem, ku radosci Calvina, sporo wybieglo z powrotem i pognalo trapem na suchy lad, gdzie nie grozily dziwne moce, wywolujace przecieki w kadlubie.
Wreszcie pojawil sie sam kapitan i tym razem oficer nie przypisywal sobie zaslug. Wskazal naczelnika, ktory wskazal tragarza, i po chwili wszyscy wskazywali na Calvina.
Teraz mogl juz skonczyc zabawe z przeciekiem. Zatamowal go natychmiast, ale mial tez inne plany. Kiedy kapitan wszedl na trap, poslal swoj przenikacz, zeby wyszukal w poblizu szczury — wyczuwal je pod nabrzezem, miedzy skrzyniami, beczkami i na innych statkach. Zanim kapitan dotarl do polowy trapu, kilkadziesiat szczurow pedzilo ta sama kladka w przeciwna strone, na statek. Kapitan na prozno usilowal je odpedzic; Calvin dal im odwage i determinacje, by mogly dotrzec na poklad. Jedzenie, jedzenie, obiecywal, wiec tylko odskakiwaly przed kopniakami i biegly dalej. Kolejne dziesiatki pedzily po kei, a kapitan niemal tanczyl, by nie potknac sie o nie i nie upasc. Na pokladzie marynarze szczotkami i bosakami probowali spychac szczury do wody.
Wtedy, rownie nagle jak poprzednio, Calvin poslal im nowa wiadomosc: uciekac ze statku, pozar, ogien, przecieki, zatopienie, strach…
Piszczac i skaczac, wszystkie wyslane na poklad szczury pognaly z powrotem po trapie i po cumach. A wszystkie szczury, ktore juz tam byly, ukryte w ladowniach i pod pokladem, w ciemnych przestrzeniach miedzy wregami szkieletu statku, takze wysypaly sie przez wlazy i luki, niby woda tryskajaca z nowego zrodla. Kapitan znieruchomnial i patrzyl, jak uciekaja. Wreszcie, kiedy kolumny szczurow zniknely w swoich kryjowkach na nabrzezu i innych statkach, podszedl do Calvina. W calym tym zamieszaniu ani na moment nie stracil godnosci — nawet gdy tanczyl miedzy szczurami.
Odpowiedni czlowiek, uznal Calvin. Musze go obserwowac i uczyc sie, jak powinien sie zachowywac dzentelmen.
— Skad wiedziales, ze na moim statku jest przeciek? — spytal kapitan.
— Jestescie, panie, Anglikiem — odparl Calvin. — Nie uwierzycie w to, co potrafie wypatrzyc i zrobic.
— Wierze jednak w to, co sam widze, a ten przeciek nie byl naturalny.
— Szczury mogly go spowodowac. Dobrze, ze wszystkie uciekly z waszego statku.
— Szczury i przecieki — mruknal kapitan. — Czego chcesz, chlopcze?
— Chce byc nazywany mezczyzna, sir — zauwazyl Calvin. — Nie chlopcem.
— Dlaczego zle zyczysz mnie i mojemu statkowi? Czy obrazil cie ktos z mojej zalogi?
— Nie wiem, o czym mowicie. Ale wierze, ze nie jestescie glupcem i nie macie pretensji do tego, co was ostrzegl o przecieku.
— Nie jestem tez takim glupcem, by wierzyc, ze wiedziales o czyms, czego sam nie moglbys wywolac albo zalatac wedle woli. Czy atak szczurow to takze twoje dzielo?
— Ich zachowanie zdziwilo mnie tak jak i was — zapewnil Calvin. — To nienaturalne, zeby wszystkie szczury biegly na tonacy statek. Ale potem chyba nabraly rozumu i uciekly. Wszystkie, co do sztuki. To bedzie ciekawy rejs: przez caly ocean, nie tracac ani odrobiny jedzenia pozartego przez szczury.
— Czego ode mnie chcesz?
— Zatrzymalem sie tu, zeby wam zrobic przysluge, nie myslac o wlasnych korzysciach — odparl Calvin, starajac sie mowic jak wyksztalcony Anglik; jednak mina kapitana zdradzala, ze mu to calkiem nie wychodzi. — Ale tak sie sklada, ze potrzebuje miejsca w pierwszej klasie na statku do Europy.