— Gdzie bedziesz w sierpniu przyszlego roku? — zapytal Alvin.
— Gdziekolwiek bede, dopilnuje, zebys sie o tym dowiedzial.
— I gdziekolwiek bedziesz, ja dopilnuje, zeby tez tam byc:
— Powinna miec na imie Becca — stwierdzila Peggy.
— Myslalem, zeby ja nazwac tak jak ciebie: Mala Peggy.
Peggy usmiechnela sie.
— A wiec Becca Margaret?
Alvin tez sie usmiechnal i pocalowal zone.
— Jest powiedzenie o glupcach, ktorzy licza kurczeta przed wylegiem. To jeszcze nic. My im dajemy imiona.
Pomogl jej usiasc w powozie obok Bajarza, ktory trzymal juz lejce. Arthur Stuart przyprowadzil mu konia, a kiedy Alvin usiadl w siodle, chlopiec powiedzial:
— Wczoraj, kiedy wy byliscie na gorze, ulozylismy o nas piosenke.
— Piosenke? Posluchajmy.
— Ulozylismy ja tak, jakbys to ty spiewal — wyjasnil Arthur Stuart. — No chodzcie, wszyscy musza pomoc. A na koncu ja wymyslilem jedna zwrotke sam. Zupelnie sam, bez niczyjej pomocy!
Alvin schylil sie, podciagnal chlopca i usadzil za soba. Arthur Stuart objal go w pasie.
— Dalej! — krzyknal. — Spiewamy!
Kiedy zaczeli, Alvin chwycil uzde konia w zaprzegu i jak na paradzie poprowadzil droga wzdluz Chapman Valley.
Dotarli do glownego szlaku i Peggy skrecila w prawo, na polnoc. Mezczyzni pognali konie na poludnie. Pomachala im jeszcze z kozla, ale juz sie nie obejrzala. Alvin spogladal za nia przez chwile, przez jeden ulotny moment. Arthur Stuart krzyknal zza jego plecow:
— A teraz zaspiewam ten kawalek, ktory sam wymyslilem! Juz teraz.
— No to spiewaj — odparl Alvin.
Alvin smial sie tak, ze lzy ciekly mu po policzkach.
ROZDZIAL 19 — FILADELFIA
Kiedy statek Calvina i Honore dotarl do Nowego Amsterdamu, gazety pelne byly plotek o inauguracji, majacej sie odbyc w Filadelfii juz za tydzien. Calvin od razu przypomnial sobie nazwisko Harrisona — ilez to razy sluchal opowiesci o masakrze nad Chybotliwym Kanoe. Pamietal tez spotkanie z zakrwawionym zebrakiem w zaulku. Opowiedzial o tym Honore.
— Czyli to ty go stworzyles.
— Poradzilem mu, jak najlepiej wykorzystac jego ograniczone mozliwosci — odparl Calvin.
— Nie, nie. Jestes zbyt skromny. Ow czlowiek uczynil z siebie potwora, mordujacego ludzi dla politycznych korzysci. Potem ten Czerwony Prorok zniszczyl go swoja klatwa. Potem, dzieki tobie, sposrod beznajdziejnej ruiny zywota jego sciezka znow pobiegla w gore. Calvinie, wreszcie mi zaimponowales. Osiagnales w zyciu taka nieskonczona moc, jaka zwykle przysluguje jedynie pisarzom.
— Moc zuzywania ogromnych ilosci papieru i atramentu zupelnie po nic?
— Moc sprawiania, by ludzkie zywoty dokonywaly najbardziej nieprawdopodobnych zwrotow. Na przyklad rodzice nie maja takiej mocy. Moga pomagac dzieciom albo, jeszcze czesciej, niszczyc im zycie, jak czyjas matka uczynila swym przypadkowym cudzolostwem, porzucajac wlasnego potomka na lasce szkoly z internatem. Ale tacy rodzice nie zdolaja uzdrowic dziecka, ktore zranili. Rzucili je w bloto i nie moga go podniesc. Za to ja potrafie zrzucic czlowieka na dno, potem wyniesc na szczyty i znowu stracic, wszystko kilkoma pociagnieciami piora.
— Ja tez potrafie — stwierdzil w zadumie Calvin.
— W pewnych granicach — zgodzil sie Honore. — Szczerze mowiac, nie ty wdeptales go w bloto, a teraz, kiedy juz go wyniosles, nie sadze, zebys potrafil stracic. Ten czlowiek zostal wybrany na prezydenta, nawet jesli jego kraina sklada sie glownie z drzew i zyjacych wsrod drzew bestii.
— W Stanach Zjednoczonych mieszka kilka milionow ludzi — przypomnial Calvin.
— O nich wlasnie mowilem — odparl Honore.
Ale wyzwanie bylo zbyt silne, by Calvin zdolal mu sie oprzec. Czy moze stracic ze szczytow prezydenta Stanow Zjednoczonych? Jak sie do tego zabrac? Tym razem nie pomoga wzgardliwe slowa, ktore by go sprowokowaly do samobojczych dzialan, jak kiedys sklonily do wyrwania sie z nedzy i zapomnienia. Ale przez ten czas Calvin poznal przeciez o wiele subtelniejsze metody. Tak, to bedzie ciekawa proba. Wyzwanie.
— Jedzmy do Filadelfii — zaproponowal. — Na inauguracje.
Honore z radoscia wsiadl do pociagu. Bawily go malenkie i niemal nowe wioski, ktore Amerykanie nazywali „miastami”. Calvin wciaz musial na niego uwazac, gdyz cwiczyl swoj slabiutki angielski wsrod ludzi, ktorzy mogliby bez wysilku dzwignac malego Francuza z ziemi i cisnac go do rzeki. Honore, uzbrojony tylko w kupiona od wspolpasazera ozdobna laske, bez trwogi spacerowal po najgorszych dzielnicach emigrantow w Nowym Amsterdamie, a potem w Filadelfii.