* * *

To Peggy zauwazyla odnoge prowadzaca do Chapman Valley — znalazla ja bez trudu, chociaz nie bylo drogowskazu a nadjechali z przeciwnej strony niz wtedy. Razem z Ahrinem zostawili towarzyszy i powoz pod bezlistnym teraz debem przed domem tkaczki. Dla Peggy powrot tutaj byl jednoczesnie podniecajacy i krepujacy. Co pomysli Becca o wydarzeniach, jakie nastapily, od kiedy skierowala ja na te sciezke?

I nagle, kiedy podnosila juz reke, zeby zastukac do drzwi, cos sobie przypomniala.

— Alvinie — powiedziala. — Wypadlo mi to z pamieci, ale kiedy tu bylam kilka miesiecy temu, Becca powiedziala…

— Jesli wypadlo ci z pamieci, to znaczy, ze mialo ci wypasc z pamieci.

— Chodzi o ciebie i Calvina. Musisz pogodzic sie z Calvinem, odnalezc go i pogodzic sie, zanim zwroci sie w pelni przeciwko wszystkiemu, co chcesz osiagnac.

Alvin pokrecil glowa.

— Becca nie wie wszystkiego.

— Co to znaczy?

— Skad pewnosc, ze Calvin nie byl przeciwnikiem naszej pracy, zanim sie jeszcze urodzil?

— To niemozliwe — uznala Peggy. — Dzieci rodza sie czyste i niewinne.

— Albo skazone grzechem pierworodnym. Czy taki jest wybor? Nie moge uwierzyc, ze wlasnie ty wierzysz w jedno albo drugie. Ty, ktora kladziesz reke na lonie matki i widzisz przyszlosc w plomieniu serca'dziecka. Ono juz wtedy, na dobre czy zle, jest soba, jest gotowe do wyjscia na swiat i stania sie tym, kim najbardziej pragnie zostac.

Zerknela na niego z ukosa.

— Wytlumacz mi, dlaczego kiedy jestesmy sami i rozmawiamy o czyms powaznym, nie mowisz jak wiejski prostak?

— Moze dlatego ze pamietam, czego mnie uczylas, ale tez nauczylem sie nie tracic kontaktu ze zwyklymi ludzmi — wyjasnil Alvin. — To oni zbuduja ze mna miasto. Ich jezyk jest moja ojczysta mowa. Dlaczego mam jej zapominac z tego tylko powodu, ze nauczylem sie innej? Jak myslisz, ilu wyksztalconych zechce porzucic swe piekne domy i wyksztalconych przyjaciol, podwinac rekawy i stworzyc cos wlasnymi rekami?

— Nie chce pukac do tych drzwi — oznajmila Peggy. — Kiedy tu wchodze, zmienia sie moje zycie.

— Nie musisz pukac.

Alvin przekrecil galke. Drzwi stanely otworem.

Kiedy chcial przestapic prog, Peggy chwycila go za ramie.

— Alvinie, nie mozesz tak zwyczajnie tam wejsc!

— Skoro drzwi nie byly zamkniete, moge. Zrozum, tutaj rzeczy sa takie, jakie byc maja. Nie jak w zwyklym swiecie, w swiecie, jaki widzisz w plomieniach serc, gdzie rzeczy sa takie, jakie sa mozliwe. I nie jak w swiecie moich mysli, gdzie rzeczy sa takie, jakie byc moga. Ani w swiecie poczetym w umysle Boga, w swiecie, jaki byc powinien.

Patrzyla, jak przestepuje prog. Wewnatrz nie podniosl sie alarm, nie zabrzmial zaden dzwiek. Podazyla za nim. Byl mlody: mezczyzna, ktorego obserwowala od samego urodzenia, ktorego serce znala lepiej niz wlasne. A jednak wciaz potrafil ja zaskoczyc czyms, co robil bez namyslu, poniewaz wiedzial, ze to wlasciwe i konieczne.

Nieskonczony pas tkaniny wciaz lezal w polaczonych ze soba belach, wil sie po meblach, przez korytarze, w gore i w dol po schodach.

— Nie ma kurzu — szepnela Peggy. — Nie zauwazylam tego za pierwszym razem. Tkanina sie nie kurzy.

— Mieszkaja tu dobre gospodynie.

— I odkurzaja?

— A moze po prostu tkanina nie lezy we wladzy czasu. Zawsze istnieje w tym jednym momencie, kiedy czolenko przesunelo sie z jednej strony na druga.

I kiedy to powiedzial, uslyszeli stuk czolenka. Ktos musial otworzyc drzwi.

— Becca! — zawolala Peggy.

Poszli za stukotem przez dom az do starej chaty w samym srodku. Przez otwarte drzwi zobaczyli izbe z krosnem. Ale, ku zdziwieniu Peggy, nie Becca przy nim siedziala, tylko chlopiec — jej siostrzeniec, ktory marzyl o tej pracy. Wprawnie przesuwal czolenko tam i z powrotem.

— Czy Becca…? — Peggy nie potrafila sie zmusic, by spytac o smierc tkaczki.

— Nie — odparl chlopiec. — Troche zmienilismy zasady. Koniec z bezsensownym poswieceniem. Stalo sie tak dzieki wam. Przyjechaliscie jako sedzia… I wasz wyrok zostal wysluchany. Od czasu do czasu siadam przy krosnie, a ona moze na chwile odejsc.

— Wiec mamy z toba rozmawiac? — spytal Alvin.

— Zalezy, czego chcecie. Ja tam nic o niczym nie wiem. Jesli czekacie na odpowiedzi, to nie u mnie.

— Chce przejsc przez drzwi, ktore prowadza do Ta-Kumsawa.

— Do kogo?

— Do twojego wuja Isaaca.

— No pewnie. — Skinal glowa. — To te.

Alvin ruszyl w ich strone.

— Przechodziliscie kiedy przez takie drzwi? — zapytal chlopiec.

— Nie.

— To czy nie glupio robicie, kiedy tak idziecie, jakby to byly calkiem zwyczajne drzwi?

— A czym sie roznia? Wiem, ze prowadza do krainy Czerwonych. Wiem, ze prowadza do chaty, gdzie corka Ta-Kumsawa tka zywoty Czerwonych za zachodzie.

— Jest klopot. Kiedy przechodzicie przez te drzwi, nie wolno wam dotknac niczego procz powietrza. Nie wolno nawet musnac futryny. Nie wolno za dlugo opierac stopy o podloge. Przez te drzwi sie nie przechodzi, tylko przeskakuje.

— A co sie stanie, jesli jakas czesc mnie czegos dotknie?

— Wtedy to miejsce sciaga was, spowalnia, zatrzymuje. Zamiast przejsc jednym plynnym ruchem, przechodzicie w paru kawalkach. I nikt was juz potem nie posklada, panie Stworco.

— Nie wiedzialam, ze to takie niebezpieczne — wystraszyla sie Peggy.

— Oddychanie tez jest niebezpieczne — zauwazyl chlopiec. — Mozna wciagnac cos takiego, od czego sie czlowiek pochoruje. — Usmiechnal sie. — Widzialem, ze wy dwoje calkiem sie posplataliscie. Gratulacje.

— Dzieki — rzucil Alvin.

— I jak was teraz nazywaja, sedzio? — Chlopiec zwrocil sie do Peggy. — Pania Smith?

— Zwykle mowia Peggy Larner. Tylko ze teraz pani Larner, nie panno.

— Ja nazywam ja Margaret — wtracil Alvin.

— Po mojemu bedziecie malzenstwem, kiedy ona zacznie myslec o sobie tak, jak wy ja nazywacie, a nie tak, jak wolali ja rodzice. — Chlopiec mrugnal do Peggy. — Dziekuje za prace. Moje siostry tez sie ciesza; mialy juz koszmarne sny. Mowie wam, nie ma w nich milosci do krosna. — Spojrzal na Alvina. — To co, idziecie czy nie?

W tej wlasnie chwili drzwi otworzyly sie i przelecial przez nie ciasno zwiazany tobolek.

— Oho… — mruknal chlopiec. — Lepiej sie odwroccie. Wraca Becca, a ona przechodzi calkiem gola, bo babskie ubrania sie nie mieszcza.

Alvin stanal tylem. Peggy takze, choc pozwolila sobie na drobne oszustwo i podgladala. Becca nie przeszla pierwsza przez drzwi. Pojawil sie Ta-Kumsaw, czlowiek, ktorego Peggy nigdy nie spotkala, chociaz czesto widywala w plomieniu serca Alvina. Nie byl nagi, ale ubrany w ciasno przylegajace skory. Zauwazyl ich oboje.

— Maly Renegado powrocil — stwierdzil. — Zeby spotkac najgrozniejszego z Czerwonych.

— Witaj, Ta-Kumsawie — powiedzial Alvin.

— Witaj, Isaacu — dodal chlopiec. — Uprzedzilem ich o drzwiach, tak jak kazales.

— Dzielny chlopak.

Вы читаете Alvin Czeladnik
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату