— Musze go miec dzis w nocy.
Halder wydal z siebie glosne parskniecie: zabrzmiala w nim mieszanina niedowierzania, zlosci i politowania.
— Za trzy dni. Rudi — powiedzial cicho March — SS chce mnie postawic przed sadem wojennym. Wiesz, co to oznacza. Musze to teraz odnalezc.
Halder przygladal mu sie przez chwile, jakby nie wierzyl wlasnym uszom, a potem odwrocil wzrok.
— Niech pomysle — mruknal.
— Moge zapalic? — zapytal Xavier.
— Na korytarzu. Nie tutaj. Te rzeczy sa nie do odtworzenia.
Palac papierosa March slyszal spacerujacego po swojej klitce Rudiego. Spojrzal na zegarek. Szosta. Dlugi korytarz byl kompletnie pusty. Wiekszosc pracownikow musiala juz pojsc do domu; zaczal sie swiateczny weekend. Nacisnal klamki kilku kolejnych drzwi; dwoje pierwszych bylo zamknietych, trzecie ustapily. Wszedl do srodka i podniosl sluchawke telefonu. Przez chwile przysluchiwal sie tonowi, a potem wykrecil dziewiatke. Ton zmienil sie: najwyrazniej wyszedl na miasto. Wykrecil numer Charlie. Odebrala od razu.
— To ja. U ciebie wszystko w porzadku? — zapytal.
— W porzadku. Cos odkrylam… pewien drobiazg.
— Nie mow nic przez telefon. Porozmawiam z toba pozniej. — Zaczal sie zastanawiac, o co jeszcze ja zapytac, ale odlozyla sluchawke.
Teraz telefonowal Halder, jego pogodny glos niosl sie echem po wylozonym granitowymi plytami korytarzu.
— Eberhard? Dobry wieczor… To prawda, niektorzy z nas nie wiedza, co to wypoczynek. Szybkie pytanie, jesli mozna. Rejestry Ministerstwa Spraw Wewnetrznych? Zostaly skatalogowane? Dobrze. Na zasadzie kompetencji? Rozumiem. Doskonale. W calosci?
Xavier zamknal oczy i oparl sie o sciane, probujac nie myslec o rozposcierajacym sie pod jego stopami oceanie papieru. Szybciej, Rudi, szybciej.
Uslyszal pojedynczy cichy odglos dzwonka: Halder odlozyl sluchawke. Kilka sekund pozniej Rudi pojawil sie na korytarzu, naciagajac marynarke. Z kieszonki na piersi wystawala mu bateria dlugopisow.
— Mielismy odrobine szczescia. Z tego, co mowi moj kolega, dokumenty Ministerstwa Spraw Wewnetrznych zostaly przynajmniej skatalogowane.
Ruszyl szybkim krokiem w strone windy. March stapal obok niego.
— Co to oznacza?
— To oznacza, ze istnieje centralny indeks, na podstawie ktorego mozna sie dowiedziec, jakie papiery i kiedy przeszly przez biurko Stuckarta. — Postukal bez rezultatu w przyciski obok windy. — Wyglada na to, ze wylaczyli ja na noc. Bedziemy musieli zejsc po schodach — stwierdzil. — Zdajesz sobie sprawe, ze to jest niezgodne z wszelkimi przepisami?! — zawolal, kiedy stukajac obcasami zbiegali w dol spiralnymi schodami. — Jestem uprawniony do przebywania w dziale spraw wojskowych, w sekcji dotyczacej frontu wschodniego, a nie w dziale spraw wewnetrznych, sekcji administracji. Jezeli nas nakryja, bedziesz musial wcisnac facetowi z ochrony jakis kit o policyjnym dochodzeniu… cos, czego sprawdzenie zajeloby im co najmniej kilka godzin. Co do mnie, jestem po prostu anonimowym, wyswiadczajacym ci grzecznosc archiwista, jasne?
— Za co jestem ci bardzo wdzieczny. Daleko jeszcze?
— Na sam dol. Sad wojenny… — powtorzyl, kiwajac z niedowierzaniem glowa, Halder. — Wielki Boze, Zavi, w cos ty sie wpakowal?
Tloczone na glebokosc szescdziesieciu metrow powietrze bylo suche i chlodne; lampy nie palily sie zbyt jasno ze wzgledu na zbiory.
— Mowia, ze to miejsce powinno wytrzymac bezposrednie trafienie amerykanskiej rakiety — oswiadczyl Rudi.
— Co tam jest? — zapytal March, wskazujac na stalowe drzwi, na ktorych widnialy ostrzegawcze tabliczki: UWAGA! OSOBOM NIEUPOWAZNIONYM WSTEP WZBRONIONY! WEJSCIE TYLKO ZA OKAZANIEM PRZEPUSTKI!
— „Wlasciwa historia warta jest stu dywizji”, pamietasz? Tutaj wlasnie ukryta jest ta niewlasciwa. Rany boskie! Popatrz!
Halder pociagnal Xaviera za soba, w glab korytarza. W ich strone szedl straznik. Pochylony niczym gornik w podziemnym chodniku pchal przed soba metalowy wozek. March byl przekonany, ze ich zobaczy, ale on przeszedl obok, stekajac z wysilku. Zatrzymal sie przy metalowych drzwiach i otworzyl je. Zanim zatrzasnely sie z powrotem, przez chwile zobaczyli huczace glosno plomienie paleniska.
— Chodzmy.
Rudi wyjasnil procedure. Archiwum dzialalo na podobnej zasadzie co magazyn. Zamowienia na poszczegolne akta splywaly do dyspozytorni na kazdym pietrze. Tutaj w wysokich na metr i grubych na dwadziescia centymetrow ksiegach znajdowal sie glowny indeks. Do kazdego zamowienia dolaczony byl numer regalu. Regaly miescily sie w ognioodpornych magazynach biegnacych wokol dyspozytorni. Sekret polegal na tym, stwierdzil Halder, ze trzeba bylo umiec poslugiwac sie indeksem. Przez chwile paradowal wzdluz oprawnych w czerwona skore ksiag, dotykajac palcem ich grzbietow. Znalazlszy te, ktorej szukal, zataszczyl ja na biurko.
Xavier byl kiedys pod pokladem lotniskowca Grossadmiral Raeder. Przepastne glebie Reichsarchiv przypominaly mu w jakis sposob tamta wizyte: niskie sufity z przycmionymi lampami, przytlaczajace poczucie olbrzymiego, wiszacego nad glowa ciezaru. Obok biurka fotokopiarka: rzadki widok w Niemczech, gdzie ze wzgledu na zwalczanie nielegalnej literatury dystrybucja takich urzadzen byla scisle kontrolowana. Przy szybie windy stalo kilkanascie pustych metalowych wozkow. March widzial wszystko, co dzialo sie w promieniu piecdziesieciu metrow. Pietro bylo puste.
Rudi wydal okrzyk triumfu.
— Sekretarz stanu: akta urzedowe od roku 1939 do 1950. Chryste Panie! Czterysta pudel. Na jakie lata chcesz rzucic okiem?
— Konto w Szwajcarii zostalo zalozone w lipcu 1942. Przyjrzyjmy sie pierwszym siedmiu miesiacom tego roku. Halder obrocil kolejna strone.
— Zobaczymy, jak to uporzadkowali — mruknal pod nosem. — Podzielili papiery na cztery dzialy: korespondencja urzedowa, notatki i memorialy, statuty i rozporzadzenia, sklad osobowy ministerstwa…
— Szukam czegos, co laczy Stuckarta z Buhlerem i Lutherem.
— W takim razie zacznijmy lepiej od korespondencji. To powinno nas z grubsza zorientowac, co sie wtedy dzialo. — Rudi zanotowal sygnature. — D/15/M/28-34. W porzadku. Idziemy.
Magazyn D miescil sie dwadziescia metrow po lewej stronie. Sekcje M regalu pietnastego znalezli w samym srodku.
— Tylko szesc pudel, dzieki Bogu. Ty przejrzyj te od stycznia do kwietnia, ja od maja do sierpnia.
Kazde tekturowe pudlo mialo wielkosc sporej szuflady biurka. W magazynie nie bylo zadnego stolu, siedli wiec na podlodze. Oparlszy sie plecami o metalowe polki, Xavier otworzyl pierwsze pudlo, wyjal zen garsc papierow i zaczal czytac.
W zyciu potrzeba zawsze troche szczescia.
Pierwszym dokumentem byl list z 2 stycznia od podsekretarza stanu z Ministerstwa Lotnictwa w sprawie reglamentacji masek gazowych dla Reichsluftschutzbundu, organizacji zajmujacej sie obrona przeciwlotnicza. Drugi, datowany na 4 stycznia, pochodzil z Biura Planu Czteroletniego i dotyczyl bezprawnego pobierania przydzialow na paliwo przez wyzszych urzednikow panstwowych.
Trzeci byl od Reinharda Heydricha.
March najpierw spostrzegl podpis — charakterystyczny kanciasty bazgrol. Potem jego wzrok pobiegl ku naglowkowi — Glowny Urzad Bezpieczenstwa Rzeszy, Berlin SW 11, Prinz-Albrecht Strasse 8 — i ku dacie: 6 stycznia 1942. Tresc listu brzmiala nastepujaco:
Potwierdza sie mniejszym, ze zaplanowane pierwotnie na 9 grudnia 1941 miedzyministerialne spotkanie przelozone zostalo na 20 stycznia. Dyskusja, po ktorej nastapi lunch, odbedzie sie w siedzibie Miedzynarodowej Komisji Policji Kryminalnej w Berlinie Am grossen Wannsee nr 56/58.