Xavier przekartkowal znajdujace sie w pudle inne listy: cienkie bibulkowe kopie i kremowe oryginaly; imponujace naglowki — Kancelaria Rzeszy, Ministerstwo Gospodarki, Organizacja Todta; zaproszenia na zebrania i lunche; prosby, dyrektywy i pisma okolne. Nie bylo jednak nic wiecej od Heydricha.
— Co o tym sadzisz? — zapytal, podajac list Halderowi. Rudi zmarszczyl brwi.
— Troche niezwykle, zeby Glowny Urzad Bezpieczenstwa Rzeszy zwolywal zebranie agencji rzadowych.
— Mozemy odkryc, o czym dyskutowali?
— Nie powinnismy miec z tym trudnosci. Mozemy porownac w dziale notatek i memorialow. Spojrzmy: dwudziesty stycznia.
Halder zajrzal do swoich notatek, podniosl sie i ruszyl wzdluz regalu. Wyciagnal kolejne pudlo, wrocil z nim i usiadl ze skrzyzowanymi nogami na podlodze. March patrzyl, jak kartkuje zawartosc. Nagle zatrzymal sie.
— Moj Boze — powiedzial powoli.
— Co tam masz? — zapytal Xavier.
Rudi wreczyl mu pojedyncza kartke papieru, na ktorej widnialo napisane na maszynie zdanie: „Ze wzgledu na interes bezpieczenstwa panstwa protokol miedzyministerialnej konferencji z dnia 20 stycznia zostal usuniety na zadanie Reichsfuhrera SS”.
— Popatrz na date — powiedzial Halder.
March spojrzal. 6 kwietnia 1964. Heydrich kazal wycofac protokol zaledwie jedenascie dni wczesniej.
— Czy mogl to zrobic… to znaczy, czy mial do tego prawo?
— Gestapo moze stad wyciagac, co chce, powolujac sie na wzgledy bezpieczenstwa. Przewoza na ogol papiery do swoich piwnic przy Prinz-Albrecht Strasse.
W korytarzu na zewnatrz rozlegl sie halas. Rudi podniosl ostrzegawczo palec. Obaj mezczyzni umilkli i zastygli w bezruchu, czekajac, az straznik, ktory wyszedl z kotlowni, przetoczy z powrotem pusty wozek. Po chwili stukot kol ucichl po drugiej stronie budynku.
— Co teraz zrobimy? — zapytal Xavier. Halder podrapal sie w glowe,
— Miedzyministerialne zebranie, w ktorym uczestnicza podsekretarze stanu…
March domyslal sie, co chodzi mu po glowie.
— Musieli na nie zaprosic rowniez Buhlera i Luthera?
— To wydaje sie logiczne. Na tym poziomie bardzo dba sie o wzgledy protokolarne. Nie zaprasza sie podsekretarza stanu z jednego ministerstwa i jakiegos mlodszego urzednika z drugiego. Ktora jest godzina?
— Osma.
— W Krakowie jest juz dziewiata. — Rudi przygryzal przez chwile warge, a potem podjal meska decyzje i wstal z podlogi. — Zatelefonuje do przyjaciela, ktory pracuje w archiwach Generalnej Guberni. Zapytam, czy Gestapo nie weszylo tam w ciagu kilku ostatnich tygodni. Jesli nie, byc moze uda mi sie go przekonac, zeby sprawdzil, czy protokol z zebrania wciaz jest w papierach Buhlera.
— Czy nie moglibysmy sprawdzic tutaj, w archiwum Ministerstwa Spraw Zagranicznych? W papierach Luthera?
— Nie. Sa zbyt wielkie i nie posegregowane. Zajeloby to nam cale tygodnie. To najlepszy sposob, wierz mi.
— Uwazaj na to, co mu powiesz, Rudi.
— Nie przejmuj sie. Zdaje sobie sprawe z niebezpieczenstwa. — Halder przystanal na chwile w drzwiach. — I, na milosc boska, nie pal, kiedy mnie tu nie bedzie. To najbardziej latwopalny budynek w calej Rzeszy.
To prawda, pomyslal Xavier. Poczekal, az Halder zniknie za drzwiami i zaczal przechadzac sie w te i z powrotem wzdluz regalow. Strasznie chcialo mu sie zapalic. Trzesly mu sie rece. Wsadzil je do kieszeni.
Jakim pomnikiem niemieckiej biurokracji bylo to miejsce. Pan A, chcac cos zrobic, pytal o pozwolenie doktora B. Doktor B zabezpieczal sie, przekazujac sprawe wyzej do dyrektora departamentu C. Dyrektor departamentu podrzucal ja ministrowi D, ktory oswiadczal, ze pozostawia cala rzecz decyzji pana A, a ten oczywiscie ponownie zwracal sie do doktora B. Alianse i wzajemne rywalizacje, pulapki i intrygi trwajacych trzy dekady rzadow partii — wszystko to krylo sie miedzy metalowymi polkami regalow; dziesiec tysiecy utkanych miedzy wloknami papieru i zawieszonych w chlodnym powietrzu pajeczych sieci.
Rudi wrocil po dziesieciu minutach.
— SS bylo w Krakowie przed dwoma tygodniami. — Zacieral zaklopotany rece. — Do dzisiaj nie moga o tym zapomniec. Pofatygowal sie do nich osobiscie Obergruppenfuhrer Globocnik.
— Gdziekolwiek sie nie obroce — powiedzial March — natykam sie na Globocnika!
— Przylecial specjalnym odrzutowcem Gestapo prosto z Berlina. Mial upowaznienie podpisane przez samego Heydricha. Najwyrazniej zalazl im za skore. Ciskal sie i wrzeszczal. Wiedzial dokladnie, czego szuka; zabral tylko jedna teczke. W porze lunchu juz go nie bylo.
Globus, Heydrich, Nebe. March przylozyl reke do czola. Krecilo mu sie w glowie.
— A wiec tutaj sie to konczy?
— Tutaj sie konczy. Chyba ze twoim zdaniem mozemy znalezc cos jeszcze w papierach Stuckarta.
Xavier rzucil okiem na pudla. Ich zawartosc wydawala mu sie martwa jak ludzkie prochy. Mysl o dalszym grzebaniu sie w papierach wydawala mu sie wstretna. Chcial odetchnac swiezym powietrzem.
— Zapomnij o tym, Rudi. Dziekuje.
Halder pochylil sie, zeby podniesc z podlogi list od Heydricha.
— Ciekawe, ze przesunieto konferencje z dziewiatego grudnia na dwudziestego stycznia.
— Jakie to ma znaczenie?
Halder rzucil mu wspolczujace spojrzenie.
— Czy rzeczywiscie nie wychyliles ani razu lba z tej cholernej zelaznej puszki, w ktorej nas zamkneli? Nie docieralo do ciebie nic, co dzialo sie w szerokim swiecie? Siodmego grudnia 1941, zakuta palo, eskadry Jego Cesarskiej Mosci, cesarza Japonii, Hirohito, zaatakowaly zacumowana w Pearl Harbour flote Stanow Zjednoczonych. Jedenastego grudnia Niemcy wypowiedzialy Ameryce wojne. To chyba wystarczajace przyczyny, zeby przelozyc jakas konferencje, nie sadzisz? — Rudi szczerzyl zeby w usmiechu, ale powoli na jego miejscu pojawil sie wyraz zamyslenia. — Zastanawiam sie…
— Nad czym?
— Musialo byc jakies oryginalne zaproszenie, jeszcze przed tym — oswiadczyl, stukajac palcem w papier.
— I co z tego?
— To zalezy. Czasami nasi przyjaciele z Gestapo nie sa tacy dokladni, jak im sie wydaje. Zwlaszcza jesli dzialaja w pospiechu…
March stal juz przed regalem, lustrujac wzrokiem polki. Po jego przygnebieniu nie zostalo ani sladu.
— Ktore pudlo? Odkad zaczniemy?
— O konferencji na tym szczeblu Heydrich powinien uprzedzic uczestnikow co najmniej dwa tygodnie wczesniej. — Halder zajrzal do swoich notatek. — To
Stanal obok Xaviera i odliczal pudla, az znalazl to wlasciwe. Wyjal je i objal ramionami.
— Nie badz taki niecierpliwy, Zavi. Wszystko w swoim czasie. Historia uczy nas cierpliwosci.
Uklakl na podlodze, postawil pudlo przed soba i wyjal z niego cale narecze papierow. Rzucal szybko okiem na kazdy z nich, po czym odkladal go na stos z lewej strony.
— Zaproszenie na bankiet wydany przez wloskiego ambasadora: nudy. Konferencja organizowana przez Waltera Darrego w Ministerstwie Rolnictwa: nudy na pudy. — Trwalo to przez jakies dwie minuty. March stal obok, zagladajac mu przez ramie i zaciskajac nerwowo dlon w piesc. Nagle Rudi zastygl w bezruchu. — Cholera! — Przeczytal ponownie pismo i podniosl wzrok. — Zaproszenie od Heydricha. Wcale nienudne. Obawiam sie, ze wcale nienudne.