— Jak chcialbys spedzic dzien?

Ponowne wzruszenie ramion.

Zjedli lunch przy Budapester Strasse, naprzeciwko zoo, w nowoczesnym lokalu z winylowymi krzeslami i stolikami z plastikowym blatem: ojciec zamowil piwo i kielbaski, syn sok jablkowy i hamburgera. Przez chwile rozmawiali o Deutsches Jungvolk i Pili caly sie rozpromienil. Ktos, kto nie nalezal do organizacji, kompletnie sie nie liczyl, byl „nie umundurowana oferma, ktora nigdy nie uczestniczyla w ognisku ani marszu przelajowym”. Pimpfem[2] wolno bylo zostac w wieku dziesieciu lat. W czternastym roku zycia przechodzilo sie automatycznie do Hitlerjugend.

— Zdalem najlepiej wstepny sprawdzian.

— Dzielny chlopak.

— Trzeba przebiec szescdziesiat metrow w dwanascie sekund — powiedzial Pili. — Skoczyc w dal i rzucic kula. Jest tez marsz przelajowy: trwa poltora dnia. Potem sprawdzian pisemny. Filozofia partii. Trzeba nauczyc sie na pamiec „Horst Wessel Lied”.

Przez moment Xavier myslal, ze syn ma zamiar zaspiewac. — Dostales noz? — wtracil szybko.

Chlopiec pogrzebal w kieszeni, marszczac z powaga czolo. Jaki on podobny do matki, pomyslal March. Te same szerokie kosci policzkowe i pelne usta; te same patrzace powaznie, rozstawione szeroko piwne oczy. Pili polozyl ostroznie sztylet na stole. Xavier podniosl go. Przypomnial mu sie dzien, kiedy dostal swoj wlasny. Kiedy to bylo? — w trzydziestym czwartym? Podniecenie chlopca, ktory wierzy, ze dopuszczono go do swiata mezczyzn. Obrocil noz i w swietle blysnela wyryta na rekojesci swastyka. Przez chwile wazyl sztylet w dloni, a potem oddal go synowi.

— Jestem z ciebie dumny — sklamal. — Co chcesz teraz robic? Mozemy pojsc do kina. Albo do zoo.

— Chce pojechac autobusem.

— Ale robilismy to juz ostatnim razem. I poprzednio.

— To nic. Chce jechac autobusem.

— Wielki Palac Rzeszy jest najwieksza budowla swiata. Wznosi sie ponad cwierc kilometra w gore i zdarzaja sie dni, tak jak dzisiejszy, kiedy jego szczyt tonie w chmurach. Sama kopula ma srednice stu czterdziestu metrow i kopula bazyliki swietego Piotra w Rzymie zmiescilaby sie w niej szesnascie razy.

Dotarli do konca Wielkiej Alei i wjechali na Adolf Hitler Platz. Po lewej stronie plac zamykala bryla Naczelnego Dowodztwa Wehrmachtu, po prawej nowa Kancelaria Rzeszy i Rezydencja Fuhrera. Na wprost przed nimi stal Wielki Palac. W miare jak sie zblizali, jego szarosc przechodzila w bardziej zywe kolory. Widzieli teraz na wlasne oczy to, co powiedziala im przewodniczka: kolumny, na ktorych wspierala sie fasada, wykute byly z czerwonego, sprowadzonego ze Szwecji granitu i ograniczone z obu stron zlotymi posagami Atlasa i Tellusa, dzwigajacymi na ramionach potezne kule wyobrazajace niebo i ziemie.

Budynek byl krystalicznie bialy niczym weselny tort, a kopula z kutej miedzi matowozielona. Pili wciaz stal z przodu autobusu.

— W Wielkim Palacu odbywaja sie wylacznie najwieksze uroczystosci panstwowe Rzeszy. Moze pomiescic sto osiemdziesiat tysiecy ludzi. W srodku mozna zaobserwowac interesujacy i nie przewidziany przez projektantow fenomen: oddech tysiecy ludzi unosi sie wysoko pod kopule i zamienia w chmury, ktore kondensuja sie i spadaja w postaci lekkiego deszczu. Wielki Palac jest jedyna budowla na swiecie, ktora wytwarza swoj wlasny mikroklimat…

March slyszal to wszystko juz wczesniej. Wygladajac przez szybe autobusu, przez caly czas mial przed oczyma topielca. Kapielowki! Co sobie wyobrazal ten dziadek, plywajac po nocy w jeziorze? W poniedzialek juz wczesnie po poludniu Berlin zasnuly ciemne chmury. Kiedy rozpetala sie w koncu burza, strugi deszczu zalaly dachy i ulice, zagluszajac huk piorunow. Moze to bylo samobojstwo? Trzeba to bedzie uwzglednic. Wyobrazil sobie, jak starszy mezczyzna wchodzi do zimnego jeziora i oddala sie w ciemnosci od brzegu, jak mloci rekoma wode i unosi wzrok, widzac rozswietlajaca niebo blyskawice — czekajac, az reszty dokona zmeczenie…

Pili wrocil z powrotem i podskakiwal podekscytowany na siedzeniu.

— Czy zobaczymy dzis Fuhrera, tato?

Wizja ulotnila sie i Xaviera ogarnelo poczucie winy. Wlasnie te jego sny na jawie najbardziej wyprowadzaly z rownowagi Klare: „nawet kiedy z nami siedzisz, mysla jestes gdzie indziej…”

— Nie wydaje mi sie — odparl.

— Po prawej stronie widzimy Kancelarie Rzeszy i Rezydencje Fuhrera. Laczna dlugosc jej fasady wynosi dokladnie siedemset metrow, jest wiec o sto metrow wieksza od fasady palacu Ludwika XIV w Wersalu.

W miare jak sie zblizali, odslanialy sie przed nimi szczegoly: marmurowe kolumny i czerwone mozaiki, lwy z brazu, zlocone plaskorzezby i gotyckie napisy — architektoniczny chinski smok, ktory ulozyl sie do snu po prawej stronie placu. Pod powiewajacym sztandarem ze swastyka pelnili honorowa warte czterej esesmani. Na gladkiej, pozbawionej okien scianie umieszczony byl na wysokosci pieciu pieter pojedynczy balkon, na ktorym pokazywal sie Fuhrer, kiedy na placu gromadzil sie milionowy tlum. Teraz krecilo sie tu tylko kilkudziesieciu gapiow, spogladajacych z pobladlymi od oczekiwania twarzami w strone zamknietych na glucho okiennic.

March spojrzal na syna. Pili byl caly zmieniony; jego dlon zaciskala sie kurczowo na rekojesci sztyletu.

Autobus zajechal z powrotem na przystanek przy Dworcu Gotenlandzkim. Kiedy wysiadali, dochodzila piata i zapadal zmierzch. Zniechecony dzien dawal za wygrana.

Z dworca wylewal sie potok ludzi — objuczeni tornistrami zolnierze, ktorym towarzyszyly narzeczone lub zony; cudzoziemscy robotnicy, dzwigajacy kartonowe walizki i sfatygowane, powiazane sznurkami toboly; wreszcie osadnicy, ktorzy po dwudniowej podrozy ze stepow patrzyli zaskoczeni na feerie swiatel i przewalajace sie tlumy. Wszedzie widac bylo mundury. Ciemnoniebieskie, zielone, brazowe, czarne, w szarym kolorze khaki. Przypominalo to fabryke przy koncu zmiany. Podobnie jak w fabryce slychac bylo zgrzyt metalu i przenikliwe gwizdki; ciezkie powietrze wypelnial fabryczny zapach rozgrzanego oleju i stali. Wszystkie sciany upstrzone byly plakatami. „Badz czujny przez dwadziescia cztery godziny na dobe!” „Uwaga! Zglaszaj natychmiast podejrzane bagaze!” „Alarm antyterrorystyczny!”

Wielkie jak domy pociagi wyruszaly stad po szerokich torach w strone wysunietych na wschod placowek imperium — do Gotenlandu (przedtem Krym), do Theoderichshafen (przedtem Sewastopol); do Generalkommissariatu Taurydy i jego stolicy Melitopolu; na Wolyn i Podole, do Zytomierza, Kijowa, Nikolajewa, Dniepropietrowska, Charkowa, Rostowa i Saratowa… Terminal nowego swiata. Informacje o przyjazdach i odjazdach pociagow przerywane byly kilkoma taktami „Uwertury Koriolana”. Przeciskajac sie przez tlum, March usilowal wziac Pilego za reke, ale maly odsunal jego dlon.

Pietnascie minut trwalo, zanim wyjechali samochodem z podziemnego parkingu, kolejne pietnascie, zanim wydostali sie z zatloczonych uliczek otaczajacych dworzec. Po drodze nie odzywali sie ani slowem. Dopiero kiedy zblizali sie do Lichtenrade, syn nagle przerwal milczenie.

— Ty jestes aspoleczny, prawda? — zapytal.

Tak smiesznie zabrzmialo to slowo w wargach dziesieciolatka i tak bylo starannie wymowione, ze Xavier o malo nie wybuchnal smiechem. Typ aspoleczny: w partyjnym jezyku zaledwie jeden stopien wyzej od zdrajcy. Ktos, kto nie daje datkow na Pomoc Zimowa. Nie nalezy do zadnej z licznych narodowosocjalistycznych organizacji. Do narodowosocjalistycznego zwiazku narciarskiego. Do narodowosocjalistycznego towarzystwa krzewienia kultury fizycznej. Do wielkoniemieckiego narodowosocjalistycznego klubu motorowego. Do narodowosocjalistycznego zrzeszenia policjantow. Ktoregos popoludnia natknal sie nawet w Lustgarten na parade, ktora zorganizowala narodowosocjalistyczna liga odznaczonych medalem za uratowanie zycia.

— To bzdura.

— Wujek Erich mowi, ze to prawda.

Erich Helfferich. Wiec teraz zostal juz „wujkiem Erichem”? No, no. Zelota najgorszego rodzaju, pelnoetatowy biurokrata w berlinskiej siedzibie partii. Nadety, lypiacy malymi oczkami zza swoich okularow instruktor skautingu… March poczul, ze zaciska bezwiednie rece na kierownicy. Helfferich zaczal sie widywac z Klara mniej wiecej przed rokiem.

— On mowi, ze nie oddajesz hitlerowskiego salutu i ze robisz sobie zarty z partii.

— A skad on to wszystko wie?

— Mowi, ze w siedzibie partii maja na twoj temat teczke i ze niedlugo cie zamkna. To tylko kwestia czasu. — Chlopak prawie plakal ze wstydu. — Mysle, ze chyba ma racje.

Вы читаете Vaterland
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату