oficerowie we wszystkich armiach. Ale jego polajanki nie sa, tak jak w innych armiach, dobrodusznie teatralne. Jest to wyraz rzeczywistej pogardy dla biedakow, ktorzy za swoja biede nie moga winic nikogo procz siebie.
Przedstawiciele administracji obozowej, ktorzy maja po raz pierwszy zetknac sie z amerykanskimi jencami-szeregowymi, powinni wiedziec, co ich czeka. Nie oczekujcie braterskiej milosci nawet miedzy bracmi. Nie spodziewajcie sie zadnej wiezi pomiedzy jednostkami. Kazdy bedzie jak ponure dziecko, ktore marzy skrycie o smierci.”
Campbell opisywal dalej, czego Niemcy nauczyli sie na temat amerykanskich jencow. Zyskali wszedzie opinie najbardziej uzalajacych sie nad soba, najmniej kolezenskich i najbrudniejszych ze wszystkich jencow. Nie byli zdolni do zadnej zbiorowej akcji dla swego wlasnego dobra. Okazywali lekcewazenie wybranym ze swego grona przywodcom, odmawiali im posluszenstwa lub w ogole nie chcieli ich sluchac. Krzyczeli, ze nie sa lepsi od nich i zeby przestali strugac wazniakow.
I tak dalej. Billy Pilgrim zasnal i obudzil sie jako wdowiec w swoim pustym domu w Ilium. Jego corka Barbara robila mu wlasnie wyrzuty za pisanie osmieszajacych rodzine listow do gazet.
— Czy slyszysz, co do ciebie mowie? — dopytywala sie Barbara. Byl znowu rok 1968.
— Oczywiscie — odpowiedzial sennie.
— Jesli nadal bedziesz zachowywal sie jak dziecko, to bedziemy musieli odpowiednio cie traktowac.
— Zdarzy sie zupelnie co innego — powiedzial Billy.
— Zobaczymy jeszcze, co sie zdarzy.
Wielka Barbara zatarla rece.
— Strasznie tu zimno — powiedziala. — Czy ogrzewanie jest wlaczone?
— Ogrzewanie?
— Piec. To, co stoi w piwnicy. To, co ogrzewa powietrze w kaloryferach. Chyba jest popsuty.
— Mozliwe.
— Nie jest ci zimno?
— Nie zauwazylem.
— O Boze! Naprawde jestes jak dziecko. Jak cie tu zostawimy, zamarzniesz na smierc albo umrzesz z glodu.
I tak dalej. Z prawdziwa luboscia poniewierala jego godnosc w imie milosci.
Barbara wezwala rzemieslnika i zapedzila Billy’ego do lozka, wymuszajac na nim obietnice, ze do czasu naprawy ogrzewania bedzie lezal pod elektrycznym kocem. Nastawila regulator na maksimum i wkrotce w lozku Billy’ego mozna by piec chleb.
Kiedy Barbara wyszla zatrzaskujac za soba drzwi, Billy przeskoczyl w czasie z powrotem do ogrodu zoologicznego na Tralfamadorii. Wlasnie sprowadzono mu z Ziemi towarzyszke. Byla to Montana Wildhack, gwiazda filmowa.
Montana otrzymala duza dawke srodkow nasennych. Tralfamadorczycy w maskach gazowych wniesli ja do pomieszczenia Billy’ego, zlozyli na zoltej kanapie i wyszli przez sluze powietrzna. Ogromny tlum widzow byl zachwycony. Wszelkie rekordy frekwencji w Zoo zostaly tego dnia pobite. Kazdy Tralfamadorczyk chcial zobaczyc, jak Ziemianie to robia.
Montana byla oczywiscie zupelnie naga, podobnie jak Billy. Nawiasem mowiac, Billy mial imponujacego zaganiacza. Nigdy nie wiadomo, kogo czym los obdarzy.
Montana zatrzepotala powiekami, a rzesy miala jak firanki.
— Gdzie ja jestem? — spytala.
— Prosze sie nie obawiac. Wszystko jest w porzadku — powiedzial Billy lagodnie. Montana byla nieprzytomna przez cala droge z Ziemi. Tralfamadorczycy nie rozmawiali z nia ani nie pokazywali sie jej na oczy. Ostatnia rzecza, jaka pamietala, bylo to, ze opalala sie na basenie w Palm Springs w Kalifornii. Montana miala zaledwie dwadziescia lat. Miedzy jej piersiami zwieszal sie na srebrnym lancuszku medalion w ksztalcie serca.
Odwrocila glowe i ujrzala wokol kopuly chmary Tralfamadorczykow, ktorzy zgotowali jej owacje, szybko zamykajac i otwierajac swoje male zielone dlonie.
Montana krzyknela przenikliwie i dlugo nie mogla sie uspokoic.
Wszystkie male raczki zacisnely sie, gdyz widok przerazonej Montany nie nalezal do przyjemnych. Dyrektor Zoo kazal operatorowi dzwigu opuscic na kopule granatowy pokrowiec, majacy stwarzac zludzenie ziemskiej nocy. Prawdziwa noc zapadala tutaj tylko na godzine, co szescdziesiat dwie ziemskie godziny.
Billy wlaczyl stojaca lampe. Punktowe zrodlo swiatla uwypuklilo wszystkie szczegoly barokowego ciala Montany. Billy’emu przypomniala sie fantastyczna architektura Drezna przed bombardowaniem.
Stopniowo Montana nabrala zaufania do Billy’ego i pokochala go. Billy nie dotknal jej, dopoki nie dala mu wyraznie do zrozumienia, ze sama sobie tego zyczy. Po tygodniowym — wedlug ziemskiej rachuby czasu — pobycie na Tralfamadorii spytala go niesmialo, czy nie ma ochoty spac z nia w jednym lozku. Billy sie zgodzil. Bylo cudownie.
Potem Billy przeniosl sie z tego rozkosznego loza do innego lozka w roku 1968. Bylo to jego lozko w Ilium, z kocem elektrycznym wlaczonym na caly regulator. Ocknal sie zlany potem i przypomnial sobie jak przez mgle, ze corka kazala mu polozyc sie i lezec, dopoki nie naprawia pieca.
Ktos zapukal do drzwi sypialni.
— Kto tam? — spytal Billy.
— W sprawie pieca.
— No i co?
— Piec jest juz w porzadku. Grzeje.
— Dziekuje.
— Mysz przegryzla przewod termostatu.
— Niech mnie drzwi scisna!
Billy wciagnal powietrze. Jego lozko pachnialo jak piwnica, w ktorej hoduja pieczarki. Sen o Montanie Wildhack skonczyl sie wytryskiem.