— …nie moge temu zaprzeczyc, Barney, pracujac za jankeskie dolary. Ale wiesz, nie spodziewaj sie, ze o tej porze dnia nakrecisz cos w kolorze. — Machnal osmiomilimetrowym Bolexem, ktory zwisal mu z nadgarstka na skorzanym rzemieniu. — Powinienem naladowac to cacko Tri — X. Jest juz piata po poludniu.

— Nie obawiaj sie, Gino. Bedziesz mial tyle swiatla, ile zechcesz. Masz na to moje slowo. Popatrzyl w gore. Drzwi magazynu otworzyly sie i wszedl Amory Blestead.

— Witaj Amory. To nasz kamerzysta, Gino Capp — Amory Blestead, doradca techniczny.

— Milo mi pana poznac — Amory uscisnal dlon Gina — zawsze bylem ciekaw, w jaki sposob udalo sie panu stworzyc wrazenie tak odrazajacej rzeczywistosci w „Jesiennej milosci”.

— Ma pan chyba na mysli „Swinski swiat”. To nie bylo nic trudnego. Po prostu tak wygladaja pewne okolice w Jugoslawii.

— O Boze! — Amory odwrocil sie do Barneya. — Dallas prosil mnie, bym ci powiedzial, ze beda tu z Ottarem za jakies piec minut.

— W sam raz. Musimy poprosic profesora, by puscil w ruch swoja maszynerie.

Barney wdrapal sie na platforme ciezarowki i opadl na poniewierajace sie tam skrzynie. Bolaly go wszystkie miesnie. Udalo mu sie zdrzemnac ukradkiem przez godzine na sofie w gabinecie, lecz kolejne pilne wezwanie do L. M. zerwalo go na rowne nogi. Reszte czasu spedzil w jego biurze na mocno przydlugiej klotni, dotyczacej projektu budzetu. Tempo ostatnich godzin. dawalo o sobie znac.

— Przekalibrowalem cala aparatura — oznajmil profesor Hewett, z wyrazem najwyzszego szczescia na twarzy pokazujac cos na tablicy rozdzielczej.

— Gwarantuje najwyzsza precyzje zarowno przy poruszaniu sie w czasie, jak i w przestrzeni we wszystkich nastepnych przypadkach.

— Cudownie. Gdyby jeszcze udalo sie panu nastawic nas tak, bysmy przybyli dokladnie w to samo miejsce, o tej samej godzinie i tego samego dnia, co poprzednio. Swiatlo bylo wtedy wysmienite…

Drzwi otworzyly sie z trzaskiem i glosny, gardlowy spiew wypelnil wnetrze magazynu. Do srodka wtoczyl sie Ottar. Jens Lynn i Dallas Levy trzymali go mocno pod rece, niosac raczej niz podtrzymujac, gdyz Wiking byl zalany w trupa. Tex Antonelli podazal z tylu, ciagnac za soba roczny wozek, wypelniony opakowanymi skrzynkami. Zaladowanie Wikinga na ciezarowke wymagalo wspolnych wysilkow wszystkich obecnych. Zaraz potem stracil on zupelnie przytomnosc i tylko pomrukiwal cos do siebie szczesliwym glosem. Skrzynki zwalono na kupe obok niego.

— Co to takiego? — zainteresowal sie Barney.

— Dobra handlowe — Lynn wpychal kolejna skrzynie z nalepka , JACK DANIELS” przez otwarta klape ciezarowki. — Ottar podpisal kontrakt. Bylem niezwykle zdziwiony odkryciem tu tlumacza przysieglego znajacego islandzki…

— W Hollywood moze pan znalezc wszystko.

— Ottar zgodzil sie w koncu uczyc angielskiego pod warunkiem, ze wroci do domu. Rozwinelo sie w nim upodobanie do napojow destylowanych i umowilismy sie z nim na zaplata w wysokosci jednej butelki whisky za kazdy dzien nauki.

— Nie mogliscie wepchnac mu jakiejs zwyklej chory — spylal Barney w momencie, gdy windowano do samochodu kolejna skrzynie „Jacka Danielsa”. — Juz widze, jak sie bede z tego tlumaczyl lewymi rachunkami.

— Probowalismy — Dallas wpychal wlasnie trzecia skrzynie. — Podsunelismy mu troche „Old Overcoat” — to dziewiecdziesiecioprocentowy spirytus zbozowy, ale w ogole nie bylo o czym gadac. Juz zdazyl sobie wyrobic wyjatkowo wyrafinowane podniebienie. Dwa miesiace — piec skrzynek. Tak przewiduje umowa.

Lynn wdrapal sie do srodka i Barney mogl podziwiac jego wysokie do kolan buty, owijacze, mysliwska kurtke zaopatrzona w liczne kieszenie i mysliwski noz w pochwie.

— Po co panu ten stroj Old Shatterhanda? — spytal.

— W celu przezycia i dla zapewnienia sobie komfortu, naleznego istocie ludzkiej — odpowiedzial Lynn, szukajac miejsca na spiwor, a jednoczesnie ustawiajac skrzynie w trunkiem, ktore Dallas spychal na niego. — DDT przeciw wszom, ktore bez watpienia wystepuja tam w wielkiej obfitosci, tabletki do odkazania wody pitnej i stosowna ilosc konserw. Menu tamtej epoki jest dosc ograniczone i jestem tego pewien, raczej nie przystajace do wspolczesnych gustow. Stad pewne elementarne srodki ostroznosci.

— Calkiem niezle — powiedzial Barney. — Niech pan wsiada i zamknie drzwi. Ruszamy.

Mimo iz Vremiatron pojekiwal i trzeszczal z tym samym natezeniem co poprzednio, nie wywolywalo to juz takich sensacji, jak w czasie pierwszej podrozy. Odruchy warunkowe czlowieka epoki technologicznej wzuly gore i podroz w czasie stala sie dla nich rzecza tak powszednia, jak jazda winda, przelot odrzutowcem, podroz lodzia podwodna, czy start rakiety. Jedynie Gino, nowicjusz, denerwowal sie nieco, rzucajac zatrwozone spojrzenia na aparature elektroniczna i zagadkowy magazyn. Ale w obliczu zupelnego spokoju pozostalych — Barney zdrzemnal sie, a Dallas i dunski filolog spierali sie na temat celowosci otworzenia jednej z butelek whisky i konsekwencji tego czynu w postaci straty jednego dnia nauki dla Ottara — znacznie sie uspokoil. Gdy podroz w czasie dobiegla konca zerwal sie przerazony, lecz rychlo usiadl z powrotem, wreczono mu bowiem butelke, Jednak jego oczy rozszerzyly sie znacznie, gdy na zewnatrz ukazalo sie bladoniebieskie niebo, a zapach slonego morskiego powietrza wypelnil kabine samochodu.

— Fantastyczny trick — stwierdzil z uznaniem, wskazujac na swoj swiatlomierz. — Na czym to polega?

— Po szczegoly musisz sie zwrocic do profesora — odrzekl Barney, chwytajac dech po nieco zbyt wielkim lyku whisky. — To bardzo skomplikowane. Cos w rodzaju poruszania sie w czasie.

— Juz chwytam — Gino ustawil przyslone na 3,5. — Tak jak zmiany stref czasowych podczas lotu z Nowego Yorku do Londynu. Slonce wydaje sie stac w miejscu i ladujesz o tej samej godzinie co wyleciales.

— No wlasnie. Cos takiego.

— Fantastyczne oswietlenie. W sam raz do zdjec w kolorze.

— Kto prowadzi, ten nie pije — stwierdzil Dallas i wychylil sie, by wreczyc butelke Texowi, ktory usadowil sie za kierownica w szoferce. — Walnij lyka, ale tylko jednego i jazda naprzod, kolego.

Silnik zawarczal wreszcie przy akompaniamencie jeku startera. Patrzac ponad szoferka, Barney zauwazyl, ze jada dokladnie wyzlobiona przez opony innego samochodu, wyraznie widoczna w mokrym piasku i zwirze koleina. Jego pamiec przebila sie wreszcie przez poklady zmeczenia i zaczal walic wsciekle w metalowy dach szoferki nad glowa Texa.

— Wlacz klakson! — krzyknal.

Z rykiem zblizali sie do cypla. Barney ruszyl w kierunku wyjscia, potykajac sie o skrzynki i depczac spiacego Wikinga. Slychac bylo narastajacy warkot silnika drugiej wojskowej ciezarowki, ktora minela ich, zdazajac w przeciwna strone. Barney dopadl otwartej klapy i uchwycil sie kurczowo drewnianej ramy, na ktorej trzymala sie brezentowa plandeka nad jego glowa. Przez mgnienie oka widzial siebie samego stojacego w tyle drugiego samochodu. Siebie, z pobladla twarza i wytrzeszczonymi oczyma slowem idiote. Z uczuciem sadomasochistycznej przyjemnosci uniosl dlon i zagral na nosie swemu zbaranialemu drugiemu ja. Zaraz potem rozdzielil ich kamienisty przyladek.

— Duzy ruch w tych stronach? — spytal Gino.

Ottar siadl i zaczal masowac sobie bok, mamroczac pod nosem jakies brednie. Jens uspokoil go z latwoscia, oferujac tegi lyk z butelki. W tym momencie zahamowali, slizgajac sie na luznych warstwach kamieni.

— Chatka Puchatka — przystanek koncowy — krzyknal do tylu Tex.

Cuchnacy dym w dalszym ciagu wydobywal sie z kominowego otworu przysadzistego torfowego domostwa, lecz wokol nie byla zywego ducha. Bron i topornie wykonane narzedzia walaly sie bezladnie na ziemi. Ottar na poly wyskoczyl, a na poly wypadl z ciezarowki, ryknal cos, po czym chwycil sie oburacz za glowa w napadzie naglego zalu.

— Hvar erut per rakka? Komit ut(Gdzie jestescie psy? Wychodzcie!)

Zlapal sie za glowe po raz wtory, szukajac wzrokiem butelki, ktora Lynn przezornie usunal z pola widzenia. Z domu poczeli wychodzic trzesacy sie z przerazenia sludzy.

— Ruszamy — polecil Barney. — Wyladujcie te skrzynki i spytajcie Lynna, dokad trzeba je zaniesc. Nie ty, Gino! Chcialbym, zebys poszedl ze mna.

Wspieli sie na niskie wzgorze za budynkiem, brnac przez krotka, szorstka trawe i niemal potykajac sie o wyleniala, dziko wygladajaca koze, ktora z bekiem uciekla jak najdalej od nich. Ze szczytu rozciagal sie wyrazny

Вы читаете Filmowy wehikul czasu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату