pan na lodzie — i dobrze pan o tym wie. Jedziemy na calego!
Jedna reka Barney odepchnal wierzgajacego profesora, druga zas w tym samym momencie przekrecil regulator mocy na maksimum, odrywajac przy okazji pokretlo opornika. Tym razem efekt okazal sie daleko bardziej zauwazalny. Jek aparatury przerodzil sie w upiorne zawodzenie, od ktorego pekaly bebenki w uszach, przewody rozjarzyly sie jak wszystkie ognie piekielne, na metalowych elementach maszyny rozigraly sie bezustanne wyladowania elektryczne, a wlosy wszystkich obecnych stanely deba i sypnely iskrami.
— Wsadzono mnie na krzeslo elektryczne! — wrzasnal L.M. w momencie, gdy wraz z ostatnim spazmem energii wszystkie kable zaplonely oslepiajaco, eksplodowaly — i nastala ciemnosc.
— Tam! Patrzcie tam! — ryknal Barney, pstrykajac swoim Ronsonem, by rozproszyc mrok. Metalowa plyta byla pusta.
— Jestes mi winien dwa dolce.
— Patrzcie, zniknelo!!! Na co najmniej dwie sekundy, trzy… cztery… piec… szesc.
Nagle cygaro, wciaz jeszcze dymiace, ukazalo sie ponownie na plycie. L.M. chwycil je i zaciagnal sie gleboko.
— W porzadku, niech to sobie bedzie wehikul czasu. Ale w jaki sposob moze on pomoc przy produkcji filmow, albo przy wyciaganiu Climactic z bryndzy?
— Niech mi pan pozwoli wreszcie wyjasnic…
2
Szesciu obecnych w gabinecie mezczyzn rozsiadlo sie polkolem naprzeciw biurka L.M.
— Zamknac drzwi na klucz i przeciac kable telefoniczne — zarzadzil Greenspan.
— Jest trzecia nad ranem — zaprotestowal Barney. — Podsluch mozna wykluczyc.
— Jesli banki zwachaja, co sie tutaj dzieje, jestem zrujnowany do konca zycia, albo i na dluzej. Odciac kable.
— Pozwoli pan, ze sie tym zajme — Amory Blestead, szef departamentu technicznego Climactic Studios wstal i wydobyl z kieszeni na piersi kombinezonu izolowany srubokret.
Tajemnica wreszcie sie wyjasnila. Od roku moi chlopcy naprawiaja te cholerne kable mniej wiecej dwa razy na tydzien, pomyslal.
Pracowal szybko, sprawnie wyciagajac koncowki przewodow z gniazdek i rozlaczajac kolejno siedem telefonow, interkom, monitor telewizji wewnetrznej i linie specjalna. L.M. Greenspan obserwowal go uwaznie i nie odezwal sie ani slowem, dopoki nie stwierdzil osobiscie, ze wszystkie dziesiec kabli zwisa luzem.
— Meldowac — rzucil, dzgnawszy palcem w strone Barneya Hendricksona.
— Wreszcie mozemy zaczynac, L.M. Wszystko gotowe do rozruchu. Podstawowe urzadzenia Vremiatronu zostaly zbudowane w oparciu o dekoracje do „Zaslubin potwora z corka Thinga”, co umozliwilo nam pokrycie wszelkich kosztow z budzetu tego filmu. Dodam, ze w istocie nawet na tym zarobilismy maszyna profesora kosztuje bez porownania mniej niz wynosily nasze normalne wydal…
— Bez dygresji!
— W porzadku. Ostatnie sceny studyjne do tego filmu o potworze nakrecono dzis po poludniu, to jest, chcialem powiedziec, wczoraj po poludniu, dzieki czemu zdolalismy zalatwic paru monterow, ktorzy w nadgodzinach wypucowali cala maszynerie. Jak tylko sobie poszli, reszta z nas zamontowala ja na platformie wojskowej ciezarowki z filmu „Brooklinski kapus nr 1”,profesor zas podlaczyl i posprawdzal wszystko, co sie dalo. W efekcie calosc jest zapieta na ostatni guzik.
— Nie podoba mi sie ta ciezarowka. To sie moze wydac.
— Niemozliwe, panie L.M., podjelismy wszelkie srodki ostroznosci. Ciezarowka pochodzi z demobilu i byla przeznaczona do sprzedazy w zupelnie innym miejscu. Kupilismy ja absolutnie legalnie, naszymi zwyklymi kanalami, a Tex dotransportowal ja tutaj. Powtarzam panu, jestesmy zupelnie czysci.
— Tex? Tex! A ktoz to taki? Kim w ogole sa ci ludzie? — L.M. uniosl sie, toczac podejrzliwym wzrokiem po siedzacych przed nim osobach. — Wydaje mi sie, ze prosilem cie o maksymalna dyskrecje, o utrzymanie calej sprawy w tajemnicy, az przekonamy sie jak to dziala! Jezeli banki zwesza…
— Operacja zakrojona jest na mozliwie jak najmniejsza skale. Ekipa sklada sie ze mnie, profesora, ktorego pan zna, oraz Blesteade’a, panskiego szefa technicznego, z ktorym wspolpracuje pan od lat trzydziestu…
— Wiem, wiem… Ale ci trzej tutaj, co to za jedni? — L.M. wskazal palcem na dwoch milczacych, czarnowlosych osobnikow odzianych w „levisy” i skorzane kurtki, oraz wysokiego, nerwowego mezczyzne o jaskraworudej czuprynie.
— Tych dwoch z przodu to Tex Antonelli i Dallas Levy, kaskaderzy.
— Kaskaderzy? Jakie znow cuda masz tu zamiar przepchnac, sciagajac tych dwoch lewych kowbojow?
— Czy nie zechcialby pan odprezyc sie na chwile, panie L.M.? Realizacja tego projektu wymaga pomocy zaufanych ludzi, ludzi, ktorzy potrafia trzymac jezyk za zebami, a w wypadku jakiegos niebezpieczenstwa znaja sie dobrze na swojej robocie. Dallas sluzyl w piechocie liniowej, a zanim pojawil sie u nas, zyl z rodeo. Tex — trzynascie lat w marines, potem pracowal jako instruktor walki wrecz.
— A ten trzeci facet?
— To doktor Jens Lynn z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, filolog. Wysoki mezczyzna powstal gwaltownie i sklonil sie szybko w strone biurka.
— Specjalizuje sie w jezykach germanskich, czy w czyms takim. Bedzie naszym tlumaczem.
— Czy wszyscy panowie tutaj, jako czlonkowie zespolu zdajecie sobie sprawe z wagi tego przedsiewziecia? — spytal L.M.
— Placa mi za to — rzekl Tex — ze umiem trzymac gebe na klodke.
Dallas skinal glowa na znak milczacej zgody.
— To unikalna okazja — dorzucil gwaltownie Lynn, z nieznacznym dunskim akcentem. — Wzialem roczny urlop naukowy i jestem zdecydowany towarzyszyc panom nawet za nedzne pieniadze, jako konsultant historyczny… Wiemy przeciez tak malo o potocznym jezyku staronorweskim.
— W porzadku, w porzadku — chwilowo zupelnie uspokojony L.M. machnal reka. — A teraz — jak wyglada nasz plan. Prosze o szczegoly.
— Mamy zamiar wybrac sie w podroz probna — odparl Barney — by sprawdzic, czy wszystkie urzadzenia profesora naprawde dzialaja.
— Zapewniam pana… — usilowal wtracic profesor.
— Jesli tak — montujemy ekipe, piszemy scenariusz i krecimy film na miejscu. I to na jakim miejscu! Cala historia otwarta dla szerokiego ekranu. Jestesmy w stanie sfilmowac wszystko, utrwalic…
— I uratowac wytwornie od bankructwa — przerwal mu L.M. — Zadnych godzin nadliczbowych, zadnych klopotow z dekoracjami, zadnych problemow ze zwiazkami zawodowymi.
— No, no! Uwazaj pan — Dallas warknal, spogladajac spode lba.
— Rzecz jasna, nie mialem na mysli panskiego zwiazku — dorzucil pospiesznie L.M. — Cala ekipa zostaje zatrudniona od zaraz. Placa wedlug umow zbiorowych, ba, nawet wyzsza, plus wszelkiego rodzaju premie. Ruszaj, Barney, poki jeszcze nie wygasl moj entuzjazm i nie wracaj tu bez dobrych nowin.
Kroki idacych odbijaly sie glosnym echem w waskim, betonowym przesmyku miedzy dwoma gigantycznymi studiami dzwiekowymi. Cisza i samotnosc wymarlej wytworni sprzyjaly zwatpieniu i niewesolym myslom na temat ogromnej skali calego przedsiewziecia. Idac, bezwiednie zbili sie w ciasna gromadke. Wartownik na zewnatrz gmachu zasalutowal.
— Bezpiecznie jak u mamusi, sir. Absolutnie zadnych klopotow. — Jego glos przelamal nienaturalna cisze.
— Swietnie — odparl Barney — prawdopodobnie zostaniemy tu do rana. Wie pan, robota specjalna, prosze uwazac, by nikt nie krecil sie w okolicy.
— Mowilem o tym kapitanowi. Wydal juz chlopcom odpowiednie polecenia.
Barney zamknal za soba drzwi na klucz. Spod podtrzymujacych sufit krokwi rozblysly swiatla. Magazyn byl prawie pusty, z wyjatkiem kilku podpierajacych sciane, zakurzonych dekoracji i oliwkowo szarej ciezarowki z