— Lekarz, oczywiscie, zajmie sie tym lekarz. Jest tu moja sekretarka?
— Tak, panie Hendrickson — padla odpowiedz z hallu.
— Betty, wez pickupa, Tex cie podwiezie. Odszukaj profesora Hewetta i kaz mu sie zawiezc z powrotem do studio, tak by nie stracil na podroz ani jednej sekundy. On bedzie wiedzial co mam na mysli. Odszukaj naszego lekarza i sprowadz go tu jak najszybciej.
— Zadnego lekarza, zabierzcie mnie z powrotem… zabierzcie mnie z powrotem! — zawolal Ruf i ponownie jeknal.
— Rob, co ci kazalem, Betty. Pospiesz sie — Barney odwrocil sie do Rufa z szerokim usmiechem na twarzy i poklepal aktora po ramieniu.
— A teraz przestan sie zamartwiac, chociaz na chwile. Nie pozalujemy kosztow i wszystkie osiagniecia wspolczesnej medycyny beda na twoje uslugi. Oni czynia dzis cuda! Metalowe trzpienie wmontowane w kosc, sam wiesz… niedlugo bedziesz biegal nie gorzej niz dzis rano…
— Nie! Nie chce grac w tym filmie. Ten wypadek konczy wszystko. Zaloze sie, ze jest tak w kontrakcie. Chce wrocic do domu!
— Odprez sie, Ruf. Nie denerwuj sie, odpocznij. Prosze, niech pani z nim zostanie. Wszystko dobrze sie skonczy. — Lecz te slowa wypadly rownie blado, jak jego usmiech.
Pickup wrocil przed uplywem trzech minut. Do przyczepy wszedl lekarz, w towarzystwie objuczonego dwiema walizkami pielegniarza.
— Nie zycze sobie tu nikogo poza pielegniarka — zarzadzil.
Barney probowal protestowac, lecz w koncu wzruszyl ramionami. Ostatecznie nic nie mogl w tej chwili zrobic. Wyszedl i natknal sie na profesora Hewetta, dlubiacego wlasnie we wnetrznosciach Vremiatronu.
— Niech pan tego nie rozlacza. Chcialbym, zeby platforma na wszelki wypadek byla do uzytku dwadziescia cztery godziny na dobe.
— Poprawiam tylko przewody. Znaczna czesc obwodow nie byla dokladnie przetestowana, wie pan, ten pospiech. Obawiam sie, ze po pewnym czasie moga nie byc w pelni sprawne.
— Ile trwala ostatnia podroz? To znaczy, ktora godzina byla tam, kiedy pan wracal. Hewett popatrzyl na tarcze zegarka.
— Z dokladnoscia do kilku mikrosekund… teraz jest tam godzina 14, 35 minut i 52 sekundy… — To znaczy jest po pol do trzeciej po poludniu! Jak to sie stalo, ze minelo tyle czasu?
— To nie moja wina, zapewniam pana. Czekalem z platforma na powrot ciezarowki — i zjadlem wyjatkowo parszywy lunch z automatu. Jak rozumiem, lekarza nie bylo na miejscu i musieli go szukac, trzeba tez bylo odnalezc niezbedna aparatura medyczna, no i zanim wrocili…
Barney potarl dolek, w ktorym, jak czul, uformowala sie lodowata bryla wielkosci kuli armatniej.
— Film musi byc ukonczony do poniedzialku rano, a teraz jest sobota po poludniu. Jak dotad nakrecilismy trzy minuty nadajacego sie do wykorzystania materialu, a moj gwiazdor lezy ze zlamana noga. Czas! Nie miescimy sie w czasie! — Spojrzal dziwnie na profesora. — Czas? Dlaczego by nie? Mozemy miec do dyspozycji caly czas — jesli tylko zechcemy, nieprawdaz? Jest pan przeciez w stanie znalezc spokojne miejsce, w rodzaju tego, w ktore wyslal pan Charleya Changa. To samo mozna zrobic z Rufem. Tam sie wykuruje!
Zanim profesor Hewett zdazyl odpowiedziec, najwyrazniej czyms podekscytowany Barney ruszyl klusem przez oboz i wpadl do przyczepy Rufa nie zadajac sobie nawet trudu, by zapukac. Noga aktora oblozona byla lupkami az po biodro. Lekarz, ktory wlasnie mierzyl choremu puls, spojrzal na niego surowo.
— Drzwi byly zamkniete nie bez przyczyny.
— Dobrze to wiem i widza, ze nikt przez nie nie wchodzil. Przepiekna robota — dodal patrzac na Rufa. ale… czy pozwoli pan zapytac jak dlugo to potrwa?
— Dopoki nie zabiore go do szpitala… — To znakomicie! Niezwykle szybko!
— …gdzie zdejme tymczasowe lupki i zaloze gips. Wtedy potrwa to co najmniej dwanascie tygodni. To absolutne minimum. A potem pacjent bedzie musial chodzic o kulach nie krocej niz miesiac.
— Tak, nie wyglada to zle — w istocie rzeczy brzmi to zachecajaco, nawet bardzo zachecajaco. Chcialbym, aby pan dobrze sie opiekowal tym pacjentem, troszczyl sie o niego, jak o wlasne dziecko, a jednoczesnie spedzil w tym czasie wakacje. Wyszukamy cudowne, spokojne miejsce, w ktorym obaj bedziecie mogli odpoczac.
— Nie bardzo rozumiem o czym pan mowi, ale to, co wydaje sie pan sugerowac nie wchodzi w rachube. Mam praktyke i najprawdopodobniej nie moglbym sobie pozwolic na dwunastotygodniowa przerwa, ba! — nawet na dwudziestoczterogodzinna. Mam bardzo wazne spotkanie dzis wieczorem i musze natychmiast wracac. Panska sekretarka zapewnila mnie, ze bede w domu o czasie.
— Bezwzglednie — odparl Barney ze spokojna pewnoscia siebie. — Na dzisiejsze spotkanie przybedzie pan punktualnie, a w poniedzialek uda sie pan do pracy. W dodatku spedzi pan wakacje — calkowicie na nasz koszt. Poza tym zaplacimy panu trzymiesieczne honorarium. Czyz nie brzmi to wspaniale? Powiem panu w jaki sposob to nastapi…
— Nie!!! — zaskrzeczal ze swego lozka Ruf. Zdolal sie w nim nawet uniesc na tyle, by moc slabo potrzasac piescia. — Wiem, co probujesz zrobic, lecz moja odpowiedz brzmi: nie! Skonczylem z tym filmem. Widzialem, co sie stalo na plazy i nie chce brac w tym wiecej udzialu.
— Ale, Ruf…
— Nie probuj mnie zagadac, Barney, nie przekonasz mnie. Mam klopoty z noga i koncze z tym filmem, zreszta nawet gdyby nie ta noga, to miedzy nami wszystko i tak byloby skonczone. Nie zmusisz mnie do grania.
Barney otworzyl usta — mial na koncu jezyka bardzo trafna uwaga, swietnie okreslajaca walory Rufa jako aktora — lecz w naglym przyplywie niezwyklej u niego samokontroli, zamknal je z powrotem.
— Dobra, porozmawiamy o tym rano, jak sie dobrze wyspisz — wymamrotal przez zacisniete zeby i wyszedl, by nie powiedziec cos, czego pozniej moglby zalowac.
Zatrzymal sie przed przyczepa i zatrzasnal drzwi. Zdawal sobie sprawa, ze tym gestem zatrzasnal rowniez drzwi za filmem. A takze za swoja kariera. Ruf nie zmieni zdania, to jasne. Bardzo niewiele koncepcji bylo w stanie przedrzec sie przez zwaly miesni i kosci do jego watlego mozdzku, ale te, ktore dotarty zakorzenialy sie mocno. Nie byl w stanie zmusic tego cierpiacego na przerost muskulatury balwana do kuracji na jakiejs prehistorycznej wyspie, a rownalo sie to wyrokowi smierci na film.
Barney potknal sie i rozejrzal dokola. Nie zdajac sobie z tego sprawy przeszedl caly oboz i znalazl sie niemal przy samym brzegu. Stal samotnie na malym pagorku, z ktorego rozciagal sie widok na zatoka i okalajaca ja plaze. Slonce wisialo nisko nad horyzontem i zanurzalo sie w glab pasma chmur, rzucajac zzan zlote blaski. Odbijaly sie one w wodzie, lamiac sie i zmieniajac w plynne ornamenty na grzbietach leniwie toczacych sie fal. Ten widok zawieral w sobie caly urok dzikiego, bezludnego swiata. Barney nienawidzil go — znienawidzil wszystko, co go otaczalo. Podniosl lezacy u jego stop odlamek skaty i cisnal nim tak, jakby morze bylo tafla lustra, ktore chcial potluc i zniszczyc. Naderwal tylko reke, a kamien z grzechotem potoczyl sie po lezacych na brzegu otoczkach nie dosiegajac wody. Filmu nie bedzie. Barney zaklal glosno.
— Co to znaczy? — zabrzmial za jego plecami glos Ottara. Barney odwrocil sie.
— To znaczy zjezdzaj stad, ty zarosniety palancie!
Ottar wzruszyl ramionami i wyciagnal wielka lape, w ktorej trzymal kurczowo dwie butelki ,Jacka Danielsa”.
— Kolo mojego domu wygladales nie najlepiej. Napij sie.
Barney otworzyl usta i chcial powiedziec cos wyjatkowo obrazliwego, ale zdal sobie sprawe z kim rozmawia i niespodziewanie dla samego siebie odparl. — Dziekuje — po czym przyjal otwarta butelke. Poczul jak dlugi, bardzo dlugi lyk rozlewa sie przyjemnym cieplem po wnetrznosciach.
— Przyszedlem po moja dniowke. Jedna butelka. Ale Dallas mowil, ze za swoje srebro on kupic Ottarowi druga butelka. Za dzisiejszy pojedynek. To wielki dzien!
— Tak, dzis jest wielki dzien! Daj butelke. To zreszta dzien ostatni, poniewaz jest juz po filmie. Koniec. Szlus. Kaput! Rozumiesz co to znaczy?
Po krotkim „nie” Ottara nastapil dlugotrwaly bulgot.
— Domyslam sie, ze nie rozumiesz, ty naiwny synu natury. I co najsmieszniejsze, zazdroszcze ci.
— Nie, to nie byl Natura. To byl maz zwany Thord Konska Glowa. Moj ojciec.
— Doprawdy ci zazdroszcze, poniewaz twoj swiat jest prosty, bardzo prosty. Silna dlon, wysmienity apetyt, nie gorsze pragnienie i nigdy nawet chwilowych watpliwosci. Tak, samozwatpienie to stan w jakim my zyjemy.