jeszcze oszolomiona, lecz kiedy dalem jej orichalka, cisnela go na ziemie i splunela.

Kiedy wrocilem do celi, Agilus siedzial pod sciana ze skrzyzowanymi nogami.

— Nie pytaj mnie o Agie — powiedzial. — Wszystkie twoje podejrzenia sa sluszne, czy ci to wystarczy? Juz i jutro bede martwy, a ona poslubi tego starca, ktory daje jej pieniadze, albo kogos innego. Chcialem, zeby zrobila to wczesniej. Przeciez nie moglby zabronic jej widywania ze mna, jej wlasnym bratem. Teraz ja umre i nie bedzie musiala juz sie o to martwic.

— Rzeczywiscie, jutro umrzesz — skinalem glowa. — Wlasnie o tym chcialem z toba porozmawiac. Czy obchodzi cie, jak bedziesz wygladal na szafocie?

Opuscil wzrok na swoje rece, szczuple i delikatne, oswietlone tym samym promieniem slonca, ktory przed kilkoma chwilami rozpalil nad glowami jego i Agii zlociste aureole.

— Tak — odpowiedzial wreszcie. — Ona moze tam przyjsc. Mam nadzieje, ze tego nie zrobi, ale tak, obchodzi mnie to.

Poradzilem mu wowczas (zgodnie z tym, czego mnie uczono), zeby nie jadl zbyt wiele na sniadanie, na wypadek, gdyby mialo mu sie zrobic niedobrze i zeby oproznil wczesniej pecherz, bowiem zaciskajace jego ujscie miesnie rozluzniaja sie zaraz po ciosie. Przedstawilem mu rowniez, jak to zawsze czynimy, nieprawdziwy przebieg ceremonii, zeby nie wiedzial, ze wlasnie nadchodzi koniec, kiedy on istotnie nadejdzie. To klamstwo pozwalalo naszym klientom umierac z nieco mniejszym strachem. Nie wiem, czy mi uwierzyl, chociaz mam nadzieje, ze tak bylo. Jezeli jakiekolwiek klamstwo moze zostac usprawiedliwione w oczach Wszechstworcy, to z cala pewnoscia to wlasnie.

Kiedy wyszedlem z celi, orichalk zniknal. W miejscu, w ktorym lezal, widnial wyrysowany jego krawedzia na brudnej, kamiennej posadzce niezwykly wzor. Mogla byc to wykrzywiona w okrutnym grymasie twarz Jurupari albo jakas mapa, pokryta nieznanym mi pismem. Starlem go stopa.

30. Noc

Bylo ich piecioro: trzech mezczyzn i dwie kobiety. Czekali nie zaraz za drzwiami, ale w pewnym oddaleniu, co najmniej tuzin krokow od nich. Rozmawiali ze soba, mowiac po dwoje lub troje na raz, prawie krzyczac, smiejac sie, wymachujac rekami i rozdajac sobie kuksance. Ukryty w cieniu przygladalem im sie przez pewien czas. Nie mogli mnie tam zobaczyc, jako ze bylem zawiniety w moj fuliginowy plaszcz. Ja zas udawalem, ze nie wiem, kim sa. Mogli stanowic grupe lekko podpitych przyjaciol, wracajacych razem z jakiegos przyjecia.

Podeszli szybko, ale i z wahaniem. Bali sie, ze zostana odprawieni, a jednoczesnie byli zdecydowani sprobowac. Jeden z mezczyzn przewyzszal mnie wzrostem (z pewnoscia byl to nieprawy syn jakiegos arystokraty), mial okolo piecdziesieciu lat, a tusza dorownywal niemal karczmarzowi z Gospody Straconych Uczuc. Tuz obok niego szla szczupla, moze dwudziestoletnia kobieta o najbardziej wyglodnialych oczach, jakie kiedykolwiek zdarzylo mi sie widziec. Kiedy gruby mezczyzna stanal przede mna, tarasujac mi droge swoja tusza, ona znalazla sie tak blisko mnie, ii wydawalo sie niemal cudem, ze nasze ciala sie nie zetkniety. Jej dlonie o smuklych palcach poruszaly sie wzdluz rozciecia plaszcza, jakby chciala pogladzic mnie po piersi, czulem wiec sie tak, jakbym za chwile mial pasc ofiara jakiegos krwiozerczego ducha. Pozostali rowniez stloczyli sie dokola mnie, przyciskajac do sciany budynku.

— To juz jutro, prawda? Jak on sie czuje?

— Jak sie naprawde nazywasz?

— Ten jest rzeczywiscie paskudny, prawda? Czy to potwor?

Zadne z nich nie czekalo na odpowiedzi na swoje pytania i zadne, sadzac z tego, co widzialem, ich nie oczekiwalo. Zalezalo im tylko na mojej bliskosci i mozliwosci mowienia do mnie.

— Czy bedziesz go najpierw torturowal?

— Zabiles juz kiedys kobiete?

— Tak — odpowiedzialem.

— Zabilem. Raz.

Jeden z mezczyzn, niewysoki i szczuply, o wysokim, wypuklym czole intelektualisty, wpychal mi do dloni asimi.

— Slyszalem, ze wy niewiele zarabiacie, a ten to biedak, nie bedzie mogl ci dac napiwku.

Kobieta o siwych, opadajacych w nieladzie na twarz wlosach, usilowala wepchnac mi koronkowa chusteczke.

— Umocz ja we krwi. Cala, albo tyle, ile zechcesz: Zaplace ci pozniej.

Budzili we mnie odraze, ale i litosc. Szczegolnie trzeci mezczyzna, mniejszy nawet od tego, ktory dawal mi pieniadze, bardziej siwy od siwowlosej kobiety. Jego zgaszone oczy wypelnione byly szalenstwem, ale oprocz tego czail sie w nich cien jakiejs mysli, ktora wypalila sie w otchlaniach jego umyslu, az wreszcie zniknela jakakolwiek jej celowosc, a pozostala jedynie przyniesiona przez nia energia. Wydawal sie czekac, az pozostali skoncza mowic, a poniewaz wszystko wskazywalo na to, ze ta chwila nigdy nie nastapi, uciszylem ich gestem i zapytalem, czego chce.

— P-p-panie, kiedy bylem na Kwazarze, mialem swoja laleczke, genotwor, jakze piekna, o wielkich zrenicach niczym bezdenne studnie, o teczowkach fioletowych jak kwitnace latem astry lub bratki. Cale ich lany, Panie, musiano z-z-zebrac, zeby stworzyc te oczy i cialo, ktore zawsze wydawalo sie skapane w promieniach slonca. G-g-gdzie ona teraz jest, moje uspokojenie, moja kruszyna? Niech gwozdzie przebija d — ddlonie, ktore mi ja zabraly! Niech spadnie na nie lawina kamieni!. Gdzie zniknela ze skrzyneczki z drzewa cytrynowego; w ktorej nigdy nie spala, bo zawsze byla ze mna cala noc, a w niej czekala zawsze caly dzien, czuwajac bezustannie, Panie, usmiechajac sie, kiedy ja tam kladlem, zeby usmiechac sie rowniez wtedy, kiedy ja wyjmowalem? Jakze delikatne byly jej dlonie, jej male dlonie. Jak skrzydla g-g-golebicy. Moglaby latac po calej kabinie, gdyby nie to, ze wolala byc ze mna. Wkrec ich jelita w k-k-kolowroty, kaz im pozrec ich wlasne oczy! Pozbaw ich meskosci, wygol dokladnie, zeby nie poznaly ich kochanki, zeby wysmialy ich naloznice, zeby szydzily z nich uliczne dziewki. Czyn nad nimi swoja powinnosc. Gdziez byla ich litosc dla niewinnych? Czy choc raz zadrzala im reka, czy choc raz wezbral im w gardle szloch? Kto mogl uczynic to, co osi uczynili? Zlodzieje, falszywi przyjaciele, zdrajcy, mordercy i porywacze. Gdyby n-n-nie ty, gdzie bylyby ich nocne zmory, ich tak dawno obiecana zaplata? Gdzie bylyby lancuchy, kajdany, dyby i peta? Gdzie rozpalone do bialosci zelaza, ktore niszcza ich wzrok? Gdzie lamiace kosci kota, gdzie wbijajace sie w ich stawy gwozdzie? Gdzie moja ukochana, ktora utracilem?

Dorcas wpiela sobie we wlosy stokrotke; kiedy jednak szlismy wzdluz kamiennych scian (ja owiniety szczelnie w moj plaszcz, a tym samym calkowicie niewidoczny nawet dla kogos, kto by sie znalazl kilka krokow od nas); stokrotka zlozyla swoje platki do snu, wiec zamiast niej zerwala jeden z tych bialych, przypominajacych ksztaltem trabke kwiatow, ktore sa zwane kwiatami ksiezycowymi, bowiem w zielonkawym swietle ksiezyca same takie przybieraja taka barwe. Ani ona, ani ja nie mielismy nic do powiedzenia. Chyba tylko to, ze gdyby nie drugie z nas, bylibysmy calkowicie samotni, ale to mowily za nas polaczone silnym usciskiem dlonie.

Minela nas grupa dostawcow prowiantu — nieomylny znak, ze zolnierze szykowali sie do wymarszu. Od polnocy i wschodu otaczal nas Mur, przy ktorym sciany barakow i budynkow administracji wydawaly sie zaledwie piaskowymi konstrukcjami wzniesionymi przez dzieci, latwymi do zburzenia nawet przez przypadkowe tracenie noga. Na poludniu i zachodzie rozciagalo sie Okrutne Pole. Slyszelismy dobiegajacy stamtad dzwiek traby oraz okrzyki tych, ktorzy poszukiwali swoich przeciwnikow. Byla taka chwila, ze kazde z nas balo sie, iz drugie zaproponuje, zebysmy poszli tam, by przypatrywac sie pojedynkom. Zadne tego nie zrobilo.

Kiedy z wyzyn Muru rozlegl sie ostatni sygnal wzywajacy do gaszenia swiatel, wrocilismy z pozyczona swieczka do naszego bezokiennego, ciemnego pokoju. Drzwi nie mialy zadnego zamkniecia, ale przysunelismy do nich stol, na ktorym postawilismy lichtarz. Powiedzialem Dorcas, ze moze w kazdej chwili odejsc, bowiem iv przeciwnym razie wszyscy juz zawsze beda o niej mowili, ze byla kobieta oprawcy, oddajaca mu sie na stopniach szafotu za zbrukane krwia pieniadze.

— Te pieniadze ubraly mnie i nakarmily — odparla, zdejmujac z ramion moj brazowy plaszcz (siegal jej do kostek, a nawet nizej, i kiedy nie uwazala, jego skraj ciagnal sie za nia po ziemi) i gladzac surowe, zoltobrazowe plotno swej nowej sukni.

Zapytalem ja, czy sie boi.

Вы читаете Cien kata
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату