— Nie sadze, bysmy mogli rozmawiac ze soba o czyms konkretnym — odparl z lekkim wahaniem Blaine. — Moze tak w ogole, o religii…

— Nie jestes wierzacy, moj synu?

— Prawde mowiac, niezbyt.

— Nastaly bezbozne czasy — starszy mezczyzna potrzasnal bezradnie glowa. — Czasy, w ktorych trudno jest zachowac wiare, czasy nie sprzyjajace glebszej refleksji, kontemplacji… Wielu jest takich jak ty, moj synu. Wielu. To wlasnie tak mnie zasmuca. Zyjemy i dzialamy w czasach, kiedy dusza ludzka bardziej koncentruje sie na leku przed zlem niz na kontemplacji dobra. Prowadzi sie obecnie rozmowy o wilkolakach, inkubach i diable, mimo ze pojecia te — i strach przed nimi — zdawac by sie moglo, zostaly juz dawno wymazane ze swiadomosci ludzkiej.

Odwrocil sie niezgrabnie, by lepiej widziec Blaine'a.

— Szeryf wspomnial, ze jestes od Fishhooka.

— Nie ma wiec potrzeby, bym zaprzeczal.

— Nie rozmawialem dotad z nikim stamtad — mruczac pod nosem, jakby rozmawial sam ze soba, rzekl Ojciec Flanagan. — Slyszalem natomiast o Fishhooku wiele. Przewaznie niewiarygodne i przerazajace opowiesci. Byl tutaj, co prawda, ajent spalonego w swoim czasie Punktu Handlowego, lecz nie zdecydowalem sie na pogawedke z nim. Ludzie mogliby opacznie zrozumiec moje intencje.

— Po tym, co widzialem i czego doswiadczylem dzisiejszego ranka, tez tak sadze — wtracil cierpko Blaine.

— Oni twierdza, moj synu, ze posiadasz paranormalny…

— Chciales powiedziec, Ojcze, ze jestem dewiatem, czy tak? Nie ma potrzeby ubierania tego w ladne slowka.

— I rzeczywiscie nim jestes?

— Ojcze, jaki masz cel w tym, ze mnie o to pytasz? — byla w tym pytaniu niezamierzona agresja. — Czysto akademicka ciekawosc, moj synu. Czysto akademicka. Moge cie o tym z czystym sumieniem zapewnic. Po prostu sam sie tym problemem interesuje. Dla wlasnego uzytku. I spiesze zapewnic, ze cokolwiek powiesz, nie wyjdzie to poza obreb tej celi. Traktuj nasza rozmowe jako spowiedz.

— Powiem w takim razie ksiedzu jedna rzecz. Byly czasy, mroczne i straszne, gdy nauke traktowano jako najwiekszego i najgrozniejszego wroga prawdy. Prawdy religijnej. A dzis te czasy ponownie wrocily.

— Bo ludzie sie boja — odparowal natychmiast Ojciec Flanagan. — Zamykaja okna i tarasuja drzwi swych domostw. Nie opuszczaja noca mieszkan. Nosza amulety magiczne. Amulety-wyobraz sobie moj synu — zamiast poswieconego krzyzyka. Zawieszaja je na bramach i drzwiach swych siedzib. Szepcza miedzy soba rzeczy, ktore — zdawaloby sie — dawno, wraz ze sredniowieczem, bezpowrotnie przeminely. Przesiaknieci sa strachem do szpiku kosci. Stracili wiele ze swej starodawnej, zarliwej wiary. Oczywiscie, nie odprawiaja juz tych wszystkich barbarzynskich i okrutnych rytualow, ale one tkwia w nich gleboko. Widze je w ich oczach. Slysze w rozmowach. Wyczuwam w duszach. Stracili cala prostote wiary.

— Nie, Ojcze. To nie utrata wiary. To zagubienie…

— Caly swiat jest zagubiony — odparl sentencjonalnie kaplan, wzruszajac lekko ramionami.

Ma racje — pomyslal Blaine. Ma cholerna racje ten stary kaplan. Caly swiat jest zagubiony, gdyz stracil swego przewodnika, swego nowoczesnego bohatera. Kulturowy Ideal. Ludzie odrzucili go, a na nowy juz ich nie stac. Stracili kotwice, ktora chronila ich statek przed naporem nielogicznosci i absurdu; zegluja teraz bez map i kompasu po wzburzonym, obcym oceanie.

Do niedawna nauka wlasnie byla owym bostwem nowoczesnej kultury. Reprezentowala soba rozum i logike, precyzje, ktora, drazyla atom, wyrywala Czlowieka do gwiazd, wnikala w przepastne glebie wszechswiata. To ona, nauka, fundament i bohater calej kultury podarowala swym wyznawcom wygode, komfort i bezpieczenstwo. Posrod mnogosci rzeczy, wlasnie nauka stanowila dobro cenione najwyzej. Byla czyms, w co mozna wierzyc slepo i bez zastrzezen.

O jej wartosci decydowala namacalnosc jej wytworow: maszyny i technologia Bo nauka jako taka jest abstraktem, lecz maszyne mozna zobaczyc na wlasne oczy, mozna dotknac dlonmi, uslyszec jej warkot na wlasne uszy.

Ale nadszedl tragiczny dzien, w ktorym okazalo sie, ze mimo tych maszyn, mimo tej cudownej technologii, wszechswiat jest przed Czlowiekiem zamkniety. Zamkniety na zawsze. Owego wlasnie fatalnego dnia Czlowiek, niczym zbuntowany aniol stracony zostal z niebianskich wyzyn w mroczna otchlan Nory-Ziemi. I tego samego dnia Bostwo Nauka przestalo lsnic dotychczasowym blaskiem, a w duszach i umyslach ludzkich zakielkowaly pierwsze ziarna zwatpienia.

Potem nastapil ow drugi dzien, gdy Czlowiek wyrwal sie jednak ku gwiazdom; ale juz bez rakiet grzmiacych echem gromu bez stosow atomowych i strumieni antymaterii. Tego dnia zalamala sie wiara w technike. Nauka jednak egzystowala w dalszym ciagu — stale uzyteczna, stale wazna, stale potrzebna. Przestala jednak byc idealem, przedmiotem powszechnego kultu.

Bo choc Fishhook uzywal maszyn nie byly to narzedzia, ktore by Czlowiek mogl ustawic na oltarzu. Nie posiadaly guzikow i indykatorow, kol, tlokow, walow i dzwigni. Nie mialy nic wspolnego z obiegowym wyobrazeniem poteznej, wszechmocnej maszyny. Byly dziwne i obce, niepojete i straszne. Nastapil rozbrat miedzy Czlowiekiem a Technika.

W ten sposob swiat utracil swe Kulturowe Bostwo. Ale natura ludzka jest tak uksztaltowana, ze nie znosi prozni. Musi miec jakis autorytet, ideal, cos, czemu mozna zaufac i wierzyc; pustka jest przestrzenia, ktora domaga sie wypelnienia.

Sily parapsychiczne, tkwiace w Czlowieku, byly wystarczajaco dziwaczne i obce, by zajac miejsce zdetronizowanej nauki. Ale z chwila, gdy cos tak konkretnego, jak nauka, zostalo zastapione czyms tak enigmatycznym niepojetym i zatrwazajacym jak parapsychika ludzkiego mozgu, najbardziej zwariowane kulty stawaly sie calkiem usprawiedliwione. W silach paranormalnych tkwila jednak obietnica spelnienia wszelkich zyczen i tesknot Czlowieka, najbardziej nawet nierealnych, najbardziej fantastycznych.

Bo to byla Magia.

Swiat cofnal sie w rozwoju i stanal ponownie w obliczu Magii.

Wahadlo wychylilo sie zbyt daleko i wracajac — juz sila inercji — cofnelo sie rowniez za daleko. Czlowiek, pozbawiony swego Kulturowego Idealu, pozyskal na jego miejsce upiorny swiat neozabobonu, wkraczajac tym samym w posepna epoke nowego Sredniowiecza.

— Stoje bezradny wobec tej sytuacji — przerwal Blaine'owi rozmyslania Ojciec Flanagan. — A to jest przeciez cos, co ze swej natury musi obchodzic sluge Kosciola. Wszystko bowiem, co dotyczy ludzkich umyslow i dusz zywo interesuje Kosciol i Ojca Swietego. Na tym zreszta polega historyczna rola i znaczenie Rzymu.

Blaine poczul cos w rodzaju sympatii dla ksiedza, podziwu dla jego szczerosci. Nie zdolal jednak opanowac w swym glosie goryczy i ironii.

— Wiec przybyles tu, by mnie podpytywac, Ojcze?

Ksiadz zalosnie pokiwal schylona glowa, a w glosie zabrzmial nieskrywany smutek:

— Pragnalem, bys nie traktowal mojej wizyty w ten wlasnie sposob. No coz, stalo sie. Przyszedlem do ciebie jako do czlowieka, ktory jest w stanie mi pomoc. Mnie, a wiec i Kosciolowi, gdyz jemu sluze. Bo Kosciol, moj synu, tez czasem rozpaczliwie potrzebuje pomocy. Nie jest to wyznanie proste, wiem. Ale przez tysiaclecia trwania Kosciola nagromadzilo sie w nim wiele rzeczy, z ktorymi nie potrafi sobie poradzic. Zebralo sie przez nadmierna dume i pyche Kosciola. A ty jestes czescia tego wlasnie, co tak zatrwaza Kosciol, czegos, przed czym my, jego sludzy, stoimy z bezradnie opuszczonymi rekoma. I sadze, ze w was, w dewiatach, tkwi sedno problemu. A ty — jako jeden z nich — bylbys moze w stanie mi pomoc.

Nie mam osobiscie nic przeciwko temu, choc bardzo watpie, czy cokolwiek to zmieni. A ostatecznie ty tez, Ojcze, jestes czescia tego, co sie wyprawia w tym miescie.

Tu sie bardzo mylisz, moj synu — zywo zaoponowal Ojciec Flanagan. — Kosciol, a wiec i ja, niczego nie sankcjonuje ani nie potepia. Po prostu w tej chwili my, sludzy bozy, posiadamy jeszcze zbyt malo danych.

Opowiem wiec o sobie — zgodzil sie nieoczekiwanie Blaine. — Jestem badaczem u Fishhooka. Moja praca polega na tym, ze opuszczam Ziemie i lece do gwiazd. Wchodze do maszyny — moze zupelnie maszyny, raczej skomplikowanego urzadzenia — ktore pozwala uwolnic sie memu umyslowi i umozliwia mi przeskok we wlasciwym kierunku. No i oczywiscie upraszcza nawigacje…

Blaine urwal, usmiechnal sie lekko, jakby z zazenowaniem:

Вы читаете Czas jest najprostsza rzecza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату