tylko znalezc Czerwonego Wrobla. I trzymac sie jak najdalej od kosmitow. I od Pani Smierc.

Pociagnalem jeszcze lyk wodki. Poczulem sie lepiej. Przez chwile.

38

Nastepnie polaczylem sie z Johnem Bartonem. Kierowal drukarnia na polnocy.

– John, tu Belane…

– Swietnie, ze dzwonisz, Nick. Jak ci idzie?

– Wolno, John. Przydaloby mi sie troche wiecej informacji o Czerwonym Wroblu.

– Widzisz, chcielismy, zeby Czerwony Wrobel byl znakiem firmowym naszej drukarni. Znanym na calym swiecie. Ale potem dowiedzialem sie, ze Czerwony Wrobel faktycznie istnieje. Jesli to prawda, musimy go znalezc.

– Nic wiecej nie wiesz?

– No nie… Ale przeczucie mi mowi, ze on gdzies jest.

– Widziales go?

– Nie. Ale slyszalem, ze go widziano.

– Slyszales? Od kogo?

– Nie moge ujawnic zrodla. To scisle tajne.

– A jak juz znajde tego ptaszka? Co mam zrobic? Zlapac go?

– Nie, nie. Dostarcz mi tylko dowodow, ze istnieje. Musze zaspokoic swoja ciekawosc.

– A jak go nigdy nie znajde?

– Jesli istnieje, znajdziesz. Wierze w ciebie.

– Sluchaj, to najbardziej pomylona sprawa, jaka kiedykolwiek prowadzilem.

– Zawsze mowie wszystkim, ze jestes swietnym detektywem.

Udowodnij, ze sie nie myle. Znajdz Czerwonego Wrobla.

– No dobrze, John. Popracuje nad tym. Ale mam juz swoje lata. Budze sie zmeczony. Chyba moj umysl nie jest tak sprawny jak kiedys…

– Jestes w kwiecie wieku! Poradzisz sobie.

– No dobrze, John. Sprobuje…

– Doskonale!

Odlozylem sluchawke. No wiec tak to wygladalo. Od czego by tu zaczac?

Postanowilem zajrzec do najblizszego baru.

Dochodzila 3 po poludniu. Usiadlem na stolku. Podszedl barman. Wygladal na samotnego goscia. Brakowalo mu powiek. Na paznokciach mial namalowane male zielone krzyze. Jeszcze jeden swir. Wszedzie sie czlowiek na nich natyka. Prawie wszyscy ludzie sa rabnieci. A ci, ktorzy nie sa rabnieci, sa wsciekli. A ci, ktorzy nie sa ani rabnieci, ani wsciekli, sa zwyczajnie glupi. Nie mialem cienia szansy. Musialem wegetowac i czekac na koniec. Ale to byla ciezka praca. Niewyobrazalnie ciezka. Zmusilem sie, zeby spojrzec na barmana.

– Szkocka z woda – powiedzialem.

Nie ruszyl sie.

– Szkocka z woda – powtorzylem.

– Aha – mruknal. Odmaszerowal.

Katem oka zobaczylem, jak wchodzi. Dlaczego mowi sie „katem oka”? Oczy nie maja katow. W kazdym razie zobaczylem, jak wchodzi. Stara znajoma. Usiadla na stolku po mojej prawej.

– No i co, cwaniaczku? Stawiasz? – zapytala.

– Pewnie, mila pani.

To byla Pani Smierc.

– Hej, koles! – zawolalem do barmana. – Podaj pan dwie!

– He?

– Podaj pan dwie szkockie z woda, jak pragne zdrowia!

– Aha. Dobrze.

– Co porabiasz, grubasku? – spytala Pani Smierc.

– Rozwiazuje sprawy. Jak zwykle.

– Czyli wolno albo wcale.

– Nie, nie, kochana. Moze Pani nie wie, ale jestem najlepszym detektywem w Los Angeles.

– Tez mi sztuka.

– Lepsze to niz drapanie sie po jajach.

– Nie pozwalaj sobie, grubasie, bo cie zdmuchne jak swiece.

– Przepraszam, przepraszam. Taki jestem roztrzesiony, ze sam nie wiem, co gadam. Moze jak sie napije, to mi przejdzie.

Barman postawil przed nami szklanki.

– Co sie stalo z twoimi powiekami? – spytala go Pani Smierc.

– Dzis rano wybuchl mi piecyk…

– Jak bedziesz odtad spal w nocy? – zapytala.

– Owine sobie glowe recznikiem.

– Nie moglbys pan zrobic tego teraz? – spytalem.

– Dlaczego?

– Mniejsza… – Zaplacilem za oba drinki.

Unioslem szklanke. Pani Smierc rowniez.

– Za dlugie zycie – powiedziala.

– Pewnie, za dlugie zycie.

Stuknelismy sie szklankami i wychylili je do dna. Zamowilem druga kolejke…

Siedzielismy tam okolo 30 minut, kiedy znow ktos pchnal drzwi. Kobieta. Weszla i usiadla na stolku po mojej lewej. 2 kobiety to 2 razy tyle klopotow. Siedzac miedzy nimi, czulem sie jak w imadle. Udupiony.

Druga kobieta byla Jeannie Nitro.

Polecilem barmanowi, zeby podal jeszcze jedna szkocka z woda.

– Nick – szepnela Jeannie – musze z toba pogadac. Kim jest ta zdzira, ktora siedzi obok ciebie?

– Nie zgadniesz – odparlem.

Pani Smierc tez mi zadala szeptem pytanie.

– Kim jest ta zdzira?

Kelner przyniosl szkocka i Jeannie jednym haustem oproznila szklanke.

– No, chyba czas, zeby panie sie poznaly… – powiedzialem.

Zwrocilem sie do Pani Smierc.

– Przedstawiam pani Jeannie Nitro…

Zwrocilem sie do Jeannie Nitro.

– Przedstawiam ci Pania… Pania…

– Pania Iscmer – podpowiedziala Pani Smierc.

Spojrzaly na siebie.

Hm, to moze byc bardzo ciekawe, pomyslalem.

Skinalem na kelnera, zeby przyniosl nam nastepna kolejke…

39

I tak tkwilem miedzy Kosmosem a Smiercia. Jedno i drugie pod postacia Kobiety. Jakie mialem szanse? Tymczasem powinienem byl szukac Czerwonego Wrobla, ktory moze w ogole nie istnial. Dziwnie sie czulem. Nigdy sie nie spodziewalem, ze tak sie wszystko pokomplikuje. Ledwo rozumialem, co sie dzieje. Jak sie mialem

Вы читаете Szmira
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×