– Czerwony Wrobel.
– I co dalej?
– Wiemy, ze go pan szuka.
– „Wiemy”? Kto wie?
– Tego nie moge wyjawic.
Wstalem, obszedlem biurko i zlapalem goscia za przod zniszczonej koszuli.
– A jak cie zmusze do gadania? Jak tak cie kopne, ze wyleci z ciebie wszystko, co wiesz?
– To nic nie da. Niewiele wiem.
Jakos mu uwierzylem. Puscilem go. O malo nie upadl. Wrocilem na swoje miejsce.
– Nazywam sie Amos – powiedzial – Amos Redsdale. Moge naprowadzic pana na trop Czerwonego Wrobla. Interesuje to pana?
– Co masz?
– Adres. Adres pewnej babki. Wie wszystko o Czerwonym Wroblu.
– Ile chcesz?
– 75 dolcow.
– Szpulaj sie, Amos.
– Nie chce pan? No to ide. Musze zdazyc na pierwsza gonitwe.
Mam cynk, jak obstawic porzadek.
– 50 dolcow.
– 60 – powiedzial Amos.
– Dobra, dawaj adres.
Wyciagnalem 3 dwudziestki, a on podal mi zlozona kartke. Rozlozylem i przeczytalem: „Deja Fountain, Rudson Drive 3234 m. 9. Zachodnie Los Angeles”.
– Sluchaj, Amos, mogles wyssac ten adres z palca. Skad mam wiedziec, czy jest cokolwiek wart?
– Niech pan tam pojedzie, Belane. Sam sie pan przekona.
– Dla twojego dobra, Amos, mam nadzieje, ze nie robisz mnie w konia.
– Musze isc, bo sie spoznie – rzekl. Odwrocil sie, ruszyl do drzwi i wyszedl na korytarz.
A ja zostalem z kartka, ubozszy o 60 dolcow.
41
Zaczekalem do wieczora, pojechalem pod wskazany adres i zaparkowalem woz. Ladna dzielnica. Definicja ladnej dzielnicy: taka, na ktora cie nie stac. Lyknalem wodki, wysunalem sie zza kierownicy, zamknalem za soba drzwi i ruszylem w strone budynku. Nacisnalem guzik przy plakietce „Deja Fountain”. Uslyszalem glos, slodki, ale jakby zdenerwowany:
– Tak?
– Do pani Dej i Fountain. W sprawie Czerwonego Wrobla.
Skierowal mnie Amos Redsdale. Nazywam sie Nick Belane.
– Nie mam pojecia, o czym pan mowi, do licha.
– Kurwa!
– Slucham?
– Nic, nic. Nabral mnie…
– Tylko zartowalam. Prosze wejsc.
Rozleglo sie glosne bzyczenie. Pchnalem drzwi. Otworzyly sie. Szedlem po puszystej wykladzinie, az dotarlem do mieszkania numer 9. Co takiego ma w sobie 9? Zawsze wydawala mi sie grozna. Ale tez wiekszosc cyfr napawa mnie lekiem. Lubie tylko 3, 7 i 8 oraz ich kombinacje.
Zadzwonilem. Uslyszalem kroki. Po czym drzwi otworzyly sie.
Byla oszalamiajaca. Czerwona sukienka. Zielone oczy. Dlugie ciemne wlosy. Mloda. Z klasa. Zgrabny tylek. Zapach miety. Jej wargi ulozyly sie w usmiech.
– Prosze, panie Belane.
Wszedlem za nia do pokoju. Nagle cos twardego wbilo mi sie w plecy.
– Stoj, bialasie! Lapy do gory! Zobacz, czy dasz rade dotknac nimi sufitu, bialasie!
Gosc zaczal mnie obmacywac. Znalazl moja spluwe i ja zabral.
– W porzadku, moze sie pan odwrocic, panie Belane.
Odwrocilem sie. Duzy facet, ale bialy.
– Pan jest bialy! – zdziwilem sie.
– Pan tez – rzekl.
– No tak, ale tylko czarni nazywaja bialych bialasami.
– Najwyrazniej nie tylko – oznajmil. – Oddam panu spluwe, kiedy bedzie pan wychodzil.
Udalem sie za Deja do nastepnego pokoju. Wskazala mi fotel. Byl to obszerny pokoj. Zimny. Tchnelo w nim groza.
Deja ulokowala sie na kanapie, wyjela z pudelka male cygaro, zdjela celofan, polizala je, odgryzla koniec, przytknela zapalke, zaciagnela sie, po czym wypuscila seksownie klab blekitnego dymu. Wbila we mnie zielone slepia.
– Rozumiem, ze szuka pan Czerwonego Wrobla.
– Tak, dla klienta.
– Kim jest panski klient?
– Tego nie moge zdradzic.
– Cos mi sie zdaje, ze sie zaprzyjaznimy, panie Belane. Bardzo serdecznie zaprzyjaznimy.
– Naprawde, he?
– Na swoj sposob jest pan niezwykle przystojnym mezczyzna.
Na pewno pan o tym wie. Widac, ze dobrze sie pan czuje w swoim ciele. To bardzo pociagajace. Wiekszosc mezczyzn krepuje sie tego, ze ich cialo zmienia sie z wiekiem.
– Mowi pani powaznie?
– Prosze mi mowic po imieniu.
– Mowisz powaznie, Deja?
– Uhm… moze usiadziesz kolo mnie?
Podnioslem tylek i posadzilem obok niej, na kanapie. Usmiechnela sie.
– Napijesz sie?
– Pewnie. Najchetniej szkockiej z woda sodowa.
– Bernie, przynies, prosze, szkocka z woda sodowa – powiedziala.
Po kilku chwilach zjawil sie bialas, ktory zabral mi spluwe. Na stoliku przede mna postawil szklanke.
– Dziekuje, Bernie.
Odszedl, zostawiajac nas samych.
Pociagnalem haust szkockiej. Niezla. Calkiem niezla.
– Polecono mi, zebym ci przekazala, ze masz przestac sie interesowac Czerwonym Wroblem – oznajmila Deja.
– Nigdy nie rezygnuje z zadnej sprawy, chyba ze na zyczenie klienta.
– Z tej zrezygnujesz.
– E tam.
– Przeszkadza ci, ze pale cygaro?
– E tam.
– Chcesz pociagnac?
– Aha.
Deja podala mi cygaro. Zaciagnalem sie gleboko, wypuscilem dym, oddalem je dziewczynie. Przez chwile wszystko w pokoju wydawalo mi sie niezwykle wyrazne, po czym nagle sciany zaczely sie przekrzywiac, dywan uniosl sie i opadl. Tuz przede mna blysnelo niebieskie swiatlo. Nagle poczulem jej wargi na swoich. Pocalowala